Wisła kontaktowała się początkowo z menedżerem Tristana, który ostatnio zaatakował krakowski klub, a dokładniej Bednarza o nagłe zerwanie negocjacji. - Początkowo negocjacje były trudne z uwagi na wysokie oczekiwania zawodnika. Nie mogliśmy się porozumieć co do kwoty jego zarobków. Dopiero następna propozycja półrocznej umowy zdawał się być akceptowalną dla obu stron - opowiadał dyrektor Bednarz. - Nim doszliśmy do ostatecznego porozumienia agent przekazał nam telefon do Tristana, abyśmy sami z nim ponegocjowali. W imieniu Wisły z napastnikiem włoskiego Livorno kontaktował się scout "Białej Gwiazdy" Manuel Junco, który jest Hiszpanem, więc łatwo mu się porozumieć ze swym rodakiem. - Dwukrotnie Manuel rozmawiał z Diego Tristanem i okazało się, że zawodnik nic nie wie o ofercie od nas. Dlatego uznaliśmy agenta za mało wiarygodnego i zrezygnowaliśmy ze starań o zatrudnienie Tristana - podkreślał Bednarz. - Tristan to na pewno wielki zawodnik, jeden z lepszych lat 90. XX wieku i początku XXI wieku, ale ostatnio jego gwiazda zaczyna blednąć. Był po kiepskim sezonie w Livorno. Oczywiście głównie interesuje nas jego aktualny potencjał. Byliśmy skłonny zaryzykować, chcieliśmy jednak mieć pewność, że piłkarz nie będzie przeinwestowany - dodawał dyrektor i zaznaczył, że klub musiał być ostrożny po tym, jak sparzył się na sprowadzeniu Radosława Matusiaka, który również zapewniał, że po nieudanym okresie "zrobi wszystko, aby w Wiśle się odbudować". Szef pionu sportowego mistrzów Polski potwierdził, że transfer słynnego Tristana miał m.in. zrealizować cele marketingowe. - Przede wszystkim jednak miał poprawić rywalizację o miejsce w pierwszej jedenastce - zaznaczył Jacek Bednarz.