Justyna Krupa, Interia: Na początku, gdy szykował się pan do pierwszej rozmowy z prezesem Wisły Kraków Jarosławem Królewskim wcale nie myślał pan chyba o roli dyrektora sportowego. Jak to się stało, że ostatecznie objął pan tę funkcję w krakowskim klubie? Kiko Ramirez, dyrektor sportowy Wisły Kraków: - Spróbowałem skontaktować się z Wisłą, bo uważałem, że jestem w stanie pomóc klubowi w sytuacji, w której się znajduje. Skontaktowałem się z Jarkiem i on przyznał, że sam miał w planach telefon do mnie. Szybko się okazało, że świetnie się rozumiemy w wielu aspektach. Chcę zaznaczyć, że nie dzwoniłem do niego absolutnie z pomysłem, by trenować drużynę. Nie dzwoniłem też z nadziejami na żaden wysoki kontrakt. Chciałem po prostu powiedzieć mu, że jestem otwarty na to, by pomóc klubowi. W tamtym momencie akurat nie prowadziłem żadnej drużyny jako szkoleniowiec. Przede wszystkim bowiem jestem trenerem. Otworzyła się możliwość, by wrócić do krakowskiego klubu, ale chciałem, by to był powrót w istotnej roli. Tak, bym miał realną decyzyjność. Odbyliśmy z dwie - trzy wideokonferencje i powiedziano mi, że darzą mnie zaufaniem. Przyznano, że w tamtym momencie nie było w klubie stanowiska dyrektora sportowego i dostałem pytanie, czy byłby za objęciem takiej funkcji. Zgodziłem się. Teoretycznie bywa, że dyrektor sportowy przychodzi do klubu przyprowadzając jednocześnie trenera, ale akurat Wisłę trenuje Radosław Sobolewski, który był przecież w przeszłości moim`asystentem, bardzo go cenię i bardzo dobrze się dogadujemy. Myślę, że jemu też ten cały projekt się spodobał. I tak ponownie trafiłem do Krakowa. To fakt, że zawsze podkreślał pan, że Sobolewski kiedyś powinien objąć Wisłę na dłużej. - Teraz liczę na ciężką pracę, by móc wykorzystać możliwości rynku. Musimy się dostosować do ograniczeń finansowych klubu. Musimy ściągnąć takich graczy, którzy byliby świadomi, gdzie trafiają. Gdy będziemy w stanie sprawić, by na poziomie sportowym to wszystko dobrze funkcjonowało, temat finansów też się poprawi. 80-90 procent drużyny już mamy. Możemy dodać do tego kilku zawodników, ale na ten moment niezbyt wielu i starannie wyselekcjonowanych. Nie chcemy sprzedawać nierealnych projektów. Wisła to klub, który w tym momencie przeżywa trudne chwile, ale jeśli uda się poprawić aspekt sportowy, to przecież Wisła ma potencjał w postaci licznych kibiców, wspaniałego miasta, stadionu. Dla mnie byłaby to możliwość zrobienia czegoś bardzo istotnego w życiu - pomoc Wiśle. Na konferencji prasowej przyznałem, że - nie pytajcie mnie, dlaczego - ale stałem się lata temu fanatykiem Wisły. U mnie w domu od dawna Wisłę traktujemy z dziećmi jako "nasz" klub. W przypadku wielu piłkarzy z zagranicy, którzy kiedyś grali w Krakowie też to tak działało. Do dziś śledzą, co dzieje się z krakowskim klubem, bywają na meczach itd. - Jak wiecie, ja też przez ostatnie lata cały czas byłem na bieżąco z sytuacją Wisły, oglądałem jej spotkania. Postrzegam się jako kibica Wisły, jednego z wielu. Dlatego tak cieszę się, że znów tu jestem. To ciekawe, że Jarosław Królewski wyszedł z ofertą objęcia przez pana