Sprzedaż Henricha Ravasa, jednego z najlepszych bramkarzy ligi, uznałem za krok Widzewa w kierunku pierwszej ligi. To był najmocniejszy punkt zespołu i rzeczywiście jeden z najbardziej łakomych kąsków transferowych. Widzew zarobił ponad milion euro, ale musiał znaleźć jak najszybciej odpowiedniego zastępcę. Tyle że się miotał - a to miał przyjść były młodzieżowy reprezentant Chorwacji, a to kadrowicz Bułgarii, ale wreszcie na al. Piłsudskiego trafił Słowak. Tyle że na pierwszym treningu pech chciał i Ivan Krajcirik doznał kontuzji. W klubie twierdzono, że przerwa w treningach potrwa trzy tygodnie, ale zawodnik i tak stracił cały okres przygotowawczy w nowym zespole, a także nie wziął udziału w zgrupowaniu w Turcji. Na początek rundy rewanżowej Widzew został z dwoma bramkarzami właściwie bez doświadczenia na poziomie ekstraklasy. 23-letni Jakub Szymański w trzeciej, drugiej i pierwszej lidze rozegrał co prawda 88 meczów, ale kiedy trzeba było między słupkami raz zastąpić jesienią Ravasa, trener Daniel Myśliwiec do bramki wstawił trzy lata młodszego Jana Krzywańskiego. Także na inaugurację rundy wiosennej - z Jagiellonią Białystok (1:3) bronił ten 20-letni zawodnik. Jego z kolei doświadczenie to 84. występy na... czwartym poziomie rozgrywkowym. Zaraz po urazie Słowaka, spytałem w sztabie szkoleniowym, czy planowany jest transfer jeszcze jednego bramkarza, ale usłyszałem, że nie zanosi się na to. Zdziwiłem się, bo Widzew czeka walka o utrzymanie, a na początku wiosny, gdy będzie miał bronić nieopierzony bramkarz, łodzian czekają najtrudniejsze spotkania. Najpierw Jagiellonia (lider), potem derby Łodzi (z ostatnim ŁKS, ale na wyjeździe, a te mecze "rządzą się własnymi prawami"), Górnikiem Zabrze (siódmy w tabeli), Śląskiem (wicelider) i Legią Warszawa (czwarta drużyna Ekstraklasy). Forma w końcówce rundy jesiennej (trzy porażki) i pierwszy mecz wiosny nie dają żadnych powodów do optymizmu. Nie jest wykluczone, że w tych meczach Widzew nie zdobędzie punktu i znajdzie się w strefie spadkowej. Ale być może nie trzeba będzie czekać nawet tyle, bo już po pierwszej wiosennej kolejce (i porażce z Jagiellonią), wystarczyłoby, gdyby Puszcza Niepołomice i Korona Kielce teraz wygrały zaległy mecze, to łodzianie znajdą się pod kreską. Widzew może dobić ŁKS. Z Gikiewiczem będzie łatwiej Być może w Widzewie w końcu przejrzeli na oczy - w sumie lepiej późno niż wcale. I postanowili wzmocnić newralgiczną pozycję bramkarza. W poniedziałek na testach medycznych pojawił się Rafał Gikiewicz, a we wtorek podpisał kontrakt. Jeśli wszystko uda się załatwić, to 36-letni bramkarz zagra w niedzielę w derbach Łodzi. A to niezwykle ważne spotkanie dla obu drużyn. W ŁKS łudzą się jeszcze, że można wygrzebać się z ostatniego miejsca i choć jesienią zespół zdobył dziesięć punktów uratować ekstraklasę. Tyle że na początku wiosny przegrał 1:2 z Koroną Kielce, a gola stracił w doliczonym czasie. Dostał mocny cios w szczękę, ale stoi jeszcze na nogach. Triumf z Widzewem może być ostatnią deską ratunku. Dać nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Za to Widzew może ŁKS znokautować i wbić jeden z ostatnich gwoździ. Dużo łatwiej będzie to zrobić z tak doświadczonym bramkarzem jak Gikiewicz. Krzywański czy Szymański w obliczu kilkunasty tysięcy wrogo nastawionych kibiców na stadionie ŁKS niekoniecznie daliby radę mentalnie, a do tego dochodzą różnice w umiejętnościach. Dobry wynik przy al. Unii może okazać się bezcenny w wale o utrzymanie. A nie bez powodu Gikiewicz przez dziewięć lat grał w Niemczech i to zwykle był podstawowym bramkarzem (poza pobytem w SC Freiburg). W tym czasie uzbierał 126 występów w Bundeslidze i sto na jej zapleczu. Ostatnie pół roku spędził w tureckiej ekstraklasie - tam akurat szybko stracił miejsce w składzie Ankaragucu, ale jest przygotowany i zdrowy. Jeszcze dwa tygodnie temu był rezerwowym podczas meczu z Fenerbahce. 2 października Turcy rozwiązali jednak kontrakt z Gikiewiczem. Właściwie poza Lukasem Podolskim byłby zawodnikiem z największym doświadczeniem w pięciu topowych ligach w Europie. Oczywiście 36-letni bramkarz budzi różne emocje, bo lubi mówić prosto z mostu i nie owija w bawełnę, ale idzie to w parze z umiejętnościami sportowymi. Na przykład domagał się - bezskutecznie - powołania do reprezentacji i choćby minuty debiutu. Przyznał w wywiadzie, że okłamał prezesa Śląska mówiąc, że żona ma depresję, by rozwiązać kontrakt i odejść do Eintrachtu Brunszwik. Po obronionym rzucie karnym w Bremie prowokował kibiców Werderu. Nie przeszkadzało mu to regularnie trafiać do jedenastki kolejki według Kickera. Jego przyjście do Widzewa jest nie tylko hitem transferowym, ale też szansą, że łodzianie zakontraktowali piłkarza na odpowiednim poziomie i z charakterem. To może okazać się bezcenne w walce o utrzymanie.