Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku Iwanicki czarował dryblingami, podaniami i golami z rzutów wolnych. Urodzony w Warszawie pomocnik bardzo długo grał w piłkę. Zaczynał na warszawskim Targówku, potem z Poloneza Warszawa trafił do Legii. Kariera nabrała rozpędu w Motorze Lublin. Tam w 74 meczach zdobył 26 goli, a w sezonie 1984/85 14 bramek wystarczyło do zdobycia korony króla strzelców. Król strzelców z Motorem Z Lublina trafił do Widzewa i tu stał się idolem łódzkich kibiców. Grał w nim przez osiem sezonów i choć cześć fanów denerwowały kółeczka na boisku, to przed rzutami wolnymi skandowali jego nazwisko. Iwanicki potrafił ze stałego fragmentu uderzyć lekko, technicznie, nad murem i piłka wpadała do siatki. Po występach w Łodzi grał też w niższych ligach w Szwecji i Szwajcarii. Karierę zakończył w wieku 42 lat w Zawiszy Rzgów. W pierwszej lidze (obecnie ekstraklasa) wystąpił 257 razy (65 goli). Dwa razy zagrał też w reprezentacji Polski - z Finlandią i Cyprem (w ramach eliminacji Euro 1988). Lekarz: pan nie będzie chodził Długa kariera sportowa nie pozostała bez wpływu na zdrowie. Jeszcze w czasie gry w Widzewie, Iwanicki trafił do lekarza, który zdiagnozował, że stawy zawodnika są zniszczone. I to wszystkie - skokowe, kolanowe czy biodrowe. - Powiedział, że nie będę chodził - wspomina Iwanicki. - A ja mu na to, że jestem zawodowym piłkarzem. Nie chciał uwierzyć. Lekarz miał rację, bo Iwanicki od czterech lat porusza się o kulach. W 2018 roku przeszedł operację - wstawienie endoprotezy lewego biodra. Rehabilitacje zaczął jednak dopiero pół roku później i pojawiły się też problemy z kolanem. Nie wiadomo, jak długo czekałby na operację drugiego biodra, gdyby nie przypadek. Był gościem Radia Widzew.pl, prowadzonego przez kibiców. Jeden z nich zapytał o zdrowie i tak się zaczęło. Kibice Widzewa pomogli Kibice pomogli w wypełnianiu dokumentów, przywieźli kilka razy do Łodzi na konsultacje, a tu znalazł się lekarz, który pamiętał Iwanickiego na boisku. To przełamało lody i pomogło w załatwianiu formalności. Fani rozpoczęli też zbiórkę krwi dla zawodnika. 4 lutego przeszedł drugą operację. W środę pojechał do szpitala, by rozpocząć rehabilitację. - Przypilnujemy Leszka, by sumiennie ćwiczył i ta operacja nie poszła na marne. Musi zrobić wszystko, by znowu normalnie chodzić - mówią. Iwanicki: dla mnie to jak mecz Widzewa z Legią Iwanicki zapewnia, że się przyłoży. Nie tylko z wdzięczności dla kibiców, ale także dla wnuka i wnuczki, by mógł się nimi zajmować. - Chcę wrócić do normalnego życia i chodzić bez kul. Wszystko teraz zależy ode mnie. Dla mnie to coś niesamowitego, że kibice mnie pamiętali i tyle mi pomogli - przyznaje Iwanicki. - Trochę zdrowia dla Widzewa zostawiłem na boisku i chciałbym, by wróciło. To dla mnie bardzo ważny mecz. Do jakiego bym porównał? Kiedyś w Pucharze UEFA dostaliśmy lanie od Eintrachtu. Trzy dni później graliśmy u siebie z Legią, która była pewna swego, a jej kibice chcieli zmienić kierunkowy do Łodzi z 042 na 09. Przed meczem nosy były spuszczone na kwintę, ale podnieśliśmy się, wygraliśmy 2:0 i z boiska schodziliśmy z podniesionymi głowami. Ja teraz chcę stanąć na nogi.