Już przegrany z MSV Mattersburg sparing był niepokojącym sygnałem, że z formą wiślaków coś jest nie tak. Czy musiało jednak dojść do wstydliwego remisu z mistrzem Estonii? Co było jego przyczyną? Oto siedem grzechów głównych Wisły. 1. Przespany okres transferowy Jeszcze nigdy Wisła nie ruszała na podbój Europy z tak wąską kadrą, jak teraz. Oszczędnościowe uszczuplanie składu prędzej czy później musiało się tak skończyć. To nie przez przypadek trener Maciej Skorża nie wykorzystał limitu zmian. Od 40. min, gdy Andriejew pokonał Pawełka trener Wisły miał nóż na gardle, a i tak zdecydował się tylko na dwie zmiany (Ćwielong za Łobodzińskiego i Cantoro za Jirsaka). Powód? W odwodzie zostali mu zawodnicy, którzy mają mleko pod nosem i marne doświadczenie (Czekaj, Mączyński, Burliga i Janik mają łącznie dwa mecze rozegrane w ekstraklasie za sprawą tego ostatniego). Redaktor Mateusz Borek słusznie wyliczał, że przed sezonem krakowianie pozbyli się trzech napastników (Dawidowski, Niedzielan, Beto), a nie sprowadzili żadnego. Do tego kontuzjowany jest Boguski. Z próżnego nawet Skorża nie naleje szanowna Rado Nadzorcza Wisły SA! 2. Pycha Wiślacy przestrzegali się przed nią. W koło powtarzali, że szanują rywala i nie zlekceważą go. Szkoda, że na boisku tego nie potwierdzili. Przyznali to zresztą Skorża ("Moi zawodnicy grali z przeświadczeniem, że bramki prędzej, czy później muszą paść") i Paweł Brożek ("Też tak myślałem, że gole dla nas to tylko kwestia minut.") 3. Nieskuteczność Muszę przyznać rację trenerowi Skorży i jego piłkarzom, że jak na tak słaby występ stworzyli sobie i tak dużo sytuacji podbramkowych. Marna to jednak pociecha. Były one tradycyjnie marnowane. 4. Nietrafione przygotowania Z jednej strony trudno się o to czepiać. Fachowcy od przygotowania Wisły, którym przewodzi od niedawna Włoch Paolo Terzotti, przewidzieli szczyt formy na sierpniowe, kluczowe o awansie do fazy grupowej mecze. Oby nie stało się w myśl starej prawdy ludowej: "myślał kogut o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli". Kto poza Kirmem w Wiśle wyglądał świeżo i biegał żwawo? Kirm dołączył do Wisły dopiero 3 lipca, więc opuścił dwa ciężkie tygodnie treningowe. 5. Kłopoty z doborem składu i taktyki W sporej mierze wynikały one z ubogości kadrowej zespołu. Trener Skorża wierzył w skuteczność Wojciecha Łobodzińskiego na prawej obronie, który w myśl założeń miał być fałszywym skrzydłowym wobec tego, że Patryk Małecki miał schodzić do środka. Sęk w tym, że "Łobo" gubił się w obronie co chwilę. Skorży należy się plus za szybką reakcję (przesunął Łobodzińskiego do przodu). Pytanie jednak, czy z upływem czasu i po stracie gola nie powinno dojść do kolejnej roszady? Wisła nie miała prawego obrońcy. Ani na boisku ani na ławce. Przesunięty na tę pozycję na siłę Piotr Brożek został stracony dla tego meczu. Lewonożny "Pietia" na dłuższym odcinku nie potrafi operować piłką prawą nogą, więc odsłaniał ją rywalowi S. Puriemu, przez co przegrywał z nim sporo pojedynków. Trzeba było odrabiać stratę, więc czy nie lepiej było przejść do ustawienia 3-4-3 skoro w II połowie rywal niemal wyłącznie się bronił? Grająca tak odważnie Wisła w ostatnich minutach rewanżu z Tottenhamem stworzyła więcej zagrożenia dla bramki rywala, niż wcześniej przez cały mecz! 5. Nieprzystosowanie do innego niż w Polsce sędziowania Norwegowie na czele z Tomym Skjervenem podyktowali na boisku twarde warunki. Nie było tak, jak w polskiej lidze, że każde dotknięcie, czy złapanie za koszulkę było odgwizdywanie. Przekonał się o tym najboleśniej Paweł Brożek, z którym nie patyczkowali się rośli Kalimullin i Morozov. Norwegowie najwyraźniej lubią futbol wyspiarski. Szukający szczytu formy po kontuzji Radosław Sobolewski nie był w stanie sam porozbijać rywali. Diaz grał słabiej, Cantoro wszedł za późno. 6. Nieoswojenie się ze stadionem W jaskini lwa przy Reymonta "Biała Gwiazda" pokonała nawet FC Barcelonę. W Sosnowcu ludzie są gościnni, ale atmosfera i obiekt nie ten. Jeden z kibiców Wisły powiedział mi po meczu: "Prawda jest taka, że graliśmy na neutralnym terenie, a nie u siebie" i wskazywał na daleko położone od murawy trybuny, kiepską akustykę obiektu. Atmosfera sparingowa, to i piłkarze czuli się momentami niczym na sparingu, na co utyskiwał zresztą na swoim blogu Darek Wołowski. Jaka jest rada? Za tydzień w Tallinie Wisła nie może zagrać tak, jakby do stołu doniesiono dopiero średnio ponętną przekąskę, a na smakowite danie główne nadejdzie dopiero pora w ostatecznej - IV rundzie eliminacji. Muszą obudzić w sobie dzikość serca. Tę, którą choćby porazili Bietar Jerozolima w rewanżu, czy tę, dzięki której uratowali honor w rewanżu z Barceloną po bolesnym 0:4 na Camp Nou. Czytaj także: WISŁA Z TRUDEM URATOWAŁA REMIS! BROŻEK: SŁABIEJ JUŻ SIĘ NIE DA WOŁOWSKI: WISŁA O KROK OD KOMPROMITACJI LEVADIA: WISŁA WCIĄŻ FAWORYTEM ĆWIELONG: ŚWIAT SIĘ NIE KOŃCZY DEBIUTANT NAJLEPSZYM PIŁKARZEM "BIAŁEJ GWIAZDY" ZŁA WIADOMOŚĆ DLA FANÓW WISŁY