Radosław Nawrot: Warta Poznań spadnie jeszcze kiedyś z Ekstraklasy czy już zawsze się będzie utrzymywać? Bartłomiej Farjaszewski: Powtarzamy to często w klubie, że oszukujemy przeznaczenie. I to chyba już czwarty rok. Czyli teraz będzie "Oszukać przeznaczenie 5"? - Tak, na to wygląda. Gonimy trochę "Klan". Jest to jedna z najbardziej niezwykłych telenowel polskiej ligi. Co sezon to nowe wydarzenia, których nie sposób przewidzieć. - Po jednym sezonie trudno byłoby jeszcze mówić o jakichś prawidłowościach, ale po tylu chyba można już pokusić się o pewne przemyślenia. A mimo to, gdy patrzę na te cztery lata Warty i zarazem moje cztery lata z klubem, muszę powiedzieć, że to, co tutaj się dzieje, wymyka się szablonom. Każdy z tych sezonów oznacza wiele zmian i wiele nauki dla nas wszystkich. Ten ostatni - szczególnie, bowiem wcześniej w zasadzie cały czas szliśmy w górę. Awanse liga po lidze, piąte miejsce w Ekstraklasie... aż przyszedł ten sezon, w którym kłopoty były bardzo duże. Kryzys, jaki dopadł nas jesienią, był niezwykle istotny i wyjście z niego stało się sprawą kluczową. Udało się to połowicznie. Połowicznie? Utrzymaliście się na trzy kolejki przed końcem! - Ale wyzwaniem jest nie tylko utrzymanie, ale i kolejny sezon. A wiele rzeczy wydarzyło się po raz pierwszy, chociażby po raz pierwszy od lat zmieniliśmy trenera w trakcie sezonu [Dawid Szulczek zastąpił Piotra Tworka - przyp. red.], zmieniliśmy dyrektora sportowego, musieliśmy okiełznać emocje po poprzednim, tak udanym sezonie, a te emocje chyba nie były dobrym doradcą podczas letniego okienka transferowego. Wyjście z sytuacji, w której znaleźliśmy się jesienią, to jednak zupełnie inna sytuacja niż kiedykolwiek. Czyli Warta Poznań ugruntowała przekonanie na jej temat, że jest w zasadzie nie do złamania? Że można jej dosypywać soli na rany, a ona się i tak z tych ran wyliże? - Przyzwyczaiłem się do tego, że Warta Poznań rządzi się swoimi prawami i co sezon, co rundę mamy tu gruntowną przebudowę, ktoś odchodzi. Udaje nam się jednak mimo to utrzymać pewną tożsamość, charakterność, waleczność i swojskość. Kluczowy jest chyba pazur, ambicja i talent osób, które przychodzą do Warty. Bez tych rzeczy nie byłoby wszystkiego. Pazur musi być nawet teraz, gdy zawodników ze starej ekipy jest z każdym sezonem coraz mniej, dochodzą nowi i oni muszą się nauczyć niezłomności, nasiąknąć nią. Tej zimy przyszło wielu nowych graczy, a jednak się udało utrzymać charakter Warty. Teraz czekają nas kolejne zmiany, odchodzi np. Łukasz Trałka i inni. CZYTAJ TAKŻE: Mogą awansować do Ekstraklasy, a nie mają gdzie grać. Wkracza Warta Poznań Warta staje się międzynarodowa, na coraz większą skalę. To już nie ten klub z zagrzybionych szatni. - Zmian jest dużo, ale nowi zawodnicy poczuli to samo, kto czuł każdy nasz zawodnik wcześniej. Czują inne podejście, atmosferę, więc można uznać, że udaje się tę charakterystyczną Wartę wciąż utrzymać. Ostatni mecz sezonu był symboliczny. Starły się dwie wielkie marki, jeszcze przedwojenne - Wisła Kraków i Warta Poznań. Wisła spada z bardzo wysokiego konia, a Warta wspina się na palce. I oba zespoły się mijają. Należy to postrzegać jako zestawienie bezmyślnego zarządzania klubem z tym sensownym? - Nie mnie oceniać, kto jak zarządza klubem. Nie znam rywali od środka, a w piłce łatwo wypowiedzieć krzykliwe teorie, łatwo się wymądrzeć, a trudniej poprowadzić i coś zrobić. Symbol jednak rzeczywiście jest. Przyznam, że w Krakowie radość mieszała mi się ze smutkiem, bo spadek Wisły ma znaczenie symboliczne. Topowy klub polskiej ligi spada, porażające. Pytam o to dlatego, że zimą zastanawialiśmy się, czyim kosztem Warta Poznań ma się utrzymać i czyje zająć miejsce. Kto by przypuszczał, że Wisły! Teraz chyba Warta się umościła w Ekstraklasie. - Ważne były