Justyna Krupa, Interia: Jest pan jednym z tych piłkarzy Wisły, którzy najdłużej - z obecnych zawodników - grają w krakowskim klubie. Bycie jednym z kapitanów tej targanej problemami drużyny Wisły, złożonej z ludzi z rozmaitych krajów i kultur, było największym wyzwaniem w pana dotychczasowej karierze? Michal Frydrych, obrońca Wisły Kraków: - Pierwszy raz byłem w drużynie złożonej z tylu obcokrajowców, to prawda. Nie jest to łatwe, ale myślę, że początek tego sezonu wcale nie był zły. W pewnym momencie byliśmy nawet w górze w tabeli. Później jednak wysoko przegraliśmy z Lechem w Poznaniu (0-5 - przyp. red). A potem jeszcze tak samo wysoko ze Śląskiem Wrocław, u siebie "w domu". W efekcie nasza wiara w siebie poszła mocno w dół. Później znów udało się w kilku meczach ugrać lepsze wyniki. To był jednak bardzo trudny sezon. Jestem bardzo smutny i przygnębiony. Muszę powiedzieć, że to jest najgorszy sezon w mojej karierze. Ktoś pisał, że się czułem oszukany... Właśnie. Skąd w ogóle wzięto to sformułowanie? Przecież pan nic takiego nie mówił w pomeczowym wywiadzie w Radomiu, a jednak znalazło się takie stwierdzenie na niektórych portalach, wprowadzając zamieszanie. - Powiedziałem tylko tyle, że jak przychodziłem do Wisły, to mówiono mi, że chcemy grać o wysokie miejsca w tabeli i myślałem, że tak właśnie będzie. Ale nigdy nie powiedziałem, że się czuję oszukany. To przecież od nas, samych zawodników zależy, od tego, co pokazujemy na boisku. Człowiek może sobie coś zakładać, ale potem nie udaje się tych planów zrealizować. Tak jak powiedziałem, to był bardzo trudny sezon. Ale teraz już czasu nie cofniemy. Musimy się przygotować jak najszybciej na nową kampanię. Prawdą jest, że gdy grałem dla Slavii Praga to byłem przyzwyczajony do wygrywania niemal każdego ligowego meczu. Wszyscy chcieliśmy, żeby Wisła też szła w górę. Ale piłka jest taka, że możesz chcieć czegoś, ale musisz to pokazać na boisku. To jest właśnie w tym wszystkim najtrudniejsze - głowa czegoś chce, ale potem trzeba to jeszcze zrealizować. Wisła Kraków. Michal Frydrych o swojej przyszłości Tę pańską wypowiedź - być może pochopnie - zrozumiano tak, że nie chce pan zostać na kolejny sezon i myśli pan już o odejściu z klubu. Bądźmy jednak szczerzy: przed przyjściem do Wisły rywalizował pan w europejskich pucharach, znalazłby pan teraz spokojnie zatrudnienie czy to w polskiej, czy w czeskiej ekstraklasie. Owszem, jest pan kapitanem Wisły, ale gra w I lidze piłkarsko jest dla pana krokiem wstecz. - Wiadomo, że od dziecka każdy piłkarz chce grać na jak najwyższym poziomie. To niełatwa sytuacja dla całej mojej rodziny. Jestem w końcu z Czech. Rozmawiamy z zarządem klubu, oni przedstawili mi swoje warunki, ja mam określić swoje. To wszystko jest kwestia komunikacji, rozmów. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Czyli na ten moment nie wyklucza pan opcji pozostania w Wiśle w I lidze? - Nie wykluczam. Ale jest do tego potrzebne porozumienie obu stron. Chciałem najpierw dostać kilka wolnych dni na poukładanie tego wszystkiego. Bo już nawet żona w domu mi mówiła, że czuła, że targa mną duży stres. Wisła Kraków. Michal Frydrych: Spadek po 26 latach Widać było, że wiosną właśnie pan, czy m.in. Zdenek Ondrasek próbowaliście zespół mobilizować, trzymać jakoś w ryzach, ale nie jest to łatwe, gdy tak wielu nowych graczy pojawiło się dopiero co w klubie, do tego - jak mówiliśmy - z zupełnie różnych lig, krajów. W meczu z Wartą widać było, jak Ondrasek próbował motywować kolegów do końca, ale jeszcze do tego wszystkiego przypłacił ten mecz poważną kontuzją. - Bardzo mi jest przykro z powodu tych kontuzji, które odnieśli Zdenek i Maciej Sadlok. Wszyscy słyszeli, jak kibice lubią i wspierają Zdenka i on chciał do końca robić wszystko dla drużyny, dla tego klubu. Ale jak idzie źle, to jak widać wszystko. Jak nie wychodzi, to do samego końca. Giorgi Citaiszwili stwierdził w rozmowie z Interią, że jest przekonany, że pod wodzą Jerzego Brzęczka Wisła wróci z I ligi za rok do Ekstraklasy. - Nie widziałem jeszcze żadnego meczu polskiej I ligi, więc nie mam do końca świadomości, jakie zespoły tam grają, jak się tam rywalizuje. Jeśli chodzi o tę rundę w naszym wykonaniu, to na boisku wyglądało to lepiej, nie przegrywaliśmy tyle meczów, co wcześniej. Ale też tylko raz udało się wygrać, a innym zespołom udawało się wyrwać po dwa - trzy zwycięstwa z rzędu. A my remisy przeplataliśmy a porażkami. Na pewno niełatwo było grać w sobotę w takich okolicznościach, jakie panowały na stadionie podczas ostatniego meczu Wisły w Ekstraklasie przed spadkiem do I ligi. Atmosfera spotkania z Wartą była momentami przytłaczająca, z trybun słyszeliście głównie gwizdy i szyderstwa. - Widzieliśmy już przed meczem, co się będzie działo. Nie wiem, czy to było trudniejsze dla młodszych zawodników, ale ci bardziej doświadczeni, mający trochę lat na karku, swoje już przeżyli. I w pewien sposób bardziej byli do tego przygotowani. Ale na pewno dla nikogo nie było to łatwe. Z drugiej strony, kibice Wisły twierdzą, że wspierali was przez cały sezon, więc po spadku mieli prawo wyrazić swoją dezaprobatę i niezadowolenie. Nie wiem, jak wy to odbieracie? - Każdy ma prawo zrobić to, co czuje. My jesteśmy odpowiedzialni za spadek z ligi po 26 latach. Wszyscy tutaj w Wiśle przywykli, że wygrywa się tytuły mistrzowskie, osiąga sukcesy, a teraz po wielu latach nagle dochodzi do takiej sytuacji. Wszyscy mają prawo czuć niezadowolenie, mają prawo pokazać wściekłość i gniew. My to musimy przyjąć. Rozmawiała: Justyna Krupa