Widzewnajpierw ogłosił datę prezentacji zespołu (14 lipca). Kilka godzin później jeden z pracowników klubu uściślił powód, dlaczego wprowadza płatne wejściówki na imprezę. "Klub był zmuszony biletować prezentację ze względu na dwukrotne podwyższenie ceny wynajmu stadionu." - napisał Jakub Dyktyński, kierownik ds. komunikacji i PR Widzewa. 5 tys. zł to za dużo Zdumiałem się i pomyślałem, jaka to musi być wysoka ta kwota, że trzeba wprowadzić płatne bilety. Ile te miasto chce od tego biednego klubu za niespełna godzinną imprezę z udziałem 999 osób bez rozgrywania meczu? 50 tysięcy, 100 tysięcy złotych, a może dwieście? Tego Widzew już nie zdradził. Dowiedzieli się za to kibice, dowiedział się radny miasta Łodzi. Chodzi o 5000 (PIĘĆ TYSIĘCY) złotych. Nie powiem, kwota zwaliła mnie z nóg. Otóż, Widzew, który właśnie awansował do Ekstraklasy, który ma dalekosiężne plany, nie ma pięciu tysięcy złotych, by zapłacić miastu za wynajem stadionu. I musi sięgać do kieszeni kibiców. Mało tego z prostego rachunku wynika, że chce nawet na nich zarobić. Biletów jest 999 - cena 15 zł normalny, a 5 zł ulgowy. Nawet jeśli sprzeda pół takich i pół takich, to przychód będzie 10 tys. zł, a na wynajem stadionu potrzebuje połowę tej sumy. Widzew chce zarabiać na kibicach, dzięki którym klub odbudowano. To oni od 2017 roku co rundę wykupują niemal wszystkie dostępne karnety (średnio 16 tysięcy) i są największym sponsorem klubu. Zaledwie dwa dni temu prezes Mateusz Dróżdż pękał z dumy, że 15903 karnetów został sprzedanych. Dzięki temu klubowy budżet jest bogatszy o około 5,5 mln zł. Teraz nie chce wyłożyć 5 tys. zł na wynajem stadionu i szuka tych pieniędzy w kieszeniach fanów. Te 5 tys. zł to zaledwie niecały promil z 5,5 mln zł. Jest jednak drugie dno w całej sprawie. Widzew nie zdradził kwoty wynajmu, bo to nie pasuje do narracji, którą od wielu miesięcy stosuje prezes Dróżdż. Niemal od początku pracy przy al. Piłsudskiego toczy wojny z urzędem miasta Łodzi i podległymi mu spółkami - przede wszystkim Miejską Areną Kultury i Sportu, który zarządza m. in. stadionem Widzewa. Prezes Widzewa kontra miasto Nie tak dawno przekonywał, że MAKiS nie chce przeprowadzić zmian na obiekcie, co grozi brakiem licencji na Ekstraklasę. Potem alarmował, że z powodu wymiany murawy, nie wiadomo kiedy, Widzew zagra pierwszy mecz u siebie. Wieszczył, że będzie to dopiero w siódmej kolejce. Okazało się, że licencja jest, a wymiana murawy właśnie się zaczyna. Teraz zabieg "ze względu na dwukrotne podwyższenie ceny wynajmu stadionu" bez podania jej kwoty, to kolejny populizm ze strony klubu obliczony na hejt skierowany w stronę MAKiS, a także urzędu miasta. Trudno zrozumieć powody zachowania prezesa. Pewne jest to, że choć zbierze poklask u części kibiców, serduszka na twitterze, to w urzędzie miasta nie ma już czego szukać.