Na początku 2019 roku władzę w klubie przejęli Tomasz Stamirowski, wówczas członek rady nadzorczej i prezes Stowarzyszenia RTS Widzew Łódź oraz Remigiusz Brzeziński, przewodniczący rady nadzorczej Widzew Łódź SA oddelegowany wtedy do pełnienia funkcji prezesa spółki. Po rundzie jesiennej zespół był wiceliderem drugiej ligi z sześcioma punktami przewagi nad czwartym zespołem (na zaplecze ekstraklasy awansowały trzy drużyny). Runda wiosenna była jednak bardzo słaba. Widzew remisował mecz z meczem. Nie pomogła zmiana trenera - Jacek Paszulewicz zastąpił Radosława Mroczkowskiego. Passa remisów urosła aż do dziesięciu. W efekcie łodzianie, którzy byli faworytem do awansu, zakończyli sezon dopiero na piątym miejscu. Stamirowski i Brzeziński zatrudnili nowych członków zarządu. Szukali ich za pomocą ogłoszeń w internecie, czym narazili się na krytykę kibiców, a wybrani Jakub Kaczorowski i Tomasz Jędraszczyk, zyskali miano "prezesów z OLX". Pytamy Tomasza Stamirowskiego, jakie wnioski udało się wyciągnąć z tamtego okresu. Wtedy był jednym ponad 20 członków SRTS, do którego należała spółka, teraz jest większościowym udziałowcem i sam może podejmować decyzje. - Nie mówię, że moja koncepcja na Widzew będzie idealna i najlepsza. W żadnym klubie nie da się wdrożyć pomysłów w kilka miesięcy, a wtedy tyle właśnie mieliśmy czasu, bo zdecydował o tym wynik sportowy. Seria remisów przygniotła wszystkich. Paraliżowała wręcz inne działania - przyznaje Stamirowski. - To był specyficzny okres, bo do zarządzania klubem weszły osoby z mniejszym doświadczeniem w piłce. Po każdym sezonie, także takim nieudanym, jak ten 2018/2019, powinny powstać raporty, które pomogłyby tych błędów nie popełniać. Wtedy trzeba było zastanowić się nad złym przygotowaniem fizycznym, kontuzjami i dlaczego drużyna źle wyglądała. Doszło też do zmiany trenera i z tego należy wyciągać wnioski. Te wydarzenia sprzed dwóch lat powinny być dla wszystkich nauką. Teraz Stamirowski zmienił sposób działania. Prezesa nie szukał przez ogłoszenia, ale postawił na Mateusza Dróżdża, który ma dużo doświadczenia z prowadzenia Zagłębia Lubin i Górnika Polkowice. - Pomysł z zatrudnieniem Jakuba Kaczorowskiego na prezesa Widzewa nie był zły, ale wymuszony. Nie mieliśmy kandydata, który miałby doświadczenie z klubu piłkarskiego i byłby gotowy wtedy przyjść do Widzewa. Brakowało mi wtedy takich kontaktów, by wziąć telefon i znaleźć takiego prezesa. To wymusiło decyzję, by szukać za pośrednictwem ogłoszeń - potwierdza Stamirowski. - Wobec braku kandydata ze środowiska piłkarskiego postanowiliśmy iść taką drogą, że prezes będzie wywodził się z biznesu, a znajdziemy mu silnego dyrektora sportowego. Wtedy tę funkcję objął Łukasz Masłowski, ale wytrwał na stanowisku niecałe dwa miesiące. Wobec braku awansu odeszli prezesi, dyrektor sportowy, a Stamirowski i Brzeziński usunęli się w cień. Teraz nowy właściciel Widzewa uważa, że w ostatnich latach w klubie brakowało osób znających się na piłce nożnej. AK