Przyjście Ghańczyka okazało się największym niewypałem od momentu przejęcia łódzkiego klubu przez nowego właściciela (czerwiec 2021 roku). Zawodnik, który dzięki dobrym występom w Lechu Poznań trafił do Dinamo Moskwa, a potem grał też w tureckim Gaziantepie (razem m. in. z Bartłomiejem Pawłowskim), miał być hitem transferowym w pierwszej lidze. Zbyt ciężki "Bizon" dla Widzewa Witany w klubie niemal z fanfarami, nazywany bizonem, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Miał zabezpieczyć środek pola, być zaporą nie do przejścia, tymczasem zagrał tylko osiem spotkań. Wyglądał na ociężałego, nieprzygotowanego do sezonu, z nadmiarem kilogramów. A był jednym z najlepiej zarabiających zawodników w zespole. Janusz Niedźwiedź, trener Widzewa po zaledwie jednej rundzie, zdecydował, że zawodnik może szukać sobie nowego klubu. - Każdy z nas w Widzewie chciał pozyskać Abdula. Głęboko wierzyłem, że będzie naszym wiodącym zawodnikiem. Zdecydowanie więcej spodziewałem się jednak po nim - przyznał w grudniu Łukasz Stupka, dyrektor sportowy Widzewa Miesiąc spóźnienia Tetteha Tetteh został przesunięty do czwartoligowych rezerw, ale ani razu nie trenował z drugą drużyną. Powód był prosty - po zakończeniu rundy od grudnia do początku lutego nie wrócił do Polski. Z jednej strony Mateusz Dróżdż, prezes klub, przyznał, że Widzew ponosi część winy, bo nie załatwił na czas wizy. Z drugiej zawodnik nie palił się do przyjazdu do Polski, by trenować z drugą drużyną. Widzew rozpoczął przygotowania na początku stycznia. Tetteh najpierw dostał zgodę, by przyjechać tydzień później, ale mijały kolejne tygodnie i go nie było. Wydawało się, że znaleziono dobre wyjście z sytuacji. Widzew we wtorek wyleciał na zgrupowanie do Turcji i zapowiedział, że tam dołączy Tetteh. Tymczasem zanim łodzianie wylądowali w Alanyi klub poinformował, że rozwiązał umowę za porozumieniem stron.