Na to spotkanie w Łodzi czekano z ogromną niecierpliwością dziewięć lat. Mecze z Legią to jeden z najważniejszych punktów historii klubu. Elektryzują od lat kibiców obu drużyn. Kłopoty finansowe Widzewa sprawiły, że najpierw spadł do pierwszej ligi, a potem aż do czwartej. Od 2015 roku rozpoczął odbudowę od piątego poziomu rozgrywkowego i po siedmiu latach dopiął swego. Głód na Widzewie Pierwszy ligowy klasyk od 2013 roku przyciągnął na trybuny komplet publiczności, a także wiele znanych piłkarskich osobistości na czele z klubową legendą Zbigniewem Bońkiem, a także Cezarym Kuleszą, prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. W Widzewie głód wygranej z Legią jest ogromny. Rywala ze stołecznego miasta nie pokonał od 2000 roku. Seria meczów bez porażki legionistów trwa już od 21 spotkań. Widzew musiał zagrać bez swojego lidera - Marka Hanouska, któremu odnowiła się kontuzja. Trener Janusz Niedźwiedź zrezygnował też z wystawienia od początku w podstawowym składzie Jordiego Sancheza i Bartłomieja Pawłowskiego. Tydzień temu ten manewr nie przyniósł łodzianom gola. Dlatego Polak wrócił na pozycję wysuniętego napastnika. Widzew patrzył jak Legia strzela Początek meczu był wyrównany, choć już w ósmej minucie Legia rozmontowała obronę, ale w ostatniej chwili z interwencją zdążył Fabio Nunes i wybił piłkę Josue. Powoli goście zaczęli zyskiwać przewagę. Widzew się bronił, ale nie za wiele miał argumentów w ofensywie. Przewagę próbowali stworzyć wahadłowi, ale byli dobrze blokowani. Doświadczenie i umiejętności były po stronie gości, ale długo nie potrafili tego wykorzystać. Łodzianie musieli przeciwstawić ambicję i wolę walki. Sytuacji bramkowych było jednak jak na lekarstwo. Przez 29 minut żadnej drużynie nie udało się oddać celnego strzału. Wtedy mierzonym, bardzo precyzyjnym i technicznym strzałem popisał się Mathias Johansson i Henrik Ravas nie sięgnął piłki. Trzeba dodać, że nikt mu nie przeszkadzał, bo trzech piłkarzy Legii przed polem karnym zupełnie nie było atakowanych. Legia jeszcze przed przerwą bez większych problemów podwyższyła. Po pięknej akcji z pierwszej piłki - Wszołek - Josue - Muci - Kapustka, ten ostatni trafił do siatki. Przerwane spotkanie W przerwie trener Niedźwiedź nie miał czego bronić i wpuścił drugiego napastnika. Widzew wreszcie zaatakował, ale strzał Nunesa był minimalnie niecelny, Patryka Lipskiego zablokowany, a Ernest Terpiłowski sam z siebie przewrócił się w polu karnym. Kilka razy zrobiło się gorąco w polu karnym Legii, ale gospodarze wciąż nie byli w stanie zmusić do wysiłku Kacpra Tobiasza. Gospodarze mieli przewagę, ale niewiele z tego wynikało. Legia pilnowała wyniku i momentami przypominała, kto prowadzi. Widzew postawił wszystko na jedną i kartę i atakował właściwie całą drużyną. Wydawało, że łodzianie dostali nadzieję na odwrócenie losów meczu, bo Patryk Stępiński wykorzystał dośrodkowanie Lipskiego. Tyle że po interwencji VAR bramka została anulowana. Ta sytuacja mocno zaogniła sytuację - z trybun Widzewa poleciały w kierunku boiska różne przedmioty i sędzia Szymon Marciniak przerwał spotkanie. Arbiter później doliczył do meczu dziesięć minut. W 99. minucie honorową bramkę zdobył Lipski, ale sędzia za chwilę zakończył mecz. Widzew - Legia 1-2 (0-2) Bramki: Lipski (90.) - Johansson (30.), Kapustka (42.)