Łódź jest miastem o specyficznej urodzie i nie jest zaskoczeniem, że reżyser David Lynch wybrał to właśnie miejsce na kręcenie "Inland Empire" - filmu, który jest bardzo dziwny, nawet jak na standardy amerykańskiego maestro. Industrialny charakter miasta wynika z jego włókienniczego dziedzictwa, z tego też powodu Łódź bywa nazywana polskim Manchesterem. Był jednak czas (koniec lat 70. XX wieku), gdy to Manchester mógł być nazywany brytyjską Łodzią. Zarówno City jak i United musiały uznać wyższość "Wielkiego Widzewa", ale nie tylko. Również wielkie wtedy Juventus Turyn i Liverpool nie dały rady widzewskiemu charakterowi. Sejsmiczne zmiany polityczne, które rozpoczęły się w Polsce w lutym 1989 r. doprowadziły do półwolnych wyborów 4 czerwca. W ich wyniku "Solidarność" odniosła miażdżące zwycięstwo, co oznaczało koniec komunizmu w Polsce i Układu Warszawskiego w Europie. W kategoriach sportowych znaczyło to, że kluby piłkarskie straciły patronat i nie były już finansowane przez wojsko, policję, kopalnie, firmy kolejowe i państwowe przedsiębiorstwa tekstylne, które wcześniej wspierały sport. Legendarny prezes Widzewa Łódź, Ludwik Sobolewski wciąż był w klubie, ale teraz za sznurki pociągał Andrzej Grajewski. Kibic Widzewa od dziecka, podróżował na mecze wyjazdowe w czasach komunistycznych i zyskał status legendy jako jedyny kibic gości, kiedy Widzew grał mecz Pucharu UEFA w Saint-Etienne w 1979 roku. Niedługo potem wyjechał do Niemiec Zachodnich, zaczął nazywać się Andreas i pracował jako rzeźnik. Następnie sprzedawał kwiaty, zanim przeniósł swe zainteresowania na używane samochody. Po upadku muru berlińskiego stał się przedstawicielem jogurtowego niemieckiego giganta "Mullermilch" w Polsce. Widzew niespodziewanie spadł z Ekstraklasy w 1990 roku, wygnanie okazało się jedynie roczne. Trzecie miejsce w sezonie 1991/92 zakwalifikowało beniaminka do rozgrywek Pucharu UEFA. W pierwszej rundzie Widzew trafił na Eintracht Frankfurt, który w ostatnim dniu poprzedniego sezonu stracił tytuł mistrza Niemiec. Pierwszy mecz rozegrano w Łodzi, na Widzewie zamiast ŁKS-ie, gdzie w przeszłości miały miejsce wspaniałe europejskie mecze. Gospodarze w pierwszej połowie wywalczyli dwubramkowe prowadzenie, marnując kilka świetnych okazji na zdobycie kolejnych goli. Eintracht odrobił straty w drugiej połowie, remisując 2-2. To był dobry mecz pomiędzy dwoma drużynami, które w tamtym czasie były niepokonane w swoich ligach. Pomimo rozczarowania w polskich mediach, ci którzy znali Bundesligę, byli zadowoleni z wyniku. Serbski trener Eintrachtu Dragoslav Stepanović miał drużynę o ogromnej sile ofensywnej - Tony Yeboah, Jay-Jay Okocha, Uwe Bein, Ralf Weber i Axel Kruse. Z tyłu bramki pilnowali doświadczeni Uli Stein, Uwe Bindewald i Manfred Binz. Niemcy byli faworytem zwłaszcza po remisie w pierwszym spotkaniu, nikt jednak nie mógł przewidzieć tego, co stało się w rewanżu. Dzień 30 września 1992 roku nie zaczął się źle. Gdy drużyna Widzewa dotarła na stadion, pomocnik Leszek Iwanicki zapytał trenera Władysława Żmudę: - Trenerze, czy Uwe Bein zagra? - Nie, właśnie widziałam go na górze pijącego piwo. To była dobra wiadomość, ponieważ Bein był reżyserem gry Eintrachtu - utalentowanym lewonożnym numerem "10" i zdobywcą Pucharu Świata dwa lata wcześniej. Tak się złożyło, że Bein wszedł na boisko po pół godzinie i strzelił ostatniego gola w meczu. To był gol numer dziewięć tego wieczoru na