te trzy ostatnie mecze zeszłego roku, bo wtedy strachu nie było. Widać było, że zespół ma potencjał, by się nie poddawać. Wtedy powiało optymizmem, który zaowocował wiosną. A zatem zmiana trenera w Warcie nastąpiła w dobrym momencie? - Z perspektywy czasu każdy sam może to ocenić. Pożegnania z ludźmi nigdy nie są łatwe, tym bardziej, kiedy współpracuje się z kimś od dłuższego czasu. Odbiór medialny zmiany był jednoznaczny. Najważniejsze jednak było to, jak poradzimy sobie z tym w środku, w klubie. W takich wypadkach często mówi się, że czas pokaże. I na szczęście po sezonie jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Tak, ale mam wrażenie, że Warta z braku pieniędzy jest zmuszona do tego, aby podejmować ryzyko większe niż inni. I podejmuje je, czasami nawet ekstremalne. Wzięliście trenera bez dorobku z niższej ligi, by ratował trudną sytuację w Ekstraklasie. To jest ryzyko. Transfery piłkarzy, jakich dokonuje Warta - również. Takie życie na krawędzi. - Jako zespół osiągnęliśmy dużo, a robią to ludzie na różnym etapie kariery - również ci niechciani gdzie indziej lub którzy w innych miejscach zbyt dużo sukcesów nie osiągali. Więcej, gdy stąd odchodzą, też nie zawsze im wychodzi. A tutaj tworzą zespół skuteczny. Dowartościowują się? - Tak. Warta Poznań jest wskazówką, by nigdy nikogo nie skreślać zbyt wcześnie, ale jest warunek - takie osoby muszą mieć pazur, ambicje i talent. Nie są nam potrzebne osoby nijakie, tutaj trzeba gryźć. Wtedy możemy osiągnąć sporo. Jak wyglądają wasze dalsze plany związane z budowa unikalnego w Polsce klubu, jakim jest Warta? - Dużo się nauczyliśmy, wiemy co jak dalej zrobić, ale są dwie zasadnicze kwestie. Pierwsza to zbudować stadion i druga to znaleźć inwestora. Od trzech lat o tym mówimy. - Tak, i z każdym sezonem udowadniamy, że taka inwestycja się po prostu opłaca. Potrzebujemy środków, by ten stały progres mógł być zachowany. Klub potrzebuje środków, aby móc skutecznie rywalizować na poziomie ekstraklasowym i dalej się rozwijać. Inwestycję możemy podzielić na etapy, pokazać konkretne projekty. Nie musi to być inwestycja idąca w dziesiątki milionów złotych, bo takie kwoty padają przy okazji innych klubów. Umiemy efektywnie zarządzać mniejszymi budżetami. Co najważniejsze - środki w całości mają pozostać w klubie, a nie trafić do mojej kieszeni. To istotna różnica. Dla mnie najważniejszy jest rozwój całego klubu i konsekwentna realizacja strategii. Jaka to część udziałów? - Pakiety zaczynają się już od kilku procent i rosną w zależności od skali zaangażowania. Czyli klubu nie chce pan sprzedać? - Najważniejsze jest dla mnie zbudowanie optymalnej struktury właścicielskiej - środki pozyskane od nowych inwestorów będą przeznaczane na dalszy rozwój klubu. Jednakże jeżeli ktoś miałby lepszy plan na to, jak zrealizować nasze założenia, zawsze mogę usiąść do stołu. Aby skutecznie realizować wizję rozwoju, potrzeba pomysłu, ludzi oraz pieniędzy. Jestem przekonany, że pierwsze dwa elementy posiadamy. Dodatkowe środki finansowe pozwolą nam na dokonanie inwestycji m.in. w kontekście rozwoju akademii klubowej. Zawsze powtarzałem, że jestem otwarty na każde rozwiązanie, które może przynieść Warcie Poznań korzyść. Udało nam się pobudzić środowisko biznesowe, zainteresować nami. Udało się zrobić wiele profesjonalnych rzeczy i pokazać jak zarządzać klubem, który nie jest zabawką milionera, ale stworzyć z niego projekt biznesowo-sportowy. Klub piłkarski na poziomie Ekstraklasy to bardzo duży biznes. Wielomilionowe budżety, milionowe wartości praw telewizyjnych, milionowe transfery. Oczywiście wokół tego mnóstwo osób, które znają się na wszystkim, więc trzeba umieć bardzo mądrze oddzielić ziarno od plew. W porównaniu z częścią innych klubów Ekstraklasy nie otrzymujemy wielomilionowego