W Polsce pracował przez osiem lat. Najpierw w klubach z niższych lig - Granacie Skarżysko-Kamienna, Avii Świdnik, Tłokach Gorzyce i Hetmanie Włoszczowa. W sezonie 2000/2001 objął Widzew - pracował w nim niespełna pół roku. Kiedy go zwolniono, zespół był na dziesiątym miejscu w tabeli. Wrócił na Ukrainę - pracował m. in. w Wołyniu Łuck czy Zakarpatii Użohorod (obecnie Howerła) i do tej pory pozostaje aktywny zawodowo. Niedawno prowadził amatorski zespół Beskid Nadwirna. Wojna na Ukrainie. "Tylko Polska nam pomaga" Iwano-Frankiwsk leży na zachodzie kraju, ale szkoleniowiec przyznaje, że widać rosnący strach wśród jego rodaków. - Po kryzysie w Gruzji prezydent Lech Kaczyński mówił, że następna będzie Ukraina, a potem Polska, jak nie będzie reakcji Zachodu. I jak widać miał rację. Polska jeszcze nam pomaga, a reszta? Głównie tylko gada - denerwuje się Kuszłyk. Trener mówi, że chętnie wsiadłby w samochód i pojechał do Polski.- Boję się jednak o synów. Jeden jest stomatologiem, a drugi tutejszym radnym - dodaje Kuszłyk. - Na razie mieszkam w mieście, ale strach jest coraz większy. Chyba wyjadę do domu, który zbudowałem kilka kilometrów od Iwano-Frankiwska. Według relacji Kuszłyka w nocy rakieta spadła w okolicach lotniska. Inne miały uderzyć koło Lwowa i w trzech innych miejscach. - W radio mówili, że to była pociski naprowadzane przez satelity. Nie wiem skąd wystrzelony, ale ponoć mogły lecieć 1500 km - relacjonuje. - Wybuchł pożar, były pełno dymu, ale udało się opanować. Ludzie są już mocno zaniepokojeni. Część myśli o tym, by wyjechać, najlepiej do Polski. Pewnie tam na wschodzi Ukrainy jest dużo trudniejsza sytuacja. Wojna na Ukrainie. Mecz Rosja - Polska tylko na neutralnym terenie Za miesiąc zaplanowany jest wyjazdowy mecz barażowy w eliminacjach do mistrzostw świata Polski z Rosją. - Najlepiej byłoby wykluczyć ten kraj ze wszystkich sportowych wydarzeń. Jeśli Polska będzie musiała zagrać, to najlepiej na neutralnym terenie - uważa Kuszłyk. - To jednak mały problem, bo ważniejsze jest, by znów zapanował pokój i nad tym trzeba pracować. Kuszłyk dziękował za telefon i prosił, by przekazać pozdrowienia dla kibiców Widzewa. Trzy lata temu był w Polsce i szukał klubu, w którym mógłby podjąć prace, ale nie znalazł. Choć na początku wieku w łódzkim klubie były spore problemy finansowe, to wspomina ten czas z sentymentem. Prezes Widzew oszukał Kuszłyka - Sportowo z ostatniego miejsca awansowaliśmy na dziesiąte. Prezes klubu Andrzej Pawelec jednak mnie oszukał. Uciekł do Włoch i przez trzy miesiące nie dostawaliśmy pieniądzy. Zostałem sam z zespołem. Doszło do tego, że w sklepie kupowałem "na zeszyt", bo nie miałem czym zapłacić - wspomina. - Chętnie jeszcze bym wrócił do Polski popracować. Jestem aktywny, biegam i wciąż potrafię trenować.