Derby Łodzi wróciły na poziom ekstraklasy po 11 latach. Na mecz nie zostali wpuszczeni kibice ŁKS - to była kara za zachowanie podczas meczu z Widzewem dwa sezony temu. Dlatego cały stadion wypełnili fani czerwono-biało-czerwonych. Pierwszy raz środki pirotechniczne kibice Widzew odpalili w pierwszej połowie. W ten sposób chcieli świętować urodziny Łodzi, bo ułożyli z rac liczbę 600. Dym z odpalonych środków zasnuł boisko i arbiter spotkania postanowił przerwać spotkanie. Wznowił je dopiero po pięciu minutach. To nie był koniec popisów kibiców Widzewa. W drugiej połowie najpierw było bezpiecznie - zaprezentowali oprawę - rozłożyli trzy duże płachty: z napisem "1423 nadanie praw miejskich i wizerunkiem Władysława Jagiełły", "1821 założenie osady fabrycznej" i "1910 powstanie dumy miasta". Derby Łodzi przerwane dwa razy W 75. minucie znów odpalili środki pirotechniczne, w tym fajerwerki. Po chwili sędzia w obawie też o bezpieczeństwo zawodników zarządził pauzę. Tym razem przerwa trwała ponad pięć minut. Później arbiter doliczył 12 minut do regulaminowego czasu gry. Po drugim odpaleniu środków pirotechnicznych, jak przyznaje wiceprezes PZPN Kaźmierczak, który jest też prezesem Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, wtedy rozpoczęły się rozmowy, czy nie trzeba wcześniej zakończyć meczu. - Spotkanie przerwano na dziesięć minut. Mogę zdradzić, że trwały dosyć poważne rozmowy czy kontynuować granie - twierdzi Adam Kaźmierczak, wiceprezes PZPN w portalu "Łódzki Sport". Gdyby podjęto decyzje o przerwaniu meczu, ŁKS należałby się walkower. Takiej decyzji w końcu nie podjęto, ale kara na pewno będzie. Spotkanie 1:0 wygrał Widzew. - Fani \nie zostaną ukarani zakazem wejścia na następne derby. Z powodu odpalenia fajerwerków mecz został wstrzymany po raz drugi i przerwa trwała długo. Dlatego można spodziewać się solidnej kary finansowej i być może zamknięcia jednej trybuny na następne spotkanie - dodał Kaźmierczak.