wsparcia ze strony samorządu terytorialnego. Dla nas to znaczy tyle, że nie możemy zrobić błędów na poziomie 50 procent, ale raczej 5 procent. Nie stać nas na zawodnika, który za znaczne kwoty siedziałby na ławce rezerwowych. Naszym wyborem jest wąska kadra, która w 90 procentach musi być trafiona. Tak to wygląda w tych warunkach z naszej perspektywy. Te pieniądze pozwoliłyby dać Warcie Poznań atutów? - Kontynuować to, co robimy. Zachować to, co przesz cztery lata stworzyliśmy. A jeżeli się nie uda znaleźć inwestora? - To jest dla na nas priorytet. Musi się udać. Drugą kwestią jest stadion i tu jesienią powinna się wyjaśnić kwestia dofinansowania budowy ze źródeł centralnych. To dla nas ścieżka i jedyna realna szansa na to, by pozyskać środki na budowę, przy czym trzeba brać pod uwagę drastyczny wzrost cen. Kosztorysy były robione wedle innych stawek. Jeżeli środki się znajdą i wszystko pójdzie zgodnie z planem, to kiedy możemy się spodziewać powrotu Warty do Poznania? - Perspektywa dwóch, trzech lat. Trzeba jednak najpierw wyburzyć to, co stare i mamy nadzieję, że to stanie się w tym roku. Powstaną podstawy pod boiska treningowe, no i potem sama budowa. Obecny stadion nie spełnia żadnych wymogów żadnej ligi, może służyć tylko do hobbystycznego kopania. My natomiast chcemy mały obiekt spełniający minimalne kryteria Ekstraklasy. Jeżeli w ogóle powinny istnieć kluby miejskie czy utrzymywane przez państwo, to Warta Poznań wydaje mi się idealnym kandydatem. Realizuje misję społeczną, zagospodarowująca ważny dla mieszkańców teren. - Cóż, nie do mnie pytanie w sumie, ale zgadzam się z tym. Jesteśmy klubem zaangażowanym społecznie i wypełniającym miejskie struktury w wielu obszarach. Na dodatek robimy to naturalnie, nie pod media i publiczkę. Tacy jesteśmy, to czujemy. Mamy swoją specyfikę w mieście, ale też na tle innych klubów w kraju. A propos specyfiki miasta, czy przedostatni mecz w lidze z Lechem był trudny z punktu widzenia relacji sąsiedzkich? - Bardzo trudny, bo zostaliśmy postawieni w roli nie do pozazdroszczenia. Cokolwiek byśmy nie zrobili, było źle. Wygramy z Lechem - źle, przegramy z Lechem - źle. A my tylko chcieliśmy wyjść i zagrać najlepiej, jak potrafimy. Dlatego tak bardzo marzyło nam się, aby kwestia mistrzostwa rozstrzygnęła się przed naszym meczem. Czy można powiedzieć, że Warta na polu biznesowym konkuruje z Lechem? Czy też i tu obracacie się w innych światach? - To samo miasto, ten sam region, dotykamy tych samych biznesów, ale zazdrosny nie jestem. To jest kwestia woli, kto chce idzie do nas, kto chce - do Lecha, kto inny - do żużla. Robimy swoje, nie patrzymy na innych, chociaż jesteśmy rzeczywiście jedynym miastem derbowym w Ekstraklasie. Jaka jest przyszłość Warty bez inwestora? - Ograniczenie realizowanych projektów i skali działalności. Środki w całości mają zostać przeznaczone na inwestycje i rozwój poszczególnych obszarów działalności klubu. Ale powtórzę to, co powiedziałem na początku - pozyskanie inwestora to nasz priorytet. Wierzymy, że są w regionie osoby zainteresowane rozwojem i promocją swojego biznesu z jednoczesnym uwzględnieniem społecznej odpowiedzialności. Warta Poznań obchodzi w tym roku 110-lecie istnienia, to niesamowita marka na rynku sportowym. Zawsze wokół klubu skupiony był lokalny biznes. Wierzymy, że potwierdziliśmy przez ostatnie lata nasze umiejętności menedżerskie, pokazaliśmy pomysł na klub. Teraz czekamy na mniejszych i większych inwestorów, którzy chcą z nami ten projekt prowadzić dalej. Chcemy rozmawiać i pokazać w detalach opłacalność tej inwestycji. Ja swojej decyzji sprzed 4 lat nie żałuję. Nie ma jednak jeszcze zaawansowanych rozmów w tej sprawie? - Nie. To na razie propozycja, zaproszenie. Ale to kluczowa kwestia. Jak czuje się pan w świecie piłki nożnej, do