23-letni obrońca na Reymonta trafił latem 2019 roku, po tym jak wystąpił z reprezentacją Polski w mistrzostwach świata do lat 20. Na debiut w ekstraklasie czekał półtora roku, a w międzyczasie rok spędził na wypożyczeniu w Stomilu Olsztyn. Grał u Hyballi i Guli W pierwszej lidze grał regularnie i jak wrócił do Wisły dostał szansę od trenera Petera Hyballi. Potem stawiał na niego także trener Adrian Gula. W 2021 roku zagrał w ekstraklasie 23 razy. Na początku tego roku przedłużył kontrakt z krakowskim klubem do czerwca 2025 roku. - Właśnie po tym udanym roku, pokazałem, że chcę wiązać przyszłość z Wisłą i dlatego przedłużyłem umowę. Zarówno trenera Peter Hyballa, jak i Adrian Gula pozytywnie odcisnęli piętno na moich umiejętnościach oraz charakterze - mówił Szota w "Łączy nas piłka". Na początku rundy wiosennej Wisła szybko zmieniła szkoleniowca - Gulę zastąpił były selekcjoner Jerzy Brzęczek. Szota zapewne tego się nie spodziewał, ale u tego trenera nie zagrał ani razu. Zdarzało się nawet, że nie mieścił się w kadrze meczowej. Bez rozmowy z Brzęczkiem - Rzeczywiście nie spodziewałem się, że w tym roku wszystko potoczy się w złym kierunku. Przez całą rundę nie zagrałem nawet minuty. To był dla mnie okropny czas pod każdym względem. Nie mogłem sobie pozwolić na to, by stracić kolejne pół roku, bo muszę grać i zbierać doświadczenie - podkreśla Szota. W związku z tym, że trener Brzęczek został w Wiśle po spadku, Szota zaczął szukać nowego klubu. - Przez te pół roku właściwie nie rozmawiałem ze szkoleniowcem. Może przez 10 sekund zamieniliśmy kilka zdań. Nie usłyszałem też od trenera, co z przyszłym sezonem - przyznaje Szota. I znalazł klub - zagra w Widzewie, beniaminku Ekstraklasy. W dwóch sparingach wystąpił w sumie przez 135 minut. W sobotę łodzianie zremisowali z GKS Tychy 1-1. - Myślę, że spisałem się przyzwoicie. Dawno nie grałem w trójce z tyłu. W ostatnim czasie występowałem raczej jako środkowy obrońca w ustawieniu z czwórką. Dobrze się rozumiemy z Mateuszem Żyro i chyba było to widać na boisku. Podpowiadaliśmy sobie, asekurowaliśmy się i nieźle to wyglądało - mówi Szota.