Sympatię fanów łódzkiej klubu zyskał w 2013 roku. Urodził się w Zgierzu koło Łodzi i pierwsze kroki stawiał w ŁKS. Pierwsi jego umiejętności docenili jednak w Białymstoku i to w Jagiellonii zadebiutował w Ekstraklasie w wieku niespełna 18 lat. Potem jednak był wypożyczony do czterech klubów - GKS Katowice, Jaroty Jarocin, Warty Poznań i w końcu Widzewa. Z Widzewa prosto na Camp Nou W łódzkim klubie miał świetną jak na 21-latka rundę - 15 meczów, cztery gole i asysta. Młody zawodnik stał się kandydatem na idola. Widzew wykupił zawodnika z Jagiellonii i ku zaskoczeniu wielu po dwóch kolejkach nowego sezonu wypożyczył do Malagi. W Primiera Division zadebiutował przeciwko Barcelonie, rozegrał osiem spotkań, zdobył jednego gola i wrócił do Widzewa, ale zagrał w nim dopiero w 2022 roku. Łódzki klub sprzedał go od razu do Lechii Gdańsk. Potem wiodło mu się różnie - zwykle gorzej niż lepiej. Nie odnalazł się w Lechii i Zawiszy Bydgoszcz. Nieźle spisał w Koronie Kielce, aż w końcu miał dwa udane sezony w Zagłębiu Lubin - 64 mecze, 12 goli i 13 asyst. To zaowocowało ofertą z Gaziantep FK. Ten transfer okazał się klapą. - Ten wyjazd nie przebiegł po mojej myśli. Turcy mocno o mnie zabiegali. Odrzuciłem dwie propozycje, dopiero trzecią przyjąłem. Po moim najlepszym sezonie w karierze sprowadzali mnie jako skrzydłowego, a ja na tej pozycji właściwie nie zagrałem ani razu - twierdził Pawłowski dwa lata temu już po tym jak wrócił do Ekstraklasy, a dokładnie na Dolny Śląsk. W Widzewie czuje się najlepiej W klubie z Wrocławia znów było przeciętnie, a kiedy drużynę w poprzednim sezonie objął Jacek Magiera coraz gorzej. W efekcie przed rundą wiosenną został przesunięty do rezerw Śląska. - Moja kariera to sportowa sinusoida - przyznaje Pawłowski. Wtedy o zawodniku przypomniano sobie we Widzewie. Zespół potrzebował wzmocnień w walce o Ekstraklasę. Na przyjście Pawłowskiego patrzono z pewnymi wątpliwościami. Do odradzającego się Widzew trafiało wielu piłkarzy z przeszłością w Ekstraklasie, ale mało który spełnił oczekiwania. - Rzeczywiście jego powrót do Widzewa był zagadką. Kiedy przychodził, nie do końca był w dobrej dyspozycji, ale i tak strzelał gole. Patrząc z perspektywy, nikt nie żałuje, że jest znowu w tym klubie - podkreśla Radosław Mroczkowski, który sprowadził Pawłowskiego do Widzewa w 2013 roku. - On chyba potrzebuje być w miejscu, w którym dobrze się czuje. Jak wrócił z Malagi i odszedł do Lechii, to nie bardzo potrafił się tam odnaleźć. Widzew pasuje mu pod każdym względem. Sprzedanych sześć sztuk koszulek Kiedy w 2019 roku do zespołu w drugiej lidze wrócił Marcin Robak, kibice przyjęli go z euforią, a klubowi dostało się po głowie, że nie ma koszulek w oficjalnym sklepie z nazwiskiem jednego z najlepszych strzelców w historii. Transfer Pawłowskiego przyjęto z rezerwą. Tym razem koszulki z jego nazwiskiem były dostępne, ale Mateusz Dróżdż, prezes Widzewa zdradził, że sprzedało się tylko sześć sztuk. Jeszcze w 2014 roku Pawłowski odwiedził Widzew - podczas meczu był na trybunie najbardziej zagorzałych kibiców i obiecał, że wróci do klubu. I słowa dotrzymał, a na dodatek zgodził się na obniżkę pensji, bo wolał grać w pierwszej lidze niż być w rezerwach. I obie strony na tym skorzystały. Wiosną był liderem Widzewa. W dziesięciu meczach zdobył sześć goli i miał dwie asysty. Jego bramki decydowały o wygranych ze Stomilem Olsztyn, GKS Tychy, a przede wszystkim w derbach Łodzi. Także w meczu, który bezpośrednio zdecydował o awansie zdobył jednego gola, a Widzew pokonał Podbeskidzie Bielsko-Biała 2-1. Bez tych trafień łodzianie co najwyżej zagraliby w barażach. Skrzydłowy na pozycji nr 9 Łódzki klub do Ekstraklasy wrócił po ośmiu latach, Pawłowski po zaledwie pół roku. 30-letni pomocnik pokazał, że w krajowej elicie też będzie liderem zespołu. Choć w kadrze zespołu jest dwóch nominalnych napastników, to Janusz Niedźwiedź, trener widzewiaków na pozycji nr 9 stawia właśnie na skrzydłowego. A ten odwdzięczył się dwiema bramkami. W poprzednim sezonie jako zawodnik na szpicy zdobył pięć z sześciu goli. - Kto powiedział, że Bartek nie może być na tej pozycji. Spełnia swoje zadania - podkreśla trener Niedźwiedź. - Utarło się, że zawodnik na tej pozycji musi być wysoki, silny i grać tyłem do bramki, a to nie do końca prawda. Bartek umie zejść na skrzydło i dać inne możliwości rozegrania. A wtedy, kiedy powinien być w polu karnym, to był. Dobrze, że jest taka wymienność pozycji w ataku - twierdzi trener Mroczkowski. Pawłowski - lider Widzewa Gol Pawłowskiego w Szczecinie nic nie dał Widzewowi, bo przegrał z Pogonią 1-2. Z Jagiellonią piękna bramka z rzutu wolnego zapewniła prowadzenie i tym razem łodzianie nie tylko je utrzymali, ale jeszcze podwyższyli. Z Białegostoku wrócili z pierwszymi w tym sezonie trzema punktami. - Widać, że dobrze przepracował okres przygotowawczy. Jest pewny siebie, a to przekłada się na bramki - uważa trener Mroczkowski. - Ta drużyna tego potrzebuje takiego lidera. Jak choćby w meczu z Jagiellonią, Widzew miał sytuacje, ale nie potrafił ich wykorzystać. W końcu Bartek znakomicie wykonał rzut wolny i zespół wygrał. Widzew po dwóch kolejkach ma trzy punkty. Jak na beniaminka Ekstraklasy niezły start, zwłaszcza że grał tylko na wyjeździe. W niedzielę podejmie Lechię Gdańsk, którą w czwartek czeka jeszcze rewanżowy mecz Ligi Konferencji Europy. - Widzew ma więcej punktów niż rozegranych meczów, a na początku to dobrze. W pierwszym spotkaniu zasłużył na remis, a mógł pokusić o wygraną, ale to się nie udało. Pokazał, że nie ma wielkiej przepaści miedzy tymi zawodnikami a rywalami - dodaje trener Mroczkowski. - To daje promyk nadziei, ale liga dopiero się rozkręca. Teraz rywalem będzie kolejny zespół z europejskich pucharów i warto to wykorzystać. Każdy punkt może się liczyć.