Reprezentant Estonii tuż przed końcem meczu został kopnięty przez Serge Gakpe. Już wtedy doszło do przepychanek, które ze zdwojoną siłą wybuchły po końcowym gwizdku. - Nie byłoby problemu, gdyby normalnie podszedł i przeprosił mnie za ten faul - powiedział bramkarz Wisły. Pareiko narzekał także na arbitra. - Ich kapitan powinien też wylecieć z boiska - dowodził. - Miał żółtą kartkę, a zaatakował przy bocznej linii naszego trenera. Za to wylatuje się z boiska. Poza tym faulował od tyłu jeszcze Cwetana Genkowa. Pareiko nie miał w meczu zbyt dużo pracy. - Uważam, że zagraliśmy dobry mecz, nie rzuciliśmy się od razu do ataku, bo trener mówił nam że nie musimy strzelić gola w pierwszej połowie, nawet gdy graliśmy w osłabieniu, to przeważaliśmy. Nie traktuję tych spotkań jako porażkę, bo były dwa remisy. Spokojniejszy był Łukasz Garguła. - Odpadliśmy, ale nie graliśmy źle - ocenił. - Po prostu nie strzeliliśmy bramki w rewanżu, co dałoby nam awans. Bardzo żałujemy, bo była duża szansa, aby awansować. - Od początku tego roku gramy bardzo dobrze, prezentujemy się w każdym meczu lepiej niż przeciwnik. Niestety, to nie daje gwarancji zwycięstw. Musimy dalej robić swoje i mieć nadzieję, że wyniki zaczną się układać po naszej myśli - wyraził nadzieję. Garguła zwrócił uwagę, że Standard u siebie zagrał jeszcze bardziej defensywnie niż w Krakowie. - Nastawili się na obronę i szybkie kontrataki. W ofensywie mieliśmy więc jeszcze mniej miejsca niż w Krakowie. Gospodarze wiedzieli, że mają korzystny rezultat i dlatego zdecydowali się na taką taktykę. Grali spokojnie i czekali na jakiś stały fragment gry bądź kontratak. Mogliśmy się tego spodziewać - dodał. Podobnego zdania był Cezary Wilk. - Standard zagrał jeszcze bardziej defensywnie niż w Krakowie. Zagęścili mocno środek pola i ciężko nam było się przebić - ocenił kapitan Wisły. - Skoro nie strzeliliśmy gola, to czegoś nam zabrakło. Przegraliśmy swoją szansę i musimy się teraz z tym pogodzić. Szkoda, bo nie byliśmy w mojej ocenie słabsi. Jesteśmy bardzo rozczarowani faktem, że nie awansowaliśmy. Żałujemy, że nie strzeliliśmy tej jednej bramki. Cóż, myślałem że tym razem skończymy mecz w jedenastu. To nam się nie udało i może tego jednego zawodnika zabrakło w końcówce, żeby strzelić decydującego gola. Wilk dopytywany o awanturę po końcowym gwizdku bagatelizował sprawę. - W takich meczach zdarzają się podobne sytuacje. Obie drużyny bardzo chciały awansować, a przez to nerwy na boisku były duże. Ostatecznie podaliśmy sobie jednak ręce i wszystko skończyło się w porządku. Grzegorz Wojtowicz, Liege