Mama płakała. Koleżanki mówiły, że sprzedała syna Urodził się i wychował w Wieliczce. Początkowo bronił barw Wieliczanki, ale na poważnie w piłkę zaangażował się w wielickim Górniku. Wisła wypatrzyła go w młodzieżowej reprezentacji Polski. Po meczu z ZSRR, jaki Polacy rozegrali w Nowym Sączu, działacze Wisły zaproponowali mu podwózkę do Krakowa czarną wołgą. Dzięki Musiałowi wysłannicy "Białej Gwiazdy" skaperowali do niej też bramkarza Stanisława Goneta, który poprosił o podwózkę do Tarnowa. Z Gonetem, który zmarł w 1995 r. jako pierwszy członek drużyny mistrzów Polski z 1978 r., przyjaźnili się już do końca. Zresztą w listopadzie 1976 r. pan Adam rzucił się w obronie deptanego Goneta, w wyjazdowym meczu Pucharu UEFA z belgijskim RWD Molenbeek. Napastnikowi sprzedał klasycznego "liścia". Sędzia główny Josef Bucek z Austrii nie zauważył tego uderzenia, ale podpowiedział mu asystent, więc pan Adam dostał czerwoną kartkę. Tak wyciągnął matkę z milicyjnej nyski Po przejściu do Wisły Adam Musiał miał 19 lat i zaczął wypływać na wielkie wody. Przede wszystkim na piłce zaczął zarabiać. Za transfer w Górnika do Wisły jego mama otrzymała równowartość dzisiejszych 5 tys. zł. I niemało się napłakała, gdy koleżanki z pracy wyrzucały jej, że sprzedała syna. Pani Irena wiedziała, że musi mieć twardą rękę, by Adaś nie zszedł na manowce. Gdy zabrakło mu czasu na zrobienie porządków w pokoju, zabroniła mu wyjazdu z reprezentacją juniorów na turniej do Cannes. Mały Adam dostał od niej łomot nieraz, ale nie tylko on. - Po jednym z ligowych meczów Wisły schodzę do szatni, a ktoś mi mówi, że trzeba ratować mamę. Okazało się, że została zatrzymana w nysce przez milicję - opowiadał mi przed laty. - Czym podpadła? - dopytałem. - Milicjant, nieświadom tego, koło kogo siedzi, narzekał na moją grę. Mama nie wytrzymała i zaczęła okładać go parasolką - śmiał się od ucha do ucha Adam Musiał, który oczywiście wybawił rodzicielkę z niebieskiej opresji. Był człowiekiem do tańca i różańca. Z wielkim zamiłowaniem i talentem do śpiewu. Gdy wespół z Lucjanem Franczakiem i Ryszardem Sarnatem na gali stulecia TS Wisła, w 2006 r. odśpiewał "Trzej przyjaciele z boiska" niejeden słuchacz dostał opadu szczęki z wrażenia. O dwa balety za dużo Gdyby to zamiłowanie do tańca było nieco wyważone, uniknąłby pewnie dwóch incydentów. Na MŚ 1974 r. po wygranej z Włochami 2-1 wrócił do hotelu po ustalonym przez Kazimierza Górskiego limicie (godz. 23). Selekcjoner chciał go karnie wyrzucić z turnieju, ale po interwencji Kazimierza Deyny i Jana Tomaszewskiego skończyło się tylko na odsunięciu pana Adama z meczu ze Szwecją. W drugim incydencie mógł stracić życie. Za premie za zajęcie trzeciego miejsca na MŚ kupił sobie bmw. Jazda na podwójnym gazie skończyła się zderzeniem z ciężarowym starem, po którym znalazł się w stanie śmierci kliniczne. Z połamaniami, poskręcany śrubami, ocalał, ale do pełni zdrowia i dawnej formy nigdy już nie wrócił. Nie zagrał też później w reprezentacji Polski. Filar Orłów Górskiego, gol dla Wisły z połowy boiska Na szczęście wcześniej był jej podporą. To jego twarda, bezkompromisowa postawa na boisku pomogła Orłom Górskiego w pokonaniu 3-0 groźnych Walijczyków, w eliminacjach do MŚ, 28 września 1973 r. Walczył jak lew