<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/le-fulham-londyn-wisla-krakow,2968">Zobacz zapis relacji na żywo</a> Nic dziwnego, że po tych dwóch wydarzeniach - incydent z brakiem wiz na lotnisku i porażka na boisku - Wisły po porażce z Fulham FC 1-4 najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Gdy zmierzali do autokaru, zamiast obowiązkowego przejścia przez strefę wywiadów, chowali się za bannerami wyznaczającymi jej granicę. Dopiero nawoływania polskich dziennikarzy poskutkowały i na rozmowy z nami zdecydowali się Siergiej Pareiko, Junior Diaz i Ivica Iliev. Wpadka z wizami dla Ivicy Ilieva, Marko Jovanovicia i Milana Jovanicia jest czymś równie niezrozumiałym, jak spóźnienie się na trening przed meczem z Podbeskidziem Roberta Maaskanta, który akurat wtedy musiał się wykłócać z Urzędem Stanu Cywilnego o to, że jego syn ma mieć trzy imiona, a nie dwa jak nakazują polskie przepisy, a jedno z nich to Kaziu, nie zaś Kazimierz. Obydwa wydarzenia godzą w profesjonalizm Wisły, której każdy pracownik, w każdym momencie powinien kierować się zasadą: "Klub jest najważniejszy". O tym, że "Białą Gwiazdę" czeka wyprawa do Londynu dowiedzieliśmy się 26 sierpnia. 67 dni okazało się niewystarczającym okresem, by sprawdzić w konsulacie Wielkiej Brytanii i mieć to na piśmie, bądź w e-mailu, że obywatele Serbii mogą przekroczyć granicę Wspólnoty na podstawie takich, a nie innych warunków. Efektem zaniechania była kilkugodzinna szopka na lotnisku i jej kontynuacja w dniu meczu - Robert Maaskant dostał zapewnienie, że nie ma już przeszkód formalnych, by Serbowie zagrali, na tyle późno, że nie zdecydował się burzyć składu i taktyki, które ustalił na odprawie. I trudno mu się dziwić. Jedyne radę, jaką znalazła Wisła, to zawiązanie ust piłkarzom, by nie komentowali sytuacji w rozmowach z dziennikarzami. Klasyczne zamiatanie pod dywan. Paradoksalnie, wbrew temu zamieszaniu z wizami, Wisła zagrała nieźle i nie zasłużyła na tak surową karę na tablicy z wynikiem (1-4). Długimi momentami mistrzowie Polski potrafili dotrzymać kroku grającemu w najsilniejszym składzie i z pełnym zaangażowaniem zespołowi z innej bajki, jaką jest Premier League. Nawet wygrany w Krakowie 1-0 pierwszy mecz, nie wyglądał dla "Białej Gwiazdy" tak korzystnie dopóki z boiska nie wyleciał Moussa Dembele. Za wyjątkiem odpalenia materiałów pirotechnicznych, kibice z Polski byli wizytówką naszego kraju. Przez nikogo nie pytany, zwrócił na nich uwagę nawet bohater spotkania - Andrew Johnson. - Nawet nie wiem ilu było kibiców z Polski i nie rozumiałem, co śpiewali, ale stworzyli fantastyczną atmosferę. Chciałbym przy takiej grać w każdym meczu - powiedział. - Już w Krakowie kibice Wisły spisali się na medal - dodał australijski bramkarz Fulham Mark Schwarzer. Warto dodać, że w czwartkowy wieczór na Craven Cottage pojawili się nie tylko wierni fani "Białej Gwiazdy", ale mieliśmy też mobilizację całego środowiska polonijnego z Londynu, Anglii, czy nawet sąsiedniej Irlandii. Wbrew obiegowej opinii okazało się, że polski kibic nie musi mieć barier, krat, skomplikowanego systemu identyfikacji (bilety sprzedawano bez pobierania danych osobowych), by obejrzeć mecz piłkarski na wysokim poziomie. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=2159003">Dyskutuj z autorem na jego blogu</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-liga-europejska-faza-grupowa-grupa-k,cid,637,rid,1094,gid,508,sort,">Zobacz, jak wygląda sytuacja w grupie K Ligi Europejskiej</a>