stanowiska dyrektora sportowego. W przeszłości bowiem działacze Wisły bywali sceptyczni wobec tej funkcji. Skoro jednak teraz strona klubowa sama to zaproponowała, to może już bardziej są przekonani do funkcjonowania takiej postaci w Wiśle. - Klub, aby się rozwijać musi mieć pewne elementy, w tym m.in. funkcję dyrektora sportowego. Tak, aby był pewien porządek organizacyjny. Podobnie jest konieczne, by klub miał siatkę skautów, takich osób, jak Paweł Brożek. To ważne, bo takie osoby znają klub od podszewki. Bardzo mi się podoba, że Jarek Królewski to człowiek młody, sądzę, że właśnie takimi ludźmi powinniśmy się otaczać. Ludzie młodzi to ci, którzy chcą ryzykować, którzy chcą się rozwijać, mają entuzjazm i niejako zarażają nim innych. I Jarek mnie zaraża tym entuzjazmem. To osoba transparentna w swoich działaniach i świetnie się rozumiemy. On też wie doskonale, że ja tu nie przychodzę dla pieniędzy. Mam nadzieję, że kibice będą wspierać nasz projekt, tak naprawdę nie mam co do tego wątpliwości. Jednym z celów pańskiej działalności w Wiśle ma być odbudowa pionu sportowego i siatki skautów? Ostatnio ten pion sportowy był już bardzo zredukowany, niemal zupełnie. - Jak wiecie, dołączył do nas Juan Manuel Barroso. Zna bardzo dobrze rynek hiszpański, portugalski i serbski, a także rynek środkowoeuropejski. Paweł Brożek jest dla nas bardzo ważny, reprezentuje też klubowe wartości, wie, czym naprawdę jest Wisła Kraków. Są też inne osoby, które będą nadal pracować wraz z nami klubie. Będzie też współpracował z nami Samuel Garcia Martin, który poza tym, że pełni rolę tłumacza, to jest moim asystentem, trenerem i skautem. Chcemy bowiem mieć pod kontrolą też młodsze roczniki piłkarzy. Mam nadzieję, że będziemy wszyscy tworzyć zgrany zespół pracujący nad kwestiami sportowymi. Tak, by pomagać naszemu trenerowi Radosławowi Sobolewskiemu - by w momencie, gdy będzie czegoś potrzebował, był w stanie dostać od nas rozwiązanie. Chcemy ściągnąć zawodników, którzy mają w sobie chęć rozwoju. Niczego przed nimi nie ukrywamy, przedstawiamy im realny obraz sytuacji. Chcemy uporządkować klub pod względem sportowym. Tak, by było to widoczne też w szatni i żeby zawodnicy widzieli, że wszystko jest pod kontrolą. Wisła Kraków. Kiko Ramirez: Jeśli chcesz pomóc, musisz brać na siebie ryzyko Po tym, jak odszedł pan z Wisły pod koniec 2017 roku fani krakowskiego klubu bardzo pozytywnie wspominali transfery dokonane za pańskiej kadencji, a przynajmniej większość z nich. Teraz liczą, że wyciągnie pan mityczny notes z listą zawodników, ale to generuje też sporą presję. Bo oczekiwania są tak wygórowane, że niektórzy liczą, że ściągnie pan tu drugiego Iviego Lopeza. - Oby tak było (śmiech). Zrobimy wszystko, co w naszej mocy w sprawie transferów. Ale jasnym jest, że nie mogę teraz obiecać, że ściągnę tu nowego Carlitosa, Iviego Lopeza itd. Wiele zależy od dostępności danych graczy na rynku, kwestii aklimatyzacji, a także kwestii finansowych. Będziemy jednak próbować. Na pewno będziemy starać się minimalizować margines błędu. Nie zamierzam niczego teraz obiecywać. Nie o to chodzi, by ludzie