Po raz pierwszy zdarzyło się, by nowy trener Wisły był zarazem nieoficjalnym rzecznikiem właściciela klubu Bogusława Cupiała. Przekazane przez Franza słowa bossa z Myślenic, że z Wisłą związał się na dobre i na złe to ważny bodziec dla spółki. Gdyby "Biała Gwiazda" była spółką giełdową, jej akcje poszłyby w górę po takim komunikacie - oto jeden z najbogatszych Polaków, gigant na rynku kabli światłowodowych nie zraża się kłopotami, z jakimi boryka się polska piłka zawodowa, tylko deklaruje dalszą chęć inwestowania. Mało tego, za z pewnością sporą kwotę miesięcznie zatrudnia do odbudowy pozycji jednego z najlepszych polskich trenerów, byłego selekcjonera. Wynika z tego jasno, że Cupiał z pewnością już przetrwał holenderską przygodę, po której zostało nie tylko mistrzostwo Polski i awans do 1/16 finału Ligi Europejskiej, lecz również gigantyczne rachunki do zapłacenia. Właściciel Tele-Foniki nie zraził się też faktem, że Stadion Miejski im. Henryka Reymana - w odróżnieniu od również miejskiego obiektu Cracovii stojącego po drugiej stronie Błoń - jest dalekim od spełnienia nowoczesnych standardów (brak wykończenia przestrzeni biznesowej, na wynajęciu której operator mógłby zarabiać), a jednocześnie niesamowicie drogim w utrzymaniu. Jakby było mało, miasto za roczne wynajęcie areny chce 3,5 mln zł, więc po doliczeniu kosztów utrzymania Wisła musiałaby wyłożyć na stadion ponad 10 mln zł, czyli jedną trzecią budżetu, którym dysponuje. Cupiał nie zraża się wreszcie nawet wtedy, gdy jeden niesforny kibic rzuci na murawę nożem w głowę piłkarza, za co UEFA wyrzucała już Wisłę na rok z europejskich pucharów. Właściciel Tele-Foniki i Wisły uodpornił się nawet na drakońskie kary, jakie stosuje wojewoda Małopolski, który tylko w rundzie wiosennej zamykał dwukrotnie trybuny, powodując spore straty finansowe ledwo wiążącemu koniec z końcem klubowi. Jest też jeden problem. O ile Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków nie ma żadnych wątpliwości co do tego, iż Cupiał jest dobroczyńcą klubu, o tyle nie brakuje głosów, że jego pomysł na "Białą Gwiazdę" już się wyczerpał, a dowodem na to mają być słabsze ostatnie dwa lata. Do ludzi głoszących takie hasła nie dociera, że z umowy sponsorskiej Tele-Fonika przelewa co roku 11 mln zł na klubowe konto, a i gdy to się okazuje być zbyt mało, to Cupiał wyjmuje ze swej kieszeni dodatkowe dwa-trzy mln zł gasząc pożary w finansach klubu. Malkontenci rzucają zdania bez pokrycia w stylu: "Cupiał wstrzymuje rozwój klubu" i basta; wyglądają nowego inwestora. Nie interesuje ich to, co stało się choćby z Polonią Warszawa, która rok temu wiwatowała znalezienie nowego inwestora, a dzisiaj szykuje się do gry w III lidze. Wisła z duetem Cupiał - Smuda za sterami to klub mocniejszy z pewnością niż z trenerem, który właściciela widzi tylko raz w życiu - w dniu podpisania kontraktu. Teraz jednak "Biała Gwiazda" potrzebuje nie tylko dobrej współpracy na linii właściciel - szef sztabu szkoleniowego, lecz również piłkarzy i to klasowych. Na razie ma ich 16, z czego do gry o wysokie cele nadaje się pięciu-sześciu. Podczas gdy Lech Poznań łowi ostatnie perełki krajowej piłki - Szymona Pawłowskiego, czy Pawła Wszołka, Wisła na razie nie może nawet myśleć o podobnych ruchach. Transferowo krakowski klub jest w innej lidze, choć z "Kolejorzem" przyjdzie mu rywalizować w T-Mobile Ekstraklasie. Jeszcze kilka lat temu, czy trochę dawniej - 11-12, za poprzedniej kadencji Smudy, to Wisła była klubem marzeń każdego Polaka i do niej trafiały największe talenty. Tym razem zarząd "Białej Gwiazdy" musi się wykazać dużym sprytem i jeszcze większymi zdolnościami negocjacyjnymi. W przeciwnym razie ciężko będzie nawet po upływie trzech okresów transferowych. Ale jak mawia pewien mój kolega robiący na meczach Wisły efektowne zdjęcia - "do trzech razy Smuda". Autor: Michał Białoński