- Nie spodziewałem się pomocy akurat ze strony fanów, ale bardzo im dziękuje - podkreśla król strzelców sezonu 1984/85. Leszek Iwanicki - wirtuoz rzutów wolnych Urodzony w stolicy Iwanicki bardzo długo grał w piłkę. Zaczynał na warszawskim Targówku, potem z Poloneza Warszawa trafił do Legii. Kolejną przygoda był Motor Lublin. W 74 meczach zdobył 26 goli. W sezonie 1984/85 14 bramek wystarczyło do zdobycia korony króla strzelców i zapracowaniu na transfer do Widzewa. W Łodzi grał przez siedem lat z półroczną przerwą na występy w Korei Południowej. Tu zyskał sympatię kibiców. W wykonywaniu rzutów wolnych dorównywał Leszkowi Piszowi z Legii. Zresztą obaj byli do siebie podobni - niscy (Iwanicki 172 cm - Pisz 167 cm) i z wąsem pod nosem. Ich "specjalnością zakładu" były właśnie stałe fragmenty gry. Z rzutów wolnych najczęściej kopali niezbyt mocno, technicznie, ale precyzyjnie. Najdłużej grał w Widzewie W łódzkim klubie Iwanicki rozegrał 185 meczów i zdobył 50 goli. Potem były występy w Szwecji, Francji, Austrii, Szwajcarii, a po powrocie jeszcze pięć klubów w Polsce. Karierę zakończył w wieku 42 lat. Wkrótce z Łodzi wrócił do rodzinnej Warszawie, w której mieszka do dziś. - Problemy ze zdrowiem zaczęły się jeszcze jak grałem w Widzewie. Na początku lat 90. trafiłem do lekarza, który nie wiedział, że jestem piłkarzem i powiedział, że mam bardzo zniszczone stawy biodrowe. Stwierdził, że muszę wziąć się za siebie, bo inaczej nie będę chodził - wspomina Iwanicki. - Kiedy powiedziałem mu, że zarabiam na życie grą w piłkę, to nie chciał uwierzyć. Wtedy nie było czasu na leczenie kontuzji. Trzeba było ją zaleczyć, wziąć zastrzyk na znieczulenie i na boisko. Na stare lata to wszystko wyszło. Potrzebna druga endoproteza Po zakończeniu kariery problemy ze stawami biodrowymi się pogłębiały. W końcu dwa lata temu Iwanicki przeszedł operację w Konstancinie - ma wstawioną endoprotezę lewego biodra. To jednak nie poprawiło komfortu życia - wciąż porusza się o kulach. Potrzebuje kolejnej operacji i endoprotezy prawego biodra. - Ta pierwsza operacja chyba nie do końca się udało, bo puchnie mi kolano. Byłem na konsultacjach w szpitalu w Łodzi i lekarz powiedział, że endoproteza jest dobrze usadowiona. Tylko jak to możliwe skoro nie mogę chodzić o własnych siłach. Zapewnił, że po drugiej operacji będzie lepiej. Mam nadzieję, że to się uda - mówi Iwanicki. Zaczęło się od Radia Widzew.pl Na drugą operację dwukrotny reprezentant Polski pewnie czekałby długo, gdyby nie pomoc łódzkich kibiców. Fani o problemach Iwanickiego dowiedzieli się przypadkiem. Iwanicki był gościem Radia Widzew.pl, które prowadzą właśnie kibice. - Następnego dnia po audycji pan Leszek zadzwonił spytać, jak wypadł. Pogadaliśmy dłużej i zapytałem też o zdrowie. Wtedy otworzył się trochę i opowiedział o swoich problemach. Postanowiliśmy działać - mówi Michał. - Porozmawiałem z kilkoma kibicami Widzewa i jeden z nich, Robert, powiedział, że Leszek Iwanicki był jego idolem i nawet dostał od niego koszulkę po meczu w Wałbrzychu w 1991 roku, w którym Widzew zapewnił sobie powrót do ekstraklasy. Stwierdził, że musi zrobić wszystko, by pomóc. I odegrał w tym głowną rolę. Operacja zaplanowana Kibice wzięli więc sprawę w swoje ręce. Zebrali całą dokumentacją dotyczącą historii leczenia i wykorzystali kontakty w jednym z łódzkich szpitali. Przywieźli kilka razy Iwanickiego z Warszawy na konsultacje. Być może jeszcze w tym tygodniu lub w następnym przejdzie drugą operację. - Bardzo liczę, że wszystko się uda, choć mam obawy związane z rosnącą fala koronawirusa. Mam nadzieję, że to nie storpeduje planów operacji - wierzy Iwanicki. - Ważne jest też, by jak najszybciej rozpocząć rehabilitację. Po pierwszej operacji czekałem aż pół roku i może to sprawiło, że wciąż mam problemy z chodzeniem. Najlepiej byłoby już tydzień po zabiegu z tym ruszyć. Na mecz Widzewa Iwanicki chce przyjść już bez kul W drodze do lekarza odwiedził stadion Widzewa. Na meczu na nowym obiekcie jeszcze jednak nie był. - Byłem też w klubowej restauracji. Zwiedziłem stadion, pogadałem z prezesem i spotkałem Andrzeja Woźniaka, z którym grałem w Widzewie jeszcze w latach 80.. Byłem w szoku, bo my tak pięknego obiektu nie mieliśmy - przyznaje Iwanicki. - Mam nadzieję, że po operacji i rehabilitacji będę mógł odstawić kule. Wtedy przyjadę na mecz i podziękuje kibicom za pomoc. Jestem zaskoczony, że o mnie pamiętali i okazali takie wsparcie.