Andrzej Klemba, Interia: Objął pan drużynę we wrześniu, teraz trwa okres przygotowawczy. Czy na wiosnę zobaczymy już Widzew Daniela Myśliwca? Daniel Myśliwiec: Od samego początku, od sparingu ze Zniczem czy meczu ligowego z Cracovią uważam, że to moja drużyna i biorę za nią odpowiedzialność. Już mamy sporo mechanizmów wypracowanych, może jeszcze nie na takim poziomie, na jakim bym chciał, ale jest nieźle. Widać tożsamość zespołu, jak chce grać i do czego będziemy dążyć. Nie będziemy okopywać się i tworzyć zasieków, ale będziemy zawsze iść do przodu. Oczywiście nie jesteśmy przywiązani do jednego systemu. Nie jest też tak, że mam genialny pomysł, a tylko wykonawcy są źli. Wyciągamy wnioski z rozegranych meczów, poznajemy coraz lepiej piłkarzy. Dlatego podczas tej przerwy zmodyfikujemy niektóre mechanizmy, żeby lepiej punktować. Intencja jednak się nie zmieni. Chcemy jak najwięcej czasu spędzać na połowie rywala. Zamierzamy presować mocniej i częściej. Nie chcemy przy tym wymieniać piłki w nieskończoność, tylko iść z nią do przodu i jak najszybciej przedostać się spod własnej bramki pod pole karne przeciwnika. I to nawet jednym podaniem. Jeśli dojdzie do sytuacji takich jak w meczach z Puszczą, Radomiakiem, a nawet Pogonią Szczecin, gdy przeciwnicy postawili na niski lub średni blok obronny, to musimy się rozwijać także w kierunku rozmontowania takiej defensywy. W Legii był pan częścią sztabu szkoleniowego i na pewno nie na świeczniku. Tu w Widzewie skupia się na panu zainteresowanie kibiców. Presja jest znacznie większa? - Rzeczywiście w Legii byłem na tym tylnym siedzeniu i po prostu wykonywałem swój odcinek roboty, dostarczałem wiedzę do sztabu, do pierwszego trenera. Nie odczuwałem ciśnienia, choć odpowiedzialność zawsze. W Widzewie mam inną rolę, zdecydowanie bardziej wymagającą. Z każdej strony coś może mieć na mnie wpływ. Pracowałem na to, żeby być w takim miejscu, w takiej roli, więc krytyka wpływa na mnie motywująco. Poszczególni członkowie sztabu czy piłkarze mogą już reagować inaczej, dlatego moim zadaniem jest im pomagać. Bardzo ważne jest jednak, by wykonywać pracę zgodnie z wiedzą i umiejętnościami bez ulegania presji. Jeśli ktoś pod naciskiem nie potrafi sobie poradzić, to będzie trudno o zwycięstwa. Ja jestem stabilny, bo mechanizmy pracy bez względu na ligę czy klub powinny być takie same. Analiza, na jej podstawie wnioski, a z tego wypływa działanie. Jeśli wiesz, co robić, to nie możesz się cofnąć albo ulegać. Ktoś mówi, że tracimy za dużo bramek. I tak jest, ale wskaźniki pokazują, że powinniśmy tracić ich mniej. I zwracamy uwagę piłkarzom, pokazujemy im dokładnie, w czym i gdzie musimy być lepsi. I to powinno zapewnić postęp. Wiadomo, w Lechii Tomaszów było mniej kibiców niż w Stali [poprzednie kluby, w których Myśliwiec był pierwszym trenerem - przyp. red.], a z kolei w Stali mniej niż w Widzewie. Jestem odpowiedzialny nie tylko za drużynę, ale także za emocje tych tysięcy ludzi, którzy przychodzą na stadion i dobrze życzą klubowi. Dlatego też jestem za tym, by fani poznawali, jak pracujemy, bo może to im pozwoli lepiej rozumieć niektóre ruchy i decyzje. Jeśli ja będę zamykał treningi, odgradzał zespół, a nie będzie chwilowo oczekiwanych wyników, to może rodzić niepotrzebne emocje. Ludzie zasługują na to, by wiedzieć, co dzieje się w ich drużynie. Widzew wiosną czeka walka o utrzymanie? - Będziemy walczyć o to, by wygrać każdy mecz. Komfortu punktowego nie mamy i temu nie da się zaprzeczyć. Nie będę mówił, że walczymy o utrzymanie, bo to by oznaczało, że zadowoli nas czwarte miejsce od końca, a tak nie jest. Gramy o pełną pulę. Chcemy wygrać pierwszy mecz wiosną, a potem kolejny, kolejny i kolejny. A do tego jeszcze bardzo ważny będzie Puchar Polski. Nie martwi pana tylko jeden transfer i kontuzje aż pięciu ważnych zawodników? - Serafin Szota i Juan Ibiza powinni już z nami trenować na obozie. Zakładam, że na początku rundy będę musiał radzić sobie bez Sebastian Kerka i Mato Milosa, ale to nie jest tak, że będą musieli budować formę przez dwa miesiące. Wyobrażam sobie, że już w pierwszym spotkaniu będę mógł z nich skorzystać w krótszym wymiarze, choć szanse nie są duże. Nie na wszystko mam wpływ, więc szkoda marnować energię, by o tym rozmyślać. Większość naszych meczów było na granicy, decydowały detale, jedno lepsze kopnięcie piłki, dobre nastawienie. Nawet w meczu z Pogonią bardziej złożone statystyki pokazywały, że wynik mógł być odwrotny. Nie chce już wiosną być tym zespołem, który w takich spotkaniach przegrywał. Brak transferów mógłby być jedną z wymówek, a ja ich nie szukam. Co nie zmienia faktu, że jako klub chcemy rozwinąć drużynę także poszukując właściwych kandydatów. Z Widzewa odszedł Henrich Ravas, czołowy bramkarz w lidze. To nie jest chyba dobry krok, gdy zespół czeka walka o utrzymanie? - Odejście Ravasa to utrudnienie ze względów sportowych i szkoleniowych, ale Widzew jest w takiej sytuacji, że musi się rozwijać dzięki transferom. I od początku pracy wiedziałem, że może dojść do sprzedaży jednego z najlepszych bramkarzy w lidze. Rozmawiał Andrzej Klemba