Wojna Kasperczaka z Wisłą zaczęła się w grudniu 2004 r., gdy klub zawiesił się "Henriego" na stanowisku trenera. Kasperczak nie umiał się z tym pogodzić i zaczął się cyrk. Na konferencji prasowej z nowym szkoleniowcem - Wernerem Liczką pojawił się pan Henryk. Nie omieszkał też przyjść na pierwszy trening Liczki. - Jestem na kontrakcie, bo nikt go nie rozwiązał i to ja jestem trenerem Wisły - powtarzał. Sprawa przycichła, gdy klub zapewnił Kasperczaka, że będzie mu wypacał należną pensję 20 tys. euro co miesiąc. Negocjacje o rozwiązaniu umowy nie dały skutku. Wszystko się zmieniło, gdy szkoleniowiec objął stanowisko selekcjonera Senegalu. Wówczas Wisła uznała, że Kasperczak naruszył warunki umowy i przestała mu płacić. Kasperczak żąda, by Wisła wypłaciła mu 929 840 zł 43 gr z odsetkami za zaległe pensje od maja 2006 do lutego 2007 r. (właśnie wtedy pracował z Senegalem). Ostatnio sąd oddalił pozew Kasperczaka, obciążył go też kosztami procesu, który był prowadzony przed Sądem Okręgowym w Krakowie(7200 zł). Kancelaria, którą zatrudnił Kasperczak (Broniszewski & Granecki - ta sama, która negocjuje kontrakt Franciszka Smudy w Polonii Warszawa) nie poddaje się i składa odwołanie. Kolejna odsłona odbędzie się przed Sądem Apelacyjnym, również w Krakowie. Wisłę broni kancelaria Turzański i Wspólnicy. Główna linia obrony Wisły opiera się na tym, że Kasperczak zaczął domagać się pieniędzy dopiero wtedy, gdy stracił posadę selekcjonera Senegalu.