Jego powrót do ekstraklasy jest jednym z hitów tego okienka transferowego. Gikiewicz na początku lutego rozwiązał kontrakt z tureckim Ankaragucu i podpisał umowę z Widzewem. - Mogłem zostać, siedzieć i zarabiać, ale wolałem zrobić krok do tyłu i regularnie występować na boisku. Czuję się dobrze i mimo 36 lat wciąż jestem głodny gry - zapewnia. - Nie zawsze w życiu liczą się pieniądze. Poza tym część lig już zamknęła okna transferowe i nie mogłem tam trafić. Gikiewicz podpisał kontrakt w poniedziałek, odbył z nowym zespołem zaledwie kilka treningów i w niedzielę zagrał w podstawowym składzie w prestiżowych derbach Łodzi. Widzew pewnie wygrał 2:0, a rywale niemal nie zagrozili bramce Gikiewicza. - To był bardzo przyjemny wieczór i zasłużone zwycięstwo. Co tydzień mogę być tak bezrobotny jak z ŁKS. Nie mam nic przeciwko. Miałem bardzo mało roboty, dobrze grali koledzy z pola przede mną. Więcej jakości na boisku było po naszej stronie, po tych czterech ligowych porażkach wygraliśmy i to w derbach Łodzi - podkreśla Gikiewicz. Mecz na żywo oglądał jego bliźniak Łukasz. Kibicował ŁKS, w którym spędził sezon 2009/2010. Wtedy w pierwszej lidze Widzew też triumfował w derbach Łodzi - 4:1, a napastnik spędził na boisku 90 minut. W niedzielę Łukasz Gikiewicz drugi raz musiał pogodzić się z porażką. - Brat grał w ŁKS, ale ja teraz jestem widzewiakiem i jasne było dla mnie, że wygramy. Musi przełknąć gorycz porażki - podkreśla Rafał Gikiewicz. - Każdy mały chłopiec marzy, by w takim meczu wystąpić i się nim cieszyć. Nie możesz wyjść na boisko z myślą, że możesz przegrać. Trzeba wierzyć w wygraną. Dreszczyk emocji był, ale niepewności nie, bo cały czas byłem w treningu i nic mi nie dolegało. Widzew wygrał, co właściwie przesądza o spadku ŁKS, choć matematyczne szanse drugi łódzki zespół wciąż ma. Sam też złapał oddech, bo po czterech porażkach z rzędu był już tuż nad strefą spadkową. Wciąż jednak sytuacja nie jest komfortowa, bo ma tylko cztery punkty przewagi nad 16. Puszczą Niepołomice, która ma zaległe spotkanie do rozegrania. - Każdy mecz do końca będzie ważny. Sezon piłkarski to nie sprint, tylko maraton. Jakość w zespole mamy i teraz czas, by zacząć co tydzień zdobywać punkty. Nie ma się kogo bać. Kolejny mecz gramy u siebie, trzeba to udźwignąć i znów pokazać klasę na boisku - dodaje Gikiewicz.