wierzyli, że którykolwiek z nowych graczy nagle zacznie od strzelenia czterech bramek w jednym meczu. Albo że teraz to będziemy polską Barceloną. Tak nie będzie. Albo że nagle sprowadzimy masy piłkarzy. Nie. Musimy teraz pracować, transparentnie. Prędzej czy później zobaczymy owoce. Pamiętam, że moje początki w Wiśle też nie należały do łatwych. Pojawiały się wątpliwości, czy Carlitos to będzie dobry ruch, czy będzie nim Pol Llonch. Ostatecznie po odpowiedniej aklimatyzacji ci piłkarze zaczęli cieszyć się grą w Krakowie. A teraz wielu z nich nadal czuje się związanych z klubem. Tacy byli gracze Wisły, jak Ivan Gonzalez dzwonią do mnie, pytają czy pomóc. Ivan Gonzalez jest teraz agentem piłkarskim, więc on akurat może pomóc dość konkretnie. - Dokładnie tak. Swego czasu jako trener zmagał się pan w Wiśle z brakiem wypłat - dla siebie, sztabu czy piłkarzy. Kiedy pan odszedł, długo czekał pan na uregulowanie wszystkich należności przez krakowski klub. Szczerze mówiąc, wiele osób na pana miejscu powiedziałoby: do klubu, z którym miałem takie sytuacje, nie wrócę. - Każdy chyba wie, że bywało, że miesiącami nie otrzymywałem należności. Nie jest też tajemnicą, że zgodziłem się potem na rozłożenie płatności na ponad dwa lata. Miałem jednak świadomość, że klub przeżywał wówczas problemy. I ostatecznie zapłacono mi wszystkie zaległości. Trzeba ostatecznie umieć zaufać. Dlatego teraz wróciłem. Gdybym swego czasu doniósł na klub, to teraz by mnie tu po prostu pewnie nie było. Zresztą w kolejnej takiej sytuacji postąpiłbym podobnie. Gdyby znów klub mi nie był w stanie płacić, ze względu na problemy, to też powiedziałbym: zapłacicie, gdy będzie w stanie. Jak naprawdę chcesz pomóc, to musisz brać na siebie takie ryzyko. Podpisałem też kontrakt tylko do końca sezonu. Może być też tak, że wykonam bardzo dobrą robotę, a niebawem zostanę bez tej pracy. Ale to nie gra roli. Wrócę w takim wypadku do Tarragony, szczęśliwy, że udało się pomóc. Oczywiście jeżeli jednak uda się zostać w Krakowie na długi czas, to świetnie. To prawda, że na tę pomoc mam relatywnie mało czasu, bo sześć miesięcy. Zobacz także: Kiko Ramirez powraca do Wisły Kraków. "Mam wielkie cele przed sobą" Wisła Kraków. Kiko Ramirez: To doświadczeni gracze muszą nas „wyciągnąć” z Fortuna I Ligi Wisła obecnie ma szeroką kadrę, ale źle zbalansowaną. Będzie musiała - jak zresztą zapowiadacie - część zawodników sprzedać, bądź rozwiązać z nimi współpracę. Czy jednym z celów postawionych przed panem ma być to, by Wisła na nowo była w stanie skutecznie sprzedawać zawodników? To wcale nie jest takie łatwe, jak się wydaje, a w ostatnich czasach często był z tym problem, by zrobić to w odpowiednim momencie, w odpowiedni sposób. Sprzedaż zawodników to też sztuka. - To wszystko zależy przede wszystkim od wyników sportowych. Jak masz wyniki, to inni zaczynają przyglądać się baczniej twoim graczom. Idea jest taka, by wyciągnąć więcej potencjału z już grających u nas zawodników. Mamy przecież bardzo dobrych piłkarzy. Trzeba im tylko stworzyć odpowiedni porządek, stabilizację, spokojne warunki pracy. Mam nadzieję, że na poziomie