którego wszedł cztery lata temu? Świata specyficznego. - Czuję się w nim coraz lepiej, coraz bardziej komfortowo i coraz lepiej go rozumiem. W samą działalność sportową bezpośrednio nie ingerowałem nigdy, staram się po prostu lepiej zrozumieć pewną specyfikę oraz podłoże podejmowanych decyzji. Zrozumieć pewne procesy, które wokół sportu zachodzą. Złotej recepty na sukces na pewno nie ma i ja osobiście jej nie znam, natomiast wraz z kluczowymi osobami w klubie jestem w stanie nakreślić pewien kierunek. Po ostatnich zmianach organizacyjnych rozszerzyliśmy skład zarządu, którym właściwie kieruje Bartek Wolny. Czujemy, że dla Macieja Wojdyło i Michała Wieczorka to odpowiedni impuls dla ich indywidualnego rozwoju. Udało się zebrać bardzo ciekawy skład Rady Nadzorczej pod przewodnictwem Marcina Janickiego. Jako właściciel czuję się w tym składzie komfortowo. Sam kiedyś mówił, że jak w "Poszukiwanym, poszukiwanej" jest z zawodu prezesem. W Polsce chyba dopiero powstaje kadra zawodowych menedżerów, prezesów, dyrektorów sportowych? - Największym problemem w sporcie są właśnie dopiero budujące się profesjonalne kadry. W futbolu są tak duże pieniądze, że kręci się wokół nich wiele różnych osób. Każdy twierdzi, że zna się na wszystkim, niewielu przyznaje się do błędu, każdy kreuje się w mediach, wszystko jest tu uwypuklone i zwielokrotnione. Także do nas zgłaszało się bardzo wiele przeróżnych osób, niektóre świetne, ale też fantaści, którzy opowiadali niestworzone historie. Trzeba umieć oddzielić jedne od drugich i w tym natłoku doradców zachować ścieżkę, którą chce się iść. My wiemy, jak to zrobić i gdy wkraczałem do Warty, nie byłem pewien, co będzie dalej, następnego dnia. Teraz już wiem. Tak jak zespół zmaga się na boisku, razem wygrywa i przegrywa, tak klubem też kieruje zespół. To jest sztab ludzi, nigdy nie jeden człowiek i jeden prezes czy właściciel. Ludzie nie zawsze to rozumieją, często obarczają odpowiedzialnością jedną osobę. Przeskoki między ligami nie są w Polsce zbyt duże, z jednym wyjątkiem - przeskokiem do Ekstraklasy. Między pierwsza ligą a Ekstraklasą jest organizacyjna i sportowa przepaść. My to już wiemy, musieliśmy sobie z tym poradzić, a łatwo nie było. W Ekstraklasie jest już jednak wielu zawodników zagranicznych, inny poziom, inne pieniądze, inni ludzie. Nauczyliśmy się tego do tego stopnia, że myślę iż w kolejnych sezonach moglibyśmy już wcześniej zapewniać sobie utrzymanie niż teraz. To pozwoli nam na lepsze planowanie. Umiemy już popełniać błędy mało kosztowne, umiemy zarządzać i oglądać każdą złotówkę po kilka razy. Wiele już potrafimy, więc przy zainwestowaniu środków, o których wspomniałem, widzę to całkiem nieźle w przyszłości. Czy Warta Poznań cieszy się już szacunkiem reszty ligi? Czy nadal uważa się ją za niepasującą do Ekstraklasy? - Trzeba pytać te pozostałe kluby. Ja wiem, że jesteśmy w stanie być sportowo i organizacyjnie solidnym ligowcem. Cały czas jednak buksujemy, bo brakuje nam środków. Mamy jednak sporo, chociażby trenera nominowanego do nagrody dla najlepszego szkoleniowca sezonu. To nie jest takie oczywiste, zważywszy na naszą pozycję ligową. Trener Dawid Szulczek coś udowodnił, mimo całej otoczki związanej ze zmianą szkoleniowca w naszym klubie. Był przed chwilą w niskiej lidze, a teraz jest wśród nominowanych w Ekstraklasie - chcę to podkreślić, bo to niesamowita sprawa. My, jako klub, będziemy dokładać wszelkich starań, aby trener dalej mógł się z nami rozwijać. Każdy w klubie ma swoją, bardzo ważną rolę do wypełnienia. Kto zdecydował o jego kandydaturze? - Dyrektor sportowy Radosław Mozyrko. Sposób, w jaki jednak to argumentował i uzasadniał zyskał aprobatę zarządu i Rady Nadzorczej - a w konsekwencji moją. Jak widać, wybrał dobrze. Trener Szulczek sprawdził się w pełni.