Większościowy udziałowiec Widzewa spotkał się z dziennikarzami. Chciał wyjaśnić, dlaczego po dwóch latach odwołał prezesa Dróżdża. Przyznał, że od strony sportowej drużyna realizowała cele - najpierw awansowała do ekstraklasy i się w niej utrzymała. Także pod względem organizacyjnym klub poszedł do przodu. - Muszę jednak patrzeć w przyszłość i podejmować decyzje w mojej ocenie dobre dla klubu. Sportowo nie możemy stać w miejscu - mówił Stamirowski. - Podstawą działania jest wspólna wizja i dobra komunikacja między właścicielem a zarządem. Jeśli są zgrzyty, to klub nie może dobrze funkcjonować. Wszyscy musimy iść w jedną stronę. Trener Widzewa nie jest kapusiem Wśród przyczyn zwolnienia pojawiły się głosy o konflikcie na linii prezes - trener, który miał eskalować po piątej porażce z rzędu zespołu na własnym stadionie. Szkoleniowiec spotkał się z właścicielem, by rozmawiać o przyczynach. - Przeczytałem, że trener kapuś zwolnił prezesa. A to nie jest historia konfliktu prezesa z trenerem. To nie Motor Lublin i tu nie ma dywagacji, po której stronie ma stanąć właściciel. To normalne, że szkoleniowiec kontaktuje się z głównym udziałowcem. W Rakowie trener Papszun też rozmawia z Michałem Świerczewskim - mówił Stamirowski. - Dlatego po piątej porażce z rzędu u siebie sam poprosiłem trenera, byśmy porozmawiali, co trzeba zrobić, by poprawić grę zespołu. Z Januszem Niedźwiedziem wiążemy przyszłość i liczymy na lepsze wyniki. Główny udziałowiec klubu wskazał trzy pola, na których doszło do rozbieżności między nim a prezesem Dróżdżem. To budżet, baza treningowa, a przede wszystkim komunikacja. Były prezes na spotkaniu z radn nadzorczą stwierdził, że w będzie brakowało 6 mln złotych. - I informacja od prezesa była taka, że to właściciele coś na to mają poradzić. Jestem finansistą i przykładam wagę do tego, by się nie zadłużać - podkreślał Stamirowski. Stamirowski: Komunikacja prezesa niszczyła klub Właściciel miał też duże pretensje do byłego prezesa o komunikację dotyczącą ośrodka treningowego. Baza miała kosztować 25 mln zł, ale okazało się, że kosztorys opiewa na prawie dwa razy więcej, bo 46 mln zł plus VAT. Widzew może liczyć na pomoc programów ministerialnych, ale przy takim koszcie wkład własny wzrasta do około 20 mln zł, a na to klubu nie stać. - Ośrodek jest dla nas strategiczny. Z przekazów od prezesa wynikało, że jesteśmy bardzo blisko bazy - mówił Stamirowski. - Okazuje się, że musimy szukać pieniędzy na dużo większy wkład własny, a takiej komunikacji nie było. Najwięcej pretensji do Dróżdża właściciel Widzewa miał właśnie o przekaz medialny. Były prezes mówił m. in. że w klubie zimą nie ma pieniędzy na transfery. - To jest przekaz, który niszczy klub, a jesteśmy stabilni finansowo - zapewniał Stamirowski. - Były pieniądze na transfery, przecież była zgoda na zakontraktowanie Daniego Ramireza, ale nie udało się to ze względów formalnych. - Nie podobało mi się też przekaz, że przez dwa sezony będziemy walczyć o utrzymanie, a dopiero w trzecim o miejsca 5-9. Nie bijemy się o puchary, ale mamy zespół na środek tabeli. Musimy drużynę wzmocnić i to więcej niż dwoma, trzema piłkarzami - dodał Stamirowski. I zaznaczył, że nie może być tak, by pojawiały się informacje, że sponsorzy zalegają z wpłatami. - To są niedopuszczalne przekazy. Sponsorów trzeba szanować i mieć z nimi dobrze relacje - mówił Stamirowski. - Kolejny zły przekaz to mówienie o trenerze, że może przegrać wszystkie mecze do końca sezonu. To nie buduje mentalności klubu, a to jest Widzew. Prezes Widzewa ma łączyć nie dzielić. A konfliktów było za dużo. Nowym prezesem Widzewa został Michał Rydz, do tej pory wiceprezes, a jego zastępcą Michał Szymański, dyrektor ds. rozwoju sportu. - Mam do nich pełne zaufanie, wiem jaką dobra robotę robił Michał i dużo skorzystał. Niech kontynuuje to, co było dobre, a wyeliminuje, co było złe - zaznacza Stamirowski. - Obecność w zarządzie Szymańskiego to podkreślenie roli sportu. Będzie też odpowiadał za infrastrukturę.