finansowym wszystko będą mieli na bieżąco. Obecni działacze Wisły to przecież ludzie transparentni, pracowici, z chęcią pomocy klubowi. Nie mają nic wspólnego z działaczami z moich czasów, gdy byłem tu trenerem. Obecni działacze chcą jak najlepiej dla Wisły. I teraz liczę, że będziemy w stanie wyciągnąć potencjał z aktualnej kadry, zapełniając też dodatkowo pewne luki w składzie zawodnikami, którzy będą też inwestycją w przyszłość. Ale do tego potrzebuję oczywiście też wyników sportowych, bo gdy wyniki są dobre, to i zawodnicy je tworzący są postrzegani jako dobrzy. Jeszcze do niedawna tacy młodzi gracze Wisły, jak Konrad Gruszkowski, byli na radarze dość istotnych klubów. Gruszkowskim interesował się np. topowy czeski klub. Jednak po spadku do Fortuna I Ligi Gruszkowski zaliczył zjazd formy i nieco "przepadł". A co za tym idzie tacy gracze, jak on stracili też sporo ze swojego potencjału na rynku transferowym. - W teorii niestety to tak działa, że im wyżej - jeśli chodzi o poziom rozgrywkowy - grasz, tym bardziej automatycznie rośnie twoja wartość. Natomiast gdzie popełnia się błąd? Młodym graczom trzeba dawać szansę, ale w odpowiednich momentach. Jeśli znajdujesz się w delikatnym, trudnym momencie, nie możesz grać w dużej mierze młodymi piłkarzami. Możesz ich włączać do składu, ale nie od razu wielu naraz. Bo wtedy nakładasz na nich nagle odpowiedzialność za to, by ciągnąć ten wózek. A to powinni mieć na swoich barkach bardziej doświadczeni gracze. A nie ci najmłodsi. Zamierzamy tu obecnie dać odpowiedzialność tym rutynowanym zawodnikom. A młodym - szansę. I nie wszystkim naraz. Tego nie należy mylić. I to ci bardziej rutynowani gracze muszą nas "wyciągnąć" z Fortuna I Ligi. Teraz nie jest moment na to, by kłaść odpowiedzialność na barki młodych piłkarzy. To moment, by wymagać od tych doświadczonych. Jakie pozycje, pana zdaniem, są obecnie priorytetem " na już" do wzmocnienia? - Dla mnie podstawowym priorytetem jest to, bym pomógł mojemu trenerowi wyszukać tych zawodników, którzy będą pasować do jego idei. Tak, by mój szkoleniowiec miał dostępną broń, o którą mnie poprosi. Natomiast jeśli mnie pytacie, co sądzę generalnie o naszym zespole, to mogę ocenić, że jeżeli tylko będziemy bardziej solidni, będziemy tracić mniej goli, będziemy w stanie wygrywać naprawdę wiele spotkań. Nie można zaczynać budowy domu od dachu. Najpierw trzeba skonsolidować zespół w aspekcie defensywnym, w grze bez piłki. I tę sferę musimy wzmocnić, zawodnikami z doświadczeniem. Takimi, którzy będą się w stanie wpasować w taką grę. I to pozwoli później rozwinąć się sferze ofensywnej, bo będziemy zespołem lepiej skompaktowanym, skonsolidowanym. I zawodnicy młodzi mogą świetnie pokazać się właśnie w tym aspekcie ofensywnym. Nie powinniśmy natomiast zbyt wielkiej odpowiedzialności zrzucać na młodych graczy w sferze defensywnej. Generalnie jesteśmy zespołem młodym. Trzeba tych młodych graczy uczyć stopniowo rywalizacji. Ale ciężar tej obecnej sytuacji powinni nieść ci starsi. Jak rozmawiamy o tych graczach bardziej doświadczonych, to jedynym piłkarzem z tego pańskiego zaciągu transferowego w 2017 roku, jaki wciąż gra w Wiśle, jest Vullnet Basha. - Basha to świetny człowiek i wielki profesjonalista. Cieszę się, że zawodnik, do którego ściągnięcia przyłożyłem rękę, nadal tu występuje. Choć oczywiście na moment odszedł, ale powrócił do klubu, jak i ja teraz. Dla mnie to bardzo dobrze, że Basha jest tutaj. Widziałam, że na Twitterze powodzenia życzył panu w tym nowym wyzwaniu w Krakowie gracz Jagiellonii Białystok Jesus Imaz, który również za pańskiej kadencji w Wiśle trafił do Ekstraklasy. Inni też się odzywali? - Praktycznie wszyscy! I wszyscy by chcieli przyjść tu ze mną. Tylko niech się nie dowiedzą ich kluby z Ekstraklasy (śmiech). A tak serio, to damy szansę kolejnemu pokoleniu graczy. Musimy tylko zbalansować skład, dołożyć kilka elementów, których jeszcze brakuje. Choć trzeba pamiętać o ograniczeniach rynku, bo np. zawodnicy bez klubu mają taką a nie inną charakterystykę. Mamy przed sobą obóz w Turcji, gdzie będzie okazja pracować nad szatnią. Oby wiatr wiał dla nas w dobrym kierunku. Chciałbym też, by nasz stadion zapełnił się "duszami", które będą wspierać naszą drużynę. Jak to wszystko się uda, to idę na emeryturę (śmiech)! Wisła Kraków. Kiko Ramirez: Wiele zawdzięczamy Jakubowi Błaszczykowskiemu Sądzi pan, że pański rodak, napastnik Angel Rodado, którego ściągnął jeszcze Jerzy Brzęczek i wobec którego były potężne oczekiwania, jest w stanie jeszcze dać Wiśle to, czego się po nim spodziewano? Czemu - pana zdaniem - na razie rozczarowuje? - Angel Rodado, podobnie jak i Momo Cisse mają duży potencjał. Każdy z nich. Są też relatywnie młodzi. Ale nie pokazali jak dotąd odpowiednio dużo. I po to też jesteśmy tutaj, by z nich to wydobyć. Tak, by stworzyć im takie warunki, by wierzyli w ten projekt. Natomiast my nie będziemy wygrywać meczów tym, że jesteśmy Wisłą Kraków. Nawet nie tym, że jesteśmy w teorii lepszym zespołem. W tej lidze, w Fortuna I Lidze nie wygrywają najlepsi. Wygrywają sprytniejsi! A także ci, którzy więcej biegają i lepiej walczą. Rywalizujemy w I lidze i musimy mieć mentalność pierwszoligowców. Musimy być pokorni. Choć oczywiście myślę o Ekstraklasie i te transfery, które zamierzamy zrobić będą dobre pod kątem Ekstraklasy. Myślimy przyszłościowo. Ale teraz ci zawodnicy muszą zrozumieć, że są w I lidze. Pewnie w Ekstraklasie, jak do niej awansujemy, będą się bawić lepiej. Na razie muszą więcej biegać. Na koniec: czy rozmawiał pan z Jakubem Błaszczykowskim po pańskim przyjeździe do Krakowa? - Nie. Rozmawiałem z Radkiem Sobolewskim, który przekazał mi, że Kuba jest pozytywnie nastawiony. Kuba Błaszczykowski będzie z nami trenował na obozie w Turcji. To oczywiście jeszcze jeden piłkarz naszego zespołu. Choć jednocześnie bardzo ważny. Bo ma charyzmę, jest kapitanem, swoim doświadczeniem może bardzo pomóc. Dla mnie to oczywiście powód do dumy mieć go w kadrze. To osoba, która wiele zrobiła dla tego klubu i dużo mu zawdzięczamy, ja również. Nie poznałem go jeszcze osobiście, a już mu wiele zawdzięczam. Rozmawiała: Justyna Krupa Czytaj także:Lovren i Brozović przyłapani z faszystowskim salutem! Jest nagranie!