w słynnym remisie na Wembley i jego zasług z tamtego meczu nie umniejsza rzut karny, jaki spowodował, próbując zatrzymać rywala. Legendarnym występem Musiała i całej kadry Górskiego było też pokonania Brazylii 1-0 w walce o trzecie miejsce na świecie. Przez wypadek z Białym Orłem na piersi wystąpił tylko 34 razy, ale z jakże piorunującym efektem! Co ciekawe, choć był obrońcą nie do przejścia, dla Wisły strzelił jedną jedyną bramkę i to w setnym występie w jej barwach. Był to gol przedniej urody, po strzale niemal z połowy boiska. "Biała Gwiazda" 21 marca 1971 r. uległa u siebie Stali Mielec 1-2. Gdy Orest Lenczyk nie widział dla niego miejsca w Wiśle, przeniósł się do Arki Gdynia. Po raz ostatni z białą gwiazdą na piersi zagrał 26 listopada 1977 r., w zremisowanym w Krakowie 1-1 spotkaniu z Widzewem. To był jego 263. występ w Wiśle. W Arce zaprzyjaźnił się najbardziej z Bogusławem Kaczmarkiem. Dowódcą drugiej linii tamtej drużyny był oczywiście Janusz Kupcewicz. Arkowcy z Musiałem w składzie w 1979 r. sięgnęli nawet po Puchar Polski, w finale pokonując 2-1 Wisłę. Był to jego jedyny występ przeciw "Białej Gwieździe". Zastrzegł sobie, że w lidze nie będzie przeciw niej grał. Praca na wysokości i Trener Roku Zawodową karierę zakończył w 1983 r., w czwartoligowym angielskim Hereford United. Później zaliczył jeszcze epizod za oceanem, w Polish-American Eagles, gdzie godził pracę zarobkową z grą w piłkę. Wespół z kilkoma byłymi wiślakami w USA nie bał się ryzykownej pracy na wysokościach. Właściciel Orłów miał firmę, której zadaniem było obcinanie gałęzi rosnących zbyt blisko sieci elektrycznej. Do ojczyzny wrócił w 1987 r. i na krótko zajął się trenerką, choć miał niezłe efekty. W 1991 r. Wisłę, w której piszczała bieda, doprowadził do trzeciego miejsca w Polsce, za co tygodnik "Piłka Nożna" uznał go Trenerem Roku. Później prowadził jeszcze Lechię Gdańsk, Stal Stalowa Wola i GKS Katowice. Gdy Bogusław Cupiał i jego Tele-Fonika wkroczyła do Wisły, Musiał, w uznaniu swych zasług, dostał od myślenickiego bossa dożywotnie stanowisko szefa obiektu. Oprowadzał po stadionie wycieczki, towarzyszył VIP-om. Za Cupiała zmieniali się trenerzy i piłkarze, ale Adam Musiał był nie do ruszenia. - Całe życie byłem uczony, że najpierw musisz się skoncentrować nad tym jak nie stracić gola, a później martw się o strzelanie. Teraz mam na głowie to, czy trawa jest równo skoszona i siatki dobrze rozwieszone - opowiadał mi w 2001 r. Adam Musiał. Gdy drużyna wpadała w kryzys, Cupiał lubił do niego zwrócić się po radę: - Adam, co robimy? - Bierz Franka Smudę - często padała właśnie taka odpowiedź. Dziś z tego lepszego świata spogląda z uśmiechem na wielki powrót do sędziowania syna Tomasza i na to, jak z pierwszą samodzielną przygodą trenerską w zawodowej lidze, w Garbarni Kraków, radzi sobie starszy syn Maciej. Przyjaciele z szatni Wisły odkreślają, że był duszą towarzystwa. Po wygranych meczach Musiała libretto było następujące: "Drużyna nie zapomniała, że trenera ma, niech żyje nam nasz trener przez szereg długich lat, a drużyna prosi o liter albo dwa". - Wokalnie i w układaniu rymowanek Adam był mistrzem nad mistrzami. Nie dało się go nie lubić - wspomina legendarny prawy obrońca Antoni Szymanowski. Michał Białoński