Wisła straciła nie tylko szanse na awans do Ligi Mistrzów, ale także do Ligi Europejskiej. Piłkarze wychodzili z szatni bardzo przybici. - A co teraz możemy czuć - retorycznie pyta Ćwielong. - Wszyscy zakładaliśmy, że awansujemy dalej. Każdy z nas wie, że zaprzepaścił szansę na grę w Lidze Mistrzów. I tyle. Wszyscy jesteśmy zdegustowani i rozczarowani. Nie tak to miało być. - Ciężko w ogóle cokolwiek powiedzieć po takim meczu. Myślę, że po tym, co pokazaliśmy w końcówce, zasłużyliśmy, żeby wygrać 1:0. Tak się nie stało, przegraliśmy i wiadomo co się teraz dzieje. Trener po meczu podziękował nam za walkę, jak zawsze. Na dokładną analizę jeszcze przyjdzie czas - stwierdził napastnik Wisły. - Ciężko się gra, jeżeli drużyna przeciwna w jedenastu się broni. Nie tyle były to jakieś piękne akcje Levadii, co po prostu wybijanie na aferę, chaos. My takiego szczęścia, jak oni nie mieliśmy. W lidze też bywa podobnie. Rywale bronią się całą drużyną, ale na początku udaje nam się strzelić gola i wiadomo jak to się kończy. - Założenia przed meczem były takie, że mieliśmy grać szeroko. Wiedzieliśmy, że Levadia zagęści środek, będą grać blisko siebie. Jedynym wyjściem wobec tego była gra skrzydłami. Myślę, że mieliśmy kilka sytuacji, trafiliśmy w słupek. Tyle tylko, że nie strzeliliśmy z tego bramki - rozkłada ręce Ćwielong. Po meczu zrezygnowani piłkarze Wisły podeszli do sektora zajmowanego przez ok. 600 kibiców z Krakowa. - Nie wiem, co kibicom powiedzieli koledzy. Ja jedynie mogę wyznać, że podziękowałem im za to, że byli z nami do końca - powiedział napastnik Wisły.