INTERIA.PL: Coraz głośniej o przedłużających się Twoich negocjacjach z Wisłą o nowym kontrakcie. Czy już wiesz, gdzie będziesz grał w nowym sezonie? Kamil Kosowski: Mówiąc szczerze, to pojawiło się kilka propozycji z klubów zagranicznych. W luźnych, żartobliwych rozmowach do przejścia zachęcały mnie też dwa kluby z Polski, ale to kategorycznie odpada. Dlaczego? - Wisła jest dla mnie najważniejsza i nie będę grał w żadnym innym klubie w Polsce. Bardzo chciałbym, żeby w końcu wyjaśniła się ta sprawa. Chcę wiedzieć, czy dostanę w Wiśle takie warunki, jakie bym chciał, czy tak jak to mówi pan Bednarz (dyrektor sportowy Wisły - przyp. red.), klub będzie prezentował stanowisko w stylu "Jak nie będzie szczerej chęci ze strony Kosowskiego, to nie podpiszemy z nim umowy". Chciałbym przede wszystkim, żeby powiedzieli prawdę na jakich warunkach jestem teraz w klubie. Wydaje mi się, że tu jest obraz delikatnie zamazany. Wszyscy myślą, że nie wiadomo jakie pieniądze zarabiam i biję się o jeszcze większe. Chciałbym, aby osoby, które są upoważnione do tego, powiedziały prawdę jak to wygląda. Co do przyszłości? Nie powiem nic nowego: Wisła to jest mój klub. Ja bym bardzo chciał tutaj zostać, ale ...Tak jak zawsze prezes Cupiał (właściciel Wisły - przyp. red.) pytał, sprzedając mnie - czy ja się czuję gorszy od innych piłkarzy zagranicznych, a ja zawsze mówiłem, że nie. Na to prezes mówił: "No to dlaczego masz być sprzedawany taniej od nich". Nie ma problemu. Jak ktoś będzie chciał mnie kupić, to niech Wisła zażąda tyle, ile prezes Cupiał chce. Nie atakuję prezesa. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że dla klubu wespół z drużyną zrobiłem dużo. I chciałbym mieć prawo też tak mówić, jak prezes wtedy, bo ja się nie czuję gorszy od piłkarzy, którzy grają w Legii, Lechu, czy nawet Bełchatowie, a zarabiają naprawdę przyzwoite pieniądze. Jeżeli klub faktycznie będzie chciał mnie zatrzymać, to z miłą chęcią podpiszę dłuższy kontrakt. Do tej pory grasz na starym kontrakcie, czyli zarabiasz tyle, ile zarabiałeś przed odejściem do Niemiec? - Bardzo bym chciał, aby to powiedział dyrektor sportowy Bednarz, ale prawda jest taka, że ja nie mam w ogóle kontraktu! Jestem pracownikiem Wisły Kraków, pracuję na umowę o pracę. Dlatego niech wszyscy - dziennikarze i kibice zrozumieją, na jakich zasadach jestem w klubie, czego się ode mnie wymaga, a czego mi się nie chce zapewnić. Przyszedłem tu właściwie jako wolny zawodnik. Wisła nie musiała za mnie płacić, choć normalnie za takiego piłkarza jak ja, musiałaby zapłacić innemu klubowi i jeszcze skusić samego zawodnika. Przyszedłem tu jako wolny zawodnik i wydaje mi się, że tak powinni mnie traktować. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL