Na łamach "Przeglądu Sportowego" o problemie opowiedział Mateusz Dróżdż, prezes Widzewa. - We wrześniu otrzymaliśmy zawiadomienie, że został na nas nałożony zakaz transferowy i przez dwa lata nie będziemy mogli sprowadzić żadnego piłkarza. Sprawę udało się jednak załatwić - stwierdził. Talent z Chorwacji 21-letni Chorwat miał być talentem, na którego sprowadzeniu Widzew w przyszłości zarobi, a przez najbliższe lata będzie miał piłkarza na lewą stronę obrony. Mikulić jest wychowankiem Hajduka Split, ale zanim trafił do Widzewa zwiedził pięć innych chorwackich klubów. Do łódzkiego klubu trafił latem 2020 roku z rezerw Dinama Zagrzeb. Ostatnio był wypożyczony do NK Croatia Zmijavci, w którym w drugiej lidze chorwackiej rozegrał 16 spotkań. Na zapleczu polskiej Ekstraklasy rozegrał jedno spotkanie i doznał poważnej kontuzji. Do treningów wrócił ponad pół roku później. Do pierwszej drużyny już się nie przebił i do końca sezonu występował w rezerwach. Po rozgrywkach kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron i wrócił NK Croatia Zmijavci. Dwuletni zakaz dla Widzewa Jak twierdzi prezesa Widzewa, poprzedni zarząd nie zapłacił ekwiwalentu za Mikulicia i został złożony pozew. Wiadomość o nałożonej karze była zaskoczeniem. - Pozew znajdował się w systemie od kwietnia i niestety stał się prawomocny. Na szczęście wszystko udało się wyprostować i zakazu już nie ma - twierdzi Dróżdż, który szefuje Widzewowi od czerwca. Wcześniej w zarządzie byli Piotr Szor, jako prezes i Michał Rydz w roli wiceprezesa, który nadal jest we władzach klubu. Spytaliśmy pierwszego z nich, dlaczego ekwiwalent nie został zapłacony. Szor podkreśla, że Mikulić do Widzewa przyszedł za darmo i Dinamo zrzekło się jakichkolwiek pieniędzy. W przypadku transferu bezgotówkowego nie obowiązuje tzw. opłata solidarnościowa. To 5 proc. od kwoty transferu, ale w tym przypadku nie ma jej od czego obliczyć. Chodzi więc o "training compensation", czyli "rekompensatę za szkolenie". Tego może domagać się każdy klub, który brał udział w trenowaniu Mikulicia. Poprzedni prezes Widzewa "nie miał wiedzy" Szor zapewnia, że zamierza wyjaśnić sprawę. Prezes Dróżdż uderza bowiem właśnie w niego. - Dowiedziałem się o sprawie we wtorek. Nie miałem wiedzy, by ktokolwiek domagał się ekwiwalentu za wyszkolenie Mikulicia. W klubie tylko jedna osoba miała dostęp do systemu TMS [Transfer Matching System - przyp. red.], w którym są zgłaszane między innymi takie roszczenia. Nie dostałem jednak takiej informacji - zapewnia Szor. - Dlatego według mojej wiedzy nie było wtedy takich roszczeń. Żałuję, że prezes Dróżdż przez kilka miesięcy nie miał czasu, by zadzwonić i zapytać między innymi o tę sprawę - dodaje. AK