W ostatnich pięciu spotkaniach obie drużyny miały takie same wyniki. Dwa zwycięstwa - porażka - dwie wygrane. W przypadku Rakowa nie było to zaskoczeniem, ale wyniki Widzewa są pozytywną niespodzianką. W ostatnich latach większość beniaminków spada niż się utrzymuje. Widzew na razie jest na dobrej drodze, by zadomowić się w Ekstraklasie. Trener Janusz Niedźwiedź i jego piłkarze zbierają pochlebne recenzje za to, że potrafią grać skutecznie. Widzew rzeczywiście nie boi się rozgrywać piłki pod własną bramką i to niezależnie od klasy rywala. Trudne mecze Widzewa z czołówką W niedzielę mierzył się jednak z kandydatem do mistrzostwa Polski. Z przeciwnikami z czołówki na razie nie wygrał - uległ Legii, Lechowi czy Pogoni Szczecin. Do tego wyniki Rakowa budzą respekt. We wspomnianych czterech wygranych meczach strzelili 12 bramek i stracili jedną. Zdarzają się jednak piłkarzom Marka Papszuna wpadki jak ta 0-3 z Cracovią. Łodzianie mieli problemy ze składem, bo kontuzje wykluczyły Fabio Nunesa, a do pełnej dyspozycji nie wrócili Mateusz Żyro i Bartłomiej Pawłowski, dlatego usiedli na ławce rezerwowych. Dużo większy komfort miał trener Papszun, bo gotowy do gry był długo kontuzjowany Tomas Petrasek, a także Ben Lederman. Świetna okazje Rakowa Nie minęło nawet 90 sekund, a gospodarze mieli dobrą sytuację po faulu Zorana Arsenicia na Juliuszu Letniowskim. Pomocnik Widzewa strzelił w mur, piłka trafiła pod nogi niepilnowanego Pawła Zielińskiego, ale zamiast mocnego strzału było podanie do bramkarza. W odpowiedzi Raków wyprowadził groźną kontrę, ale Władysław Koczerhin kopnął nad bramką. Początek pokazał, że obie drużyny chcą grać w piłkę i emocji nie powinno zabraknąć. Kolejną bramkową okazję stworzyli goście - z lewej strony dośrodkował Patryk Kun, ale Fabian Piasecki z kilku metrów uderzył głową nad poprzeczką. Czerwona kartka dla Rakowa? Częstochowianie zaczęli zyskiwać przewagę, a Widzewa czekał na okazję do kontrataku. To Raków jednak był coraz bliżej gola. W 23 minucie sam przed Henrichem Ravasem był Piasecki, ale znów nie trafił w bramkę. Okazja dla Widzewa nadarzyła się po błędzie Vladana Kovecevicia. Łukasz Zjawiński przejął piłkę, ale wybił mu ją Fran Tudor. Sędzia sprawdził czy nie było faulu na czerwoną kartkę, ale kazał grać dalej. Powtórki nie były jednak jednoznaczne. Wicemistrzowie Polski byli coraz bliżej gola - po podaniu Wiktora Długosza tuż obok słupka uderzył Kun. Jeszcze przed przerwą trafił w bramkę, ale Ravas świetnie obronił. Raków przeważał, ale bez gola Początek drugiej połowy to zupełna kontrola ze strony Rakowa. Widzew ustawił dwie linie obronne na wysokości pola karnego i pięć metrów wyżej. Starał się rozbijać ataki, ale goście byli coraz groźniejsi. Ivi Lopez strzelił gola, ale ze spalonego. W końcu Widzew trochę otrząsnął się z przewagi i sam zaatakował. Kilka razy brakowało jednak detalu - dobrego przyjęcia np. Bartłomiejowi Pawłowskiemu czy strzału Jordiemu Sanchezowi, by zaskoczyć Kovacevicia. Cały czas było gorąco pod bramką Widzewa, ale obrona łodzian spisywała się bez zarzutu. W końcówce bronili się niemal cały zespołem w polu karnym. W końcówce Widzew dwa razy wychodził z kontrą, ale najpierw strzał Sancheza obronił Kovacević, a po chwili obrońca wybił piłkę. Widzew Łódź - Raków Częstochowa 0-0 Widzew: Ravas - Zieliński, Stępiński (90, Żyro), Szota, Kreuzriegler, Milos (65. Danielak) - Zjawiński (57. Pawłowski), Kun, Hanousek, Letniowski (65. Lipski) - Sanchez (90. Kempski). Raków: Kovačević - Tudor, Arsenić, Svárnas - Długosz (46. Sorescu), Papanikolaou (85. Lederman), Koczerhin, Nowak (63. Wdowiak), Lopez (90. Musiolik), Kun - Piasecki (63. Gutkovskis). Żółte kartki: Arsenić, Nowak. Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).