W 2014 roku Widzew spadł z Ekstraklasy. Na własnym boisku pożegnał się z ligą w niecodziennych okolicznościach. Mecz 36. kolejki z Piastem Gliwice został przerwany w dwunastej minucie z powodu ulewy i dokończony dzień późnej. Gospodarze wygrali go 2:1. Co ciekawe osobą, która łączy ówczesny Widzew z obecnym jest Patryk Stępiński. 27-letni obrońca grał w meczu z Piastem i zapewne wystąpi w niedzielę przeciwko Lechii i to w roli kapitana zespołu. Osiem lat Widzewa - 4 właścicieli, sześciu prezesów i 15 trenerów Od tego czasu w łódzkim klubie zmieniło się bardzo wiele. Po spadku z Ekstraklasy, spadł też z pierwszej ligi, a problemy finansowe prawiły, że już jako nowe stowarzyszenie Reaktywacji Tradycji Sportowych jako kontynuator historyczny Widzewa zaczął odbudowę od czwartej ligi. Od spadku z Ekstraklasy klub miał czterech właścicieli (Sylwester Cacek, stowarzyszenie RTS, Murapol i obecny większościowy Tomasz Stamirowski), sześciu prezesów (Cacek, Ferdzyn, Klementowski, Kaczorowski, Pajączek, Szor i Dróżdż) i aż 15 trenerów, w tym np. byłego selekcjonera Franciszka Smudę. Średnio szkoleniowiec pracował przy al. Piłsudskiego pół roku. Najdłużej - ponad rok - obecny trener Janusz Niedźwiedź. Królowie strzelców w Widzewie Przez Widzew w tym czasie przewinęły się tabuny piłkarzy - część pozostała anonimowa dla przeciętnego polskiego kibica, ale mieli wkład w odbudowę drużyny w czwartej czy trzeciej lidze. Do klubu przychodzili jednak też tacy, którzy byli np. królami strzelców Ekstraklasy jak Robert Demjan czy Marcin Robak, albo rozegrali ponad dwieście meczów w elicie - m. in. Aleksander Kwiek, Mateusz Możdżeń czy Hubert Wołąkiewicz. Dwieście występów w tym sezonie powinien przekroczyć lider drużyny Bartłomiej Pawłowski (185 występów - 25 goli). Widzew żegnał się z Ekstraklasą na starym stadionie. W sezonie 2013/2014 na trybunach było średnio niespełna 5 tysięcy widzów. Dwudniowy mecz z Piastem obejrzało tylko 3200 kibiców. Po decyzji o budowie nowego obiektu zespół tułał się po Łodzi, a nawet rozgrywał mecze w oddalonej od miasta około 40 km Byczynie. Fenomen na trybunach stadionu Widzewa Jak się okazało, warto było czekać. W marcu 2017 roku oddano do użytku nowy stadion i od tej pory co sezon kibice Widzewa zawstydzali innych w liczbie kupowanych karnetów. Od trzeciej ligi do Ekstraklasy średnio klub sprzedawał ich około 16 tysięcy. To o tyle ważne, że kupienie biletu na niedzielny mecz z Lechią było nie lada sztuką. Była tylko taka możliwość: posiadacz karnetu, który wie, że nie będzie go na meczu, w systemie zwolni miejsce i trafia ono do wolnej sprzedaży. Na bilety po prostu trzeba było polować. Fora kibiców Widzewa czy media społecznościowe pękały w szwach od próśb o wejściówkę na mecz. Pierwsze dwa spotkania beniaminek Ekstraklasy rozegrał na wyjeździe. A to dlatego, że na stadionie trwała wymiana murawy. W niedzielę piłkarze obu drużyn sprawdzą, czy trawa, która przyjechała z Węgier zdążyła się ukorzenić. Pierwsze starcie z Ekstraklasą na plus Piłkarze trenera Niedźwiedzia udanie rozpoczęli sezon. Z dwóch meczów wyjazdowych przywieźli trzy punkty, ale przede wszystkim dobrze się zaprezentowali. Grali odważnie, rozgrywali piłkę od własnego pola karnego i wybijali jej na oślep. Przegrali w Szczecinie z Pogonią 1-2, ale w Białymstoku pokonali Jagiellonię 2-0. Lechia będzie więc drugim rywalem z czołówki poprzedniego sezonu, z którym widzewiacy się zmierzą. Gdańszczanie w Łodzi zagrają już po tym, jak w czwartek odpadli dość pechowo z europejskich pucharów. - Choć udało nam się odnieść zwycięstwo, to trudna liga. To dopiero pierwsze trzy punkty. Trzeba ciężko pracować, by w niej wygrywać - uważa trener Niedźwiedź. - Lechia to zespół, który grał w pucharach, jedna z czterech najlepszych drużyn w Polsce. To najlepiej świadczy o jego sile. Dominik Kun, pomocnik Widzewa: - Po początku sezonu możemy być w miarę zadowoleni z siebie. Pokazujemy się z niezłej strony, ale są oczywiście elementy, które musimy poprawiać. W Ekstraklasie drużyny grają bardziej otwarcie i ofensywnie, niż w pierwszej lidze, w której często się tylko broniły. Teraz, po stracie piłki, jest o wiele więcej miejsca. My staramy się grać tak, jak w poprzednim sezonie i to na razie zdaje egzamin.