Po wiosennym falstarcie z Arką i stracie aż pięciu goli na własnym boisku, Widzew zapowiadał rehabilitację w Olsztynie w meczu z broniącym się przed spadkiem Stomilem. - Nie tak wyobrażaliśmy sobie początek rundy wiosennej, ale zostało jeszcze trzynaście meczów do końca sezonu i jest bardzo dużo punktów do zdobycia. Liczę na szybką odpowiedź zespołu - mówił przed meczem Janusz Niedźwiedź, trener wicelidera. - Nie mogliśmy nad tym spotkaniem przejść do porządku dziennego i udawać, że nic się nie stało. Przeanalizowaliśmy przede wszystkim to, co zaważyło na tym, że straciliśmy bramki. Widzew bez napastnika Szkoleniowiec dokonał trzech zmian - jedna była wymuszona: pauzującego za kartki Patryka Stępińskiego, który w piątek przedłużył kontrakt z Widzewem do czerwca 2024 roku, zastąpił Martin Kreuzrigler. Za Karola Danielaka zagrał Kristoffer Hansen, a za Matię Montiniego Fabio Nunes. Z tym, że miejsce Włocha w ataku zajął Bartłomiej Pawłowski, a Portugalczyk był na wahadle. W składzie brakowało jednak typowego napastnika. Ze wznowienia rozgrywek byli za to zadowoleni w Olsztynie. Stomil, dla którego marzeniem jest utrzymanie, zdobył punkt na boisku Korony Kielce, jednego z kandydatów do awansu do ekstraklasy. Na dodatek Adrian Stawski, szkoleniowiec gospodarzy, był bardzo blisko objęcia Widzewa przed tym sezonem, kilka razy był na rozmowach, ale w końcu w łódzkim klubie postawiono na Niedźwiedzia. Pawłowski po raz pierwszy Gospodarze od początku grali agresywnie. Pierwszy odczuł to Kreuzrigler, który padł po ciosie w twarz od Kevina Lafrance’a. Pokazali też, że są groźni w kontrataku. Dwie szybkie akcji zakończyły się jednak najpierw złym podaniem, a potem niecelnym strzałem. Widzew nastawił się na atak pozycyjny i stałe fragmenty. Efekty przyszły bardzo szybko. Z rzutu rożnego dośrodkował Radosław Gołębiowski, piłkę przedłużył Marek Hanousek, a niepilnowany Bartłomiej Pawłowski kopnął ją do siatki. Stomil nieskuteczny Stomil rzucił się do odrabiania strat i Widzew zaczął się gubić. Piłka co chwilę była w polu karnym gości, ale na szczęście dla nich rywale byli mało dokładni. Przekonywali się, że obrona łodzian jest absolutnie do ogrania. Piłkarze trenera Niedźwiedzia kolejną okazję mieli ponownie ze stałego fragmentu. Z rzutu wolnego świetnie uderzył Gołębiowski, ale trafił w poprzeczkę. Więcej groźnych akcji tworzyli jednak gospodarze. Byli szybsi od przeciwników i odbierali im piłkę nawet pod ich polem karnym. Długo widzewiakom uchodziło to jednak na sucho. Pawłowski po raz drugi Sami kolejną okazję stworzyli znów z rzutu wolnego. Tym razem po sprytnym rozegraniu, Pawłowski w polu karnym przerzucił piłką na druga stronę, a Danielowi Tanżynie zabrakło centymetrów, by wbić ją do siatki. Kolejny, tym razem, rzut rożny zakończył się znów strzałem kapitana Widzewa, ale bramkarz obronił. Początek drugiej połowy okazał się szczęśliwy dla łodzian. Po akcji Marka Hanouska z Dominikiem Kunem, w polu karnym powstało zamieszanie. Najpierw uderzył Hansen, ale bramkarz obronił, piłka trafiła pod nogi Pawłowskiego, który zdobył drugą bramkę. Stomil domagał się karnych Stomil nie rezygnował z odwrócenia losów spotkania. Stworzył kilka groźnych sytuacji, ale wciąż brakowało wykończenia. Dwa razy domagali się też rzutu karnego. Po wideoweryfikacji sędzia uznał, że nie było zagrania ręką, a w drugim przypadku Fabio Nunes nie faulował Krzysztofa Toporkiewicza. Po serii rzutów rożnych Widzew był w opałach, ale uniknął straty gola. W doliczonym czasie Wrąbel świetnie obronił strzał głową Patryka Mikity. Widzew nie bez problemów, ale wygrał pierwszy raz w tym roku. Zwycięstwo zawdzięcza instynktowi strzeleckiemu Pawłowskiego. 30-letni skrzydłowy przed rudną wiosenną wrócił do łódzkiego klubu. Dla Widzewa strzelił pierwsze gole od 2013 roku. Bardzo cenne, bo na wagę trzech punktów. Stomil Olsztyn - Widzew Łódź 0-2 (0-1) Gole: Pawłowski (8., 49.). Stomil: Tobiasz - Żwir, Lafrance, Bwanga, Straus - Reiman, Tymosiak (61. Fundambu) - Toporkiewicz (76. Wójcik), Kisiel (61. Sobol), Moneta - Mikita. Widzew: Wrąbel - Tanżyna, Nowak, Kreuzrigler (90. Mucha) - Zieliński, Hanousek, Kun, Nunes (78. Kita) - Gołębiowski (70. Terpiłowski), Pawłowski (78. Guzdek), Hansen (70. Danielak). Żółte kartki: Bwanga, Lafrance - Gołębiowski, Zieliński, Kun. Sędzia: Wojciech Myć. Zagłębie Sosnowiec - GKS Katowice 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Błąd (80.)