Popularny "Brozio" najczęściej był osamotniony w ofensywnych zabiegach, ale i tak po występie na Camp Nou pozostawił bardzo korzystne wrażenie. Interia.pl: Jak się czujesz po pogromie z Barceloną? Miałeś efekt "The day after", w którym odechciewa się wszystkiego? Paweł Brożek: To zdecydowanie nie tak miało wyglądać. Już dawno nie przegraliśmy tak wysoko. Inaczej mieliśmy rozegrać ten mecz. Wiedzieliśmy, że Barcelona jest lepsza pod względem technicznym. Nie ma co ukrywać, to po prostu lepsi od nas piłkarze. Chcieliśmy im przeciwstawić walkę i mądrą taktykę. Tym mieliśmy zniwelować różnicę w umiejętnościach piłkarskich. Udawało się to tylko do pewnego momentu. Popełniliśmy też proste błędy, po których padły bramki. - Co czułeś na boisku? - Bezradność. Szybko zrozumiałem, że oni są lepsi i że dzieli nas spora różnica. - Zaskoczeniem było chyba podejście mentalne Barcy. - Zgadza się. Po nieudanym dla nich poprzednim sezonie byli niezwykle zdeterminowani. Niektórym mogło się wydawać, że nas zlekceważą. Tak się jednak nie stało. Od pierwszej do 90. minuty grali na pełnych obrotach. Dla nas to było za dużo. Powtarzam - byli dużo, dużo lepsi. - Yaya Toure wychwalał Cię, że bardzo dobrze radziłeś sobie z takimi mocarzami jak Puyol, czy Marquez. Pocieszenie? - Nie patrzę na swoje indywidualne osiągnięcia, a i te w tym meczu nie były za duże. Patrzę na całość i żałuję tej porażki. Niepotrzebnie tak głęboko się cofnęliśmy. Przez to umożliwiliśmy szybkie rozgrywanie piłki, w czym są mistrzami. To był właśnie ich klucz do zwycięstwa, że przegrywali piłkę z lewej na prawą stronę i w tym czasie szukali dziur w naszym ustawieniu, a że było ich dużo, to kłuli nas niemiłosiernie. - Kto Cię najbardziej zaskoczył w Barcelonie? - Można śmiało wymienić całą "jedenastkę". Dlatego z przyjemnością się ich ogląda. Ale ze zdecydowanie mniejszą przyjemnością gra się przeciwko nim. Oni raczej piłki nie tracą. Eto'o i Henry potwierdzili swoją klasę. - Dla mnie zaskoczeniem było, że stosunkowo łatwo radziłeś sobie z Puyolem. On Ci tylko raz - w drugiej połowie - uciekł z piłką, wywołując euforię na Camp Nou. - Bo wtedy oddychałem już rękawami. Gra przeciw takim obrońcom jak Puyol, czy Marquez wymaga dużo sił. Ci stoperzy fajnie się uzupełniali. Trudno było coś w starciu z nimi zrobić. Nie zamierzam się pocieszać, że wygrałem pojedynek biegowy z Puyolem, czy Marquezem. Miałem strzelać bramki Barcelonie, a tego się zrobić nie udało. - A gdybyś w 10. minucie uderzał w krótki róg, zamiast łamać zwodem do środka? Przeszedłeś Puyola i Marqueza, ale z asekuracją pospieszył Alves. - W tej sytuacji nie było miejsca do oddania strzału. Musiałbym mieć masę szczęścia, żeby piłka wpadła do siatki. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że po tym meczu Twoje notowania na rynku transferowym rosną i do klubu pewnie napłyną oferty z mocnych klubów? - Nie myślę o tym. Dostałem na Camp Nou takie lanie, że na razie przejmuję się tylko tym, jak wygrać ligowy mecz z Polonią Warszawa. W kontekście do tej porażki to będzie dla nas bardzo ciężki mecz. Wiadomo - przegraliśmy z drużyną dużo lepszą od nas, ale i tak to 0:4 bardzo boli. - Czyli porażka pozostawia ślady na Waszej psychice? - Nie mogło być inaczej. Wisła nieczęsto przegrywa czterema golami. Do soboty musimy się pozbierać. - Jak uniknąć sytuacji sprzed trzech lat, gdy niepowodzenie w walce o Ligę Mistrzów (pechowa porażka z Panathinaikosem) przełożyło się na klęski w Pucharze UEFA i w lidze? - To było co innego. Wtedy Liga Mistrzów była w naszym zasięgu, w Atenach do 70. minuty mieliśmy korzystny rezultat. Teraz trafiliśmy na zespół, który leży poza naszym zasięgiem. Nie wiem jak wiele musielibyśmy mieć szczęścia, żeby go wyeliminować. Teraz musimy się skoncentrować nad Pucharem UEFA, żeby awansować do fazy grupowej i nazdobywać w niej trochę punktów, poprawić swoją sytuację w rankingu. W Europie można się pokazać także poprzez Puchar UEFA. - W lidze każdy będzie chciał się porównać do Wisły, która rywalizowała z wielką Barceloną. Nie będzie Wam łatwo. - Zgadza się. Lech i Legia się wzmocniły. Polonia Warszawa po przejęciu Groclinu też jest mocna. Liga będzie o wiele bardziej wyrównana, niż w zeszłym sezonie. O wypracowanie tak dużej przewagi, jaką osiągnęliśmy wtedy będzie bardzo ciężko. - Gdyby zebrać wszystkich najlepszych polskich piłkarzy, byłaby szansa rywalizować z Barcą? - Myślę, że nie. W naszym kraju nie ma takiego potencjału. Chodzi o to, że Barcelona ma piłkarzy na światowym poziomie. Liderów silnych reprezentacji, jak Francja, Kamerun, Argentyna i oczywiście Hiszpania. Indywidualne umiejętności tej grupy piłkarzy przerastają każdego polskiego piłkarza. - Wrażenia pozasportowe z występu na Camp Nou? - Zagrać na Camp Nou jest fajnie. W naszym wypadku to było jednak "pobiegać", a nie "zagrać". Wrażenia z tego występu zostaną do końca życia. W przestrzeni powietrznej między Barceloną a Warszawą rozmawiał: Michał Białoński