Interia: Zanim PZPN powierzył reprezentację Polski Adamowi Nawałce, pan był kandydatem numer jeden na stanowisko selekcjonera, w mediach zrobiło się nawet o tym głośno. Jak pan to odbierał? Dariusz Wdowczyk, trener Wisły Kraków: - Marzeniem każdego trenera w Polsce jest prowadzenie reprezentacji Polski. Mnie nie było to jednak dane, trudno. Odkąd objął ją Adam Nawałka, to kibicuję naszej kadrze całym sercem. Tak po ludzku zazdrości pan Nawałce, że to on wypłynął z kadrą na szersze wody? - Zazdrość czy zawiść - nigdy w życiu się nimi nie kierowałem. Podobnie jest i w tym przypadku. Po Pogoni Szczecin długo pan czekał na nową pracę. Nie myślał pan o zmianie zawodu? - Komentowałem parę spotkań w TVP, miałem też propozycje z innych klubów Ekstraklasy i z I ligi, ale z różnych względów je odrzucałem. Aż tu nagle zadzwoniła Wisła. - Tak, dokładnie Zdzisław Kapka, później Tadeusz Czerwiński. Pierwsze rozmowy były sondażowe, padały pytania, czy byłbym zainteresowany. Nic zobowiązującego, jak to pierwsza rozmowa. - Miesiąc później znowu dostałem telefon z pytaniem, czy jestem nadal zainteresowany. Miałem kilka godzin na spakowanie się, wsiadłem w pociąg i po dwóch godzinach byłem już w Krakowie. Wszystkie szczegóły omówiliśmy w pięć minut. Wisła to klub z tradycjami, historią. Klub, przeciw któremu wielokrotnie grałem i nad którym trzeba się chociaż przez chwilę zastanowić. Ja znałem swoją odpowiedź od początku - projekt "Wisła Kraków" spodobał mi się i powiedziałem "tak“. Skąd pana wiara w to, że kibicom i Towarzystwu Sportowemu Wisła uda się uratować klub? Ma pan jakieś logiczne przesłanki, czy po prostu czuje pan ulgę, że skończyła się szopka z panem Meresińskim? - Nie wiem, jak to wszystko się zakończy, ale po panu Meresińskim przychodzą ludzie, którzy od dawna są związani z Wisłą i temu klubowi kibicują, zależy im na tym, aby Wisła wróciła do czasów świetności. Wisła ma swoje problemy. Gdzie byśmy nie dotknęli, jakiegokolwiek tematu, one się pojawiają, ale u mnie rodzi się optymizm, gdy widzę ludzi, którzy chcą to zmienić. Oni mają olbrzymi kredyt zaufania. Czy im się uda ta zmiana, nie wiem. Wierzę, że tak będzie. Zawodnicy też. - Wisła od pięciu lat nie gra w europejskich pucharach, ani nie robi transferów takich, które mogłyby być transferami na lata. Frankowski, Żurawski to już jest przeszłość, piękna historia. Ludzie chcieliby, żeby to była codzienność klubu. Niestety, pewien okres został tu za czasów pana Cupiała - mówiąc delikatnie - przespany. Wtedy, gdy Wisła była na topie. W jakim sensie przespany? W takim, że klub nie dbał o solidne szkolenie młodzieży? - Możemy mówić o bazie, ale mnie chodzi o ludzi, którzy w momencie, gdy gra się dobrze, gdy błyszczy się w pucharach, chcą w klub zainwestować. Jeżeli otworzy sobie pan program meczowy klubu zachodniego, nie mówię o potęgach, ale o średniakach, to firm wspierających są dziesiątki. Ci ludzie nie dają po milion euro, tylko po dziesięć, sto tysięcy, ale jest ich wielu. Ziarnko do ziarnka i zbiera się miarka. - Dokładnie. Nie wierzę, że w Krakowie i okolicach nie znalazłyby się firmy, które chciałyby w Wisłę inwestować. Być może teraz uda się takie znaleźć. Kiedy ostatnio trafił do Wisły dobry, kreatywny zawodnik? Można wymienić Wolskiego i Stilicia, ale ich już w Wiśle nie ma. Za korupcję w Koronie Kielce odpokutował pan, ale w wywiadzie telewizyjnym zaskoczyło mnie, że nie odciął się pan od korupcji, tylko tłumaczył to ambicją i zasadami gry, jakie wówczas panowały w polskiej piłce. Można było odnieść wrażenie, że przy kolejnej okazji postąpiłby pan tak samo. - Ja zrobiłbym to samo? Wielokrotnie o tym mówiłem. Nigdy w życiu bym nie chciał przechodzić przez to, co przechodziłem i nie zrobiłbym tego, co miało miejsce. To jest dla mnie oczywiste.