stadionie we Frankfurcie. Pomimo niewielkiej liczby zaledwie 11 200 kibiców na Stadionie Leśnym, gospodarze okazali się profesjonalistami i potraktowali mecz bardzo poważnie. Napastnicy Kruse i Yeboah podjęli zażarty pojedynek, kto prędzej skompletuje hat-tricka. Minimalnym wygranym okazał się reprezentant Ghany - zajęło mu to 36. minut, a Krusemu 38. Frankfurt wyszedł na sześciobramkowe (!) prowadzenie po pierwszej połowie. To sporo w piłce ręcznej, a co dopiero w nożnej. To był koszmar. Przerwa w futbolu to tylko kwadrans, ale akurat na podstawie tej pauzy można by nakręcić ciekawy sitcom. Do garderoby wszedł Andrzej Grajewski w pozytywnym nastroju: - Chłopaki, potrzebujemy tylko sześciu bramek, możemy to zrobić, głowy do góry! Kierownik zakomunikował rezerwowemu bramkarzowi, Andrzejowi Kretkowi: - Rozgrzewaj się, wchodzisz! - Nie, nie chcę, zostaw mnie w spokoju! - brzmiała odpowiedź. Jeszcze mniej szczęścia miał pomocnik Paweł Miąszkiewicz. Siedział na ławce i zamiast się rozgrzewać podczas przerwy, próbował odłączyć kable telewizyjne, aby ludzie w Polsce nie widzieli tego pogromu. Tego dnia nic nie szło, Miąszkiewicz zawiódł i tu, zamiast kabli zepsuł inne urządzenie. Obrońca Tomasz Łapiński, który właśnie zdobył srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, powiedział do Marka Koniarka (najlepszego strzelca w historii Widzewa) - "Znasz trochę niemiecki (Koniarek grał wcześniej z Rot-Weiss Essen), błagaj ich, żeby przestali". Piłkarze Frankfurtu nie zwracali uwagi na te prośby. Po meczu koledzy Koniarka powiedzieli mu - przynajmniej miałeś dziewięć kontaktów z piłką po każdym golu. Mylicie się - odparł załamany Koniarek. Miałem dziesięć, bo zaczynaliśmy grę na początku meczu. Mirosław Myślinski w wywiadzie dla "Widzewiaka" wspominał: "Wstyd, hańba. Pod koniec meczu z Niemcami myślałem tylko o jednym, by na tablicy świetlnej nie zapalił się wynik 10-0. Po każdej bramce dla Eintrachtu pojawiał się tam taki kogut. Potem w głowę miałem tylko to ptaszysko... W ogóle to był straszny pojedynek. Andrzej Grajewski przed meczem przywiózł nam takie okropne stroje. Koszulki były rozciągnięte, zwisające rękawy. Koniarkowi dosięgały prawie do kolana! Jak w ogóle można było w czymś takim grać?" - opowiadał - "Po tym meczu byliśmy w rozsypce. Już na Okęciu dali nam popalić stołeczni taksówkarze. Mieli rację, że zagraliśmy ochłapy. Ale złośliwe uwagi o zmianie kierunkowego do Łodzi mogli sobie darować". To łodzianie śmiali się ostatni, zaledwie kilka dni po upokorzeniu we Frankfurcie, pokonując Legię Warszawa 2-0 w lidze. W drodze powrotnej z Frankfurtu piłkarze Widzewa spotkali się na lotnisku z kolegami z Miedzi Legnica, zdobywcami Pucharu Polski w poprzednim sezonie. Grzecznie zapytali graczy z drugiej ligi i nie mogli uwierzyć, że Miedź zdołała bezbramkowo zremisować z Monaco Arsene'a Wengera. 30.09.1992r., Eintracht Frankfurt - Widzew Łódź 9-0 (6-0) Bramki: 1-0 - Kruse (8.), 2-0 - Kruse (14.), 3-0 - Yeboah (21.), 4-0 - Yeboah (22.), 5-0 - Yeboah (36.), 6-0 - Kruse (38.), 7-0 - Yeboah (69.), 8-0 - Rahn (83.), 9-0 Bein (90.). Sędzia Les Mottram (Szkocja). Widzów 11 200. Eintracht: Stein - Roth, Weber, Binz, Bindewald, Okocha, Studer (44. Rahn), Wolf, Bommer (30. Bein), Yeboah, Kruse. Widzew: Wojdyga - Myśliński, Łapiński, Bajor, Cisek, Szulc, Iwanicki, Czerwiec (57. Miąszkiewicz), Godlewski, Michalczuk (46. Jóźwiak), Koniarek. Maciej Słomiński, Interia