Możliwe, że ktoś z tych, którzy żyli w obozie, był wcześniej na tym stadionie na meczu - np. oglądać wspaniały triumf 6-3 Polski nad Jugosławią w 1931 roku, po którym prasa zachwycała się obiektem "robiącym wrażenie potężne i europejskie". Raczej jednak niemożliwe, by ktoś z tych, którzy przeżyli obóz, wybrał się na ten stadion po wojnie emocjonować się sportem. A było tu co oglądać, choćby: finisze etapów Wyścigu Pokoju,awans Lecha Poznań przy rekordowej jak na drugą ligę frekwencji (60 tys. osób w latach 70.), jego debiut w europejskich pucharach z niemieckim MSV Duisburg (1978 rok), dwa sezony Warty Poznań w ekstraklasie w latach 90., włącznie z derbami z Lechem i Olimpią.dziewięć późniejszych meczów reprezentacji Polski, z golami najwspanialszych zawodników w jej historii - Kazimierza Deyny, Zygfryda Szołtysika, Grzegorza Laty, Andrzeja Szarmacha, Roberta Gadochy, Henryka Kasperczaka, Władysława Żmudy i Zbigniewa Bońka, To jednak nie będzie tekst o sporcie. Bo dla bliskich osób, które doświadczyły nieludzkich warunków i jeszcze gorszego traktowania, z przymusowym oglądaniem, a nawet asystowaniem przy egzekucjach, poznański stadion przy ul. Dolna Wilda (dawniej miejski, potem 22 Lipca, w końcu im. Edmunda Szyca), na zawsze pozostanie obozem. Stadion jako fuszerka Może i lepiej, gdyby ten stadion nigdy nie powstał. Albo w bezpiecznych okolicznościach się zawalił. Choć wzniesiono go przy okazji Powszechnej Wystawy Krajowej (nawiązującej do rocznicy polskiej niepodległości), która w Poznaniu pozostawiła ślad w postaci kilku istotnych budowli, od początku był straszną fuszerką. W czasie otwierającego stadion Wszechsłowiańskiego Zjazdu Śpiewaczego, 19 maja 1929 r., trybuna groziła zawaleniem, a prezydent RP Ignacy Mościcki musiał być ewakuowany. Dwanaście lat później, 2 maja 1941 roku, hitlerowcy skierowali do obozu na poznańskim stadionie pierwszy transport 930 Żydów z getta w Łodzi. Wcześniej Niemcy ulokowali tu jeńców wojennych z Francji, ale warunki na obiekcie były tak złe, że zostali oni przeniesieni. Jak złe? Pod wiatą, chroniącą przez deszczem, ale już nie przed wiatrem i zimnem, mieścili się nieliczni z około tysiąca więźniów. INTERIA SPORT EXTRA - CZYTAJ WSZYSTKIE WYJĄTKOWE TEKSTY Stadion jako obóz Poznań, jako stolica kresów wschodnich Rzeszy, miał odgrywać ważną rolę. Hitlerowcy planowali rozbudowę miasta i sieci transportowej wokół niego. Do tego trzeba było wielu rąk do pracy. Kierowano do niej nie tylko polskich Żydów, ale z czasem też tych przewożonych do Łodzi (i okolicznych miast) z Rzeszy. Więźniowie m.in. z podpoznańskiego Żabikowa (gdzie dziś mieści się Muzeum Martyrologiczne) budowali autostradę, a np. więźniarki z obozu przy ul. Gnieźnieńskiej - cmentarz na Miłostowie. Niemieckie przedsiębiorstwa dostawały do dyspozycji skrajnie tanią siłę roboczą w postaci żydowskich więźniów, bo odprowadzana do getta "opłata za wypożyczenie Żyda" (do pracy) była wręcz symboliczna, wynosiła 70 fenigów. Więźniowie z obozu na stadionie kopali rowy i meliorowali tereny rzeczne. Mówimy o katorżniczej pracy, w przypadku zadań melioracyjnych o wielu godzinach stania w wodzie, bez względu na chłód. Wspomnienia Żydów i świadków ich pracy, zebrane przez kwartalnik "Karta", dotyczą co prawda przede wszystkim więźniów budujących autostradę, ale powinny dawać też wyobrażenie o losie obozowiczów z poznańskiego stadionu. - Praca była katorgą: sześć dni w tygodniu na dwie zmiany, każda dwanaście godzin, a więc przez całą dobę. Zaraz po przybyciu na miejsce przydzielono nas do grup, które już przed nami były w obozie. Był koniec lata, początek jesieni. Ubranie jeszcze letnie z domu. Raz w tygodniu zmieniano koszule. (...) Skoro świt wymarsz z baraków na miejsce pracy, przydział dzienny przez majstra, którym zwykle był starszy kierownik, miejscowy Polak, przeważnie zawodowy rzemieślnik budowlany - wspominał Dawid Lewi, jeden z żydowskich pracowników przymusowych. Poznaniacy dobrze poznali widok więźniów prowadzonych do pracy - o szóstej rano, w asyście strażników, często z psami. Poznali też okrutny widok więźniów wieszanych na szubienicy na stadionie - o szóstej wieczorem w piątki. Stadion jako miejsce egzekucji Z relacji Heleny Przybylskiej, cytowanej w czasopiśmie "Miasteczko Poznań": Na "widowisko" - jak na wieszanie mówili sami Niemcy - przychodzili też funkcjonariusze NSDAP oraz (dobrowolnie) niemieckie studentki uniwersytetu w Poznaniu, w sumie od 50 do 80 obserwatorów spoza grona więźniów. Panem życia i śmierci na stadionie, a więc kierownikiem obozu - Lagerführerem - był Emil Hoffmann z Essen. Dużo do powiedzenia miało też jednak gestapo, bo pochwyceni uciekinierzy najpierw byli przesłuchiwani, celem wyjawienia metody oszukania strażników i zdradzenia ewentualnych współpracowników. Zwoływanie wszystkich więźniów obozu na oglądanie egzekucji na trójramiennej szubienicy (do jej zbudowania przymuszono polskich robotników) miało mieć wymiar odstraszający. Dlatego też Oskar Achterberg, szef Wydziału IV Gestapo w Poznaniu, wydzierał się przy okazji jednego z "widowisk": - Wy świnie i przeklęte psy, zapamiętajcie sobie jedno, jeśli dalej będziecie tak jak tych trzech lumpów, którzy dzisiaj są wieszani, kraść, szachrować i oszukiwać, to każę cały obóz, aż do ostatniego powiesić, choćby nie miał żaden człowiek pozostać. Jako pierwszy - już w maju 1941 roku - uciekł Arno Glücksmann, miesiąc później - Max Abraham. Obaj zostali złapani i wykonano na nich wyrok śmierci, choć Niemcy nie zarejestrowali tego w aktach zgonu. Pierwsza publiczna egzekucja zbiegów z obozu, odnotowana w dokumentach, odbyła się w Poznaniu 10 sierpnia 1941 r. Z wielu zdjęć znajdujących się w Muzeum Martyrologicznym w Żabikowie, które odwiedziłem przy okazji zbierania materiałów do tej publikacji, najbardziej wstrząsające było to ukazujące egzekucję trzech osób na szubienicy. Dyrektor muzeum dr Anna Ziółkowska, w swojej książce "Obozy pracy przymusowej dla Żydów w Wielkopolsce w latach okupacji hitlerowskiej (1941-1943)" przywołuje: zeznania Samuela Bronowskiego, więźnia obozu na stadionie, według którego od stycznia 1942 r. do stycznia 1943 r. przeprowadzono 112 egzekucji,162 osoby powieszone w okresie listopad 1941 - marzec 1943 r. według Jonasa Diamenta,oświadczenie Jakuba Szulca, zgodnie z którym był świadkiem 130 egzekucji na stadionie (brak ram czasowych). Obóz na stadionie jako stacja przed śmiercią Na trójramiennej szubienicy zbudowanej tuż za wałem trybun byli więc wieszani przede wszystkim uciekinierzy. Więźniowie, którzy chorowali, trafiali do prowizorycznego szpitala przy dzisiejszym skrzyżowaniu ul. Hetmańskiej i Drogi Dębińskiej. Tam sprowadzono trzech lekarzy z Berlina, którzy najczęściej mogli już tylko stwierdzić zgon. Dyrektor Anna Ziółkowska w programie Telewizji WTK "Tajemnice Poznania", autorstwa Błażeja Wandtke, o poznańskim szpitalu żydowskim mówiła: - Taka waląca się stodoła była miejscem na szpital żydowski, ale praktycznie było to miejsce, gdzie więźniowie umierali. Wśród stu więźniów szpitala żydowskiego w Poznaniu, według stanu z 11 lutego 1943 roku, odnotowano następujące choroby: choroby serca (25),tyfus (16),nieżyt jelit (12),zakażenia (12), ogólne osłabienie organizmu (12),puchlinę głodową (9),gruźlicę (9),inne choroby (5). Więźniowie, którzy nie byli już w stanie pracować, z czasem zaczęli być wywożeni do obozu zagłady Kulmhof, w Chełmnie nad Nerem. Tu byli zabijani w specjalnych ciężarówkach, umierali od spalin. W niektórych poznańskich obozach, schorowani więźniowie wierzyli, że są odsyłani z powrotem do getta. Na stadionie taką nadzieją już mało kto żył. Wspominany na początku tekstu sanitariusz Samuel Segał, który został wywieziony 22 sierpnia 1943 r., przed wyjazdem pożegnał się z Polakami z Dolnej Wildy. Dr Anna Ziółkowska przywołuje powojenne zeznania jednej z Polek: "Segał pożegnał się ze mną, dziękując mi za pomoc okazywaną im przez cały czas i dodał, że jadą prawdopodobnie na stracenie. Na moje namowy, żeby ratował się ucieczką, odpowiedział, że pozostanie z ziomkami do końca. Dał mi jeszcze adres swego brata, przebywającego w Lizbonie, z prośbą bym do niego napisała o losie jego i innych Żydów". 24 sierpnia 1943 roku, po wywiezieniu ostatniego więźnia do Auschwitz, obóz na stadionie w Poznaniu przestał istnieć. Nowe miejsce po stadionie, nowa pamięć o obozie W pierwszych latach po wojnie stadion był nieczