Z początku nic nie zapowiadało takiego blamażu wiślaków. Krakowianie sprawiali wrażenie, jakby planowali rozstrzygnąć spotkanie już w pierwszym kwadransie - wysoko atakowali, spychali rywali pod ich bramkę i mieli sporą przewagę. Tyle tylko, że taki obraz gry utrzymał się tylko kilka minut, a później diametralnie się zmienił. Szybko inicjatywę przejęli gospodarze i to oni zaczęli wyglądać jak kandydaci do awansu do Ekstraklasy, a nie drużyna z dolnej części tabeli. Bramkarz Wisły Alavaro Raton musiał uwijać się przy kolejnych uderzeniach, a przy strzale Jakuba Kuzdry mógł tylko liczyć na szczęście, bo piłka odbiła się od poprzeczki, następnie od linii bramkowej i wyszła w pole. Krakowianie mieli szczęście, ale niewiele ich to nauczyło, bo dalej próbowali ostrzeliwać rywali niecelnymi dośrodkowaniami, by za moment znów dopuścić do groźnej sytuacji pod swoją bramką. Później jednak znów doszło do niespodziewanej zmiany ról - w ostatniej akcji pierwszej połowy piłka trafiła do Szymona Sobczaka, napastnik gości odwrócił się na piątym metrze, przymierzył idealnie od słupka i Wisła schodziła na przerwę z prowadzeniem 1:0. Katastrofalna druga połowa Wisły Kraków Pierwsze 10 minut drugiej części wstrząsnęło jednak krakowianami. Tuż po przerwie gospodarze przeprowadzili składną akcję, piłka wpadła pod nogi Szymona Bartlewicza, a ten strzałem z półwoleja ulokował ją niemal w okienku bramki Ratona. Jednym z winnych straty tej bramki był Jakub Krzyżanowski, który złamał linię spalonego. Młody obrońca Wisły chwilę później popełnił jeszcze większy błąd, gdy fatalnie podał do Ratona, piłkę przejął Mikołaj Lebedyński i bramkarz Wisły musiał ratować się faulem. Sędzia podyktował rzut karny, dał Ratonowi żółtą kartkę, a za moment trener Albert Rude ściągnął już Krzyżanowskiego. 18-letni defensor z murawy schodził, gdy Wisła przegrywała, bo Lebedyński wykorzystał rzut karny. W 73. minucie sytuacja Wisły zrobiła się już beznadzieja, bo Albert Zarówny głową skierował piłkę do siatki i było 3:0. Wisła nie złożyła broni, próbowała atakować i w 94. minucie Alan Uryga strzałem głową zdobył nawet kontaktową bramkę. Nie zmienia to jednak faktu, że krakowianie zagrali bardzo słabo i zasłużenie przegrali, a nie usprawiedliwia ich nawet brak Angela Rodado, który przez najbliższe tygodnie będzie musiał leczyć kontuzję. PJ