Widzew do półfinału PEMK (obecnie Liga Mistrzów) awansował po wyeliminowaniu angielskiego Liverpoolu. Teraz młodym kibicom na pewno trudno w to uwierzyć, że polska drużyna mogła wyjść zwycięsko w dwumeczu ze słynnymi poprzednikami zespołu Jurgena Kloppa. A jednak łodzianie wygrali u siebie 2-0, a w rewanżu ulegli 2-3. W półfinale zmierzyli się Juventusem Turyn, w którego składzie było ośmiu mistrzów świata, Michel Platini i Zbigniew Boniek. Tej przeszkody nie udało się pokonać — porażka 0-2 i remis 2-2. 40 lat później Widzew tamten sukces zamierza uczcić uroczystym obchodami. Zaprosił żyjących uczestników tamtych meczów, a punkt kulminacyjny zaplanowano podczas meczu Widzewa z Piastem. Podczas konferencji zapowiadającej obchody jubileuszu Kamiński, który grał w tych meczach, zaskoczył właściciela klubu. - Mam nadzieje, że jeszcze usiądę w sektorze VIP i zobaczę Widzew w europejskich pucharach może kiedyś zajdzie tak daleko jak mu. Dlatego zobowiązuje właściciela, by znów doprowadził Widzew do mistrzostwa Polski i występów w europejskich pucharach — stwierdził Kamiński. - Ten klub zawsze kojarzył się z wielkością, a nie małostkowością. Oczywiście miał swoje problemy, był na skraju upadku, ale wrócił do ekstraklasy. Jako beniaminek Widzew miał bardzo udaną rundę jesienną, po której zajmował trzecie miejsce. To rozbudziło nadzieje na ponowne występy w europejskich pucharach, w których nie grał ponad 20 lat. Wiosna jest jednak słabsza. Zespół wygrał tylko raz i spadł na szóste miejsce. Do czwartego miejsca, które może dać prawo gry w Lidze Konferencji Europy, traci tylko trzy punkty. Tomasz Stamirowski, większościowy właściciel klubu, przyznaje jednak, że to pozostanie raczej w sferze marzeń. - Nie chcemy rozbudzać apetytów. Będzie bardzo trudno zakwalifikować się do europejskich pucharów. Ta czwórka, która jest przed nami, czyli Raków, Legia, Lech czy Pogoń to drużyny dużo silniejsze — przyznaje Stamirowski. - Oczywiście należy walczyć i nie składać broni, ale celem przed sezonem było utrzymanie.