INTERIA.PL: Na derby łatwiej będzie o pełną mobilizację, niż na mecz towarzyski, jaki rozegrałeś w barwach reprezentacji przeciwko Węgrom? Kamil Kosowski: Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że trudniej mi się będzie skoncentrować do derbów. - Dlaczego? - To będą moje pierwsze derby Krakowa i przyznam szczerze, że nie czuję żadnego ciężaru gatunkowego. - Czyżbyś już myślami był przy meczu z Legią, które czeka was w następnej kolejce? - Raczej nie. Zawsze najważniejszy jest ten najbliższy mecz, czyli ten z Cracovią. Ale co to za derby, jak na stadionie jest trzy tysiące ludzi!? - Jacek Wiśniewski zawadiacko zapowiada, że skopie ci tyłek. - Dobrze, niech skopie. - Skąd ten spokój? Z poczucia, że jesteście zdecydowanie silniejsi i Cracovia nic wam nie może zrobić? - Absolutnie nie powiem, że jesteśmy lepsi, czy silniejsi. Wychodzimy na mecz tak, jak na każdy inny i będziemy walczyć o trzy punkty. - Słyszałeś coś o specyfice krakowskich derbów? - Szczerze powiem, to chłopcy mówili mi tylko o atmosferze panującej na stadionie Cracovii. O tym, że się nasłucham, ale tak jak powiedziałem - będzie mało ludzi. No szkoda, że na taki mecz przyjdzie tylko trzy tysiące ludzi. Powinno być dwadzieścia! - Kogo z Cracovii cenisz? - Jedynym piłkarzem, którego nazwisko pamiętam, to jest Pawlusiński. On bardzo dobrze wykonuje stałe fragmenty gry. Wiśnia? Oczywiście, że znam go dobrze, ale w moim przekonaniu on nie jest ofensywnym pomocnikiem. Z Jackiem jesteśmy bardzo dobrymi kolegami. Graliśmy razem. To jest człowiek o wielkim sercu, wspaniałym charakterze. Miło będzie się spotkać. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL