Spotkanie Śląsk Wrocław - Widzew Łódź zakończyło się wygraną 2-1 podopiecznych Jacka Magiery. Widzewiacy mieli swoje sytuacje, a po końcowym gwizdku mają spore pretensje do sędziów. Przypomnijmy, w środę Widzew odpadł z Pucharu Polski po błędzie arbitra, który mimo skorzystania z VAR, uznał bramkę Wisły Kraków, przyczyniając się tym samym do dogrywki i finalnej klęski zespołu z Łodzi. Sobotni mecz Widzewa prowadził Bartosz Frankowski z Torunia, a za system VAR odpowiadał Daniel Stefański. Do pierwszej kontrowersji doszło na początku drugiej połowy, gdy Rafał Gikiewicz próbując "wypiąstkować" dośrodkowaną piłę, trącił w głowę Alexa Petkova. Dobrze ustawiony sędzia Frankowski zdecydował się na odgwizdanie rzutu karnego dla Śląska Wrocław. Widzew z pretensjami do sędziów. Kolejne kontrowersje rozstrzygane na ich niekorzyść Widzewiacy nie mogli pogodzić się z decyzją arbitra, wierząc że za chwilę nastąpi interwencja VAR. Tak się jednak nie stało, co wywołało spore dyskusje wśród piłkarskich fanów. Aby ocenić tę sytuację, należy przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, kto wygrał pozycję i zagrał piłkę? Na dostępnych powtórkach widać, że to Alex Petkov wygrał i "zagłówkował" będącą w powietrzu futbolówkę, a Gikiewicz zaliczył tzw. "pusty przelot". Nie widać, aby nawet trącił piłkę, tylko opadając, trafił przedramieniem w głowę rywala. W związku z tym, wszystko wskazuje na to, że sędzia Bartosz Frankowski podjął prawidłową decyzję, dyktując rzut karny dla Śląska Wrocław. Wątpliwości budzić może fakt, że nie było tam dużej siły, lecz jeśli Gikiewicz nie zagrał piłki, to faul należy odgwizdać. Sędziowie są uczuleni przez swoich przełożonych, aby chronić zdrowie zawodników i piętnować tego typu zachowania bramkarzy. Niegdyś przyjęło się, że bramkarz może wiele, lecz od dłuższego czasu trend ten się zmienia, o czym świadczą nawet przykłady z boisk Ekstraklasy. Za swoje zachowanie bramkarz Widzewa otrzymał żółtą kartkę, a "jedenastkę" na bramkę zamienił Matias Nahuel. Widzew Łódź znów pokrzywdzony. VAR zmienił kontrowersję w kontrowersję W 78. minucie Śląsk Wrocław wyprowadził kontratak, który zakończył się bramką na 2-0. Radość na stadionie nie trwała zbyt długo, gdyż sędzia asystentka Paulina Baranowska podniosła chorągiewkę, uznając że strzelec gola Matias Nahuel był na spalonym. W tym momencie rozpoczęła się analiza VAR i tak po około półtorej minuty, sędzia Bartosz Frankowski skorygował swoją decyzję i wskazał na środek boiska, uznając bramkę Śląska. Sytuacja wzbudziła ogromne wątpliwości i dyskusje, gdyż z dostępnych powtórek trudno jest powiedzieć, czy hiszpański napastnik faktycznie był na spalonym. Sytuacja jest stykowa i powtórki z wyrysowanymi liniami nic nam nie mówią. Tuż po meczu, w programie "Liga +", przy pomocy specjalnej technologii wyrysowano linię jeszcze raz, która ukazała, że Nahuel był na spalonym, a zatem drugi gol Śląska nie powinien być uznany. Ideą VAR jest, aby interweniował i pomagał sędzią w jasnych i oczywistych sytuacjach - takich, które nie budzą wątpliwości. Ta z pewnością taka nie jest. Owszem, sędziowie w wozie VAR mają do dyspozycji technologię, lecz ukazana powtórka z wyrysowaną linią spalonego nic nie mówi. Nie jest ona dowodem, gdyż budzi spore wątpliwości. Niestety, ale wszystko na to wskazuje, że drugi gol Śląska Wrocław został niesłusznie uznany, sędziowie zamienili kontrowersję w kontrowersję, a Widzew ponownie w tym tygodniu czuje się skrzywdzony przez arbitrów.