Nieco ponad tydzień temu, 15 sierpnia, do łódzkich mediów Biuro Prasowe Urzędu Miasta Łodzi przysłało oświadczenie podpisane przez prezesa MAKiS i film, który miał potwierdzać zawarte w piśmie tezy. Prezes Widzewa do prokuratury Sławomir Worach, szef Miejskiej Areny Kultury i Sportu, która w Łodzi zarządza obiektami sportowymi, poinformował media, że zamierza zgłosić do prokuratury zawiadomienie dotycząca prezesa Widzewa, który miał niszczyć mienie, a także przygotował i pomógł w wywieszeniu transparentów godzących we władze Łodzi podczas meczu z Legią. Te zachowania Dróżdża miał pokazywać film. Tymczasem okazało się, że na nagraniu z monitoringu widać transparent odebrany rok wcześniej kibicom GKS Katowice (co potwierdził świadek - dziennikarz Canal +), a niszczenie mienia miało polegać na przesuwaniu słupków drogowych. Widzew idzie do sądu Prezes Worach nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego w oświadczeniu (i na filmie) twierdził, że szef Widzewa pomógł przygotować transparent godzący w miasto, a okazało się to nieprawdą. - Nie chcę dochodzić, czy to był ten transparent, czy nie. Niech odpowiednie służby to rozstrzygną - stwierdził. Widzew zaprzeczył i zapowiedział oddanie sprawy do sądu za naruszenie wizerunku klubu, a prezes zapowiedział, że wytoczy proces za naruszenie dóbr osobistych. We wtorek Dróżdż poinformował, że "skierowałem do prezesa MAKiS, prezydent Łodzi, jako przedstawiciela Gminy Miasto Łódź oraz pracownika UMŁ (autora filmu) wezwanie o zaprzestanie naruszania dóbr osobistych oraz zapłatę 50 tys. zł na rzec Fundacji Krwinka." Prezes Drożdż dodał też, że choć minął ponad tydzień nie dostał ze strony MAKiS, czy też miasta Łódź "jakichkolwiek wyjaśnień w tej sprawie. Nikt ze strony miasta nie skontaktował się ze mną, czy też klubem w sprawie dalszych działań" - napisał na twitterze Dróżdż. Zapowiedział też, że zanim pójdzie do sądu, proponuje polubowne rozstrzygnięcie sprawy. Dodał, że z zamiarem podobnego roszczenia wystąpi też sam klub.