Na inaugurację sezonu Widzew przegrał 1-2. Prowadził w Szczecnie po golu Pawłowskiego, ale mecz zakończył się wygraną Pogoni. Teraz znów zdobył gola na 1-0 i to jakiego. Z rzutu wolnego z około 25 metrów kopnął obok muru, a piłka otarła się o słupek i wpadła do siatki. Tym razem łodzianie prowadzenie już nie stracili, a nawet je podwyższyli po bramce Jordiego Sancheza. - Gol wyjątkowy, ale to dopiero początek sezonu - podkreślił Pawłowski, który stał się idolem kibiców Widzewa. - To było trafienie, które poderwało nas do jeszcze większego wysiłku. Zwietrzyliśmy szansę i ją wykorzystaliśmy. Jagiellonia potrafiła przejąć inicjatywę i też miała okazje, ale już w Szczecinie się przekonaliśmy, że liczy się to, co do bramki wpada. Tam nam zabrakło wykorzystania tych sytuacji, które stworzyliśmy. Pawłowski idolem kibiców Widzewa W poprzednim sezonie bez jego bramek nie byłoby mowy o awansie do Ekstraklasy. Jego gole dały zwycięstwa w trzech meczach ,w tym w derbach Łodzi. Zresztą część fanów doskonale go pamięta z rundy wiosennej sezonu 2012/2013. Wtedy grał tak dobrze, że szybko wylądował w hiszpańskiej Primiera Division. Do Widzewa wrócił dziewięć lat później. Łódzki klub na wygraną w Ekstraklasie czekał niewiele krócej, bo osiem lat. W międzyczasie z niej spadł, zaczynał od czwartej ligi i w 2022 roku wrócił do krajowej elity. - Nikogo się nie boimy w Ekstraklasie. Tak, jak to robiliśmy w pierwszej lidze, nadal będziemy grali piłką i budowali zespół - podkreśla Pawłowski. Juliusz Letniowski, pomocnik Widzewa dodał: - Bartek strzelił super bramkę. W Szczecinie rozegraliśmy równie dobry mecz, a nie było punktów. Tym razem wygraliśmy. Mamy dobry zespół. Nie boimy się być pod presją. Większość zawodników z poprzedniego sezonu została i wiemy, co mamy grać. Jeśli będziemy tak wyglądać w kolejnych meczach, to punktów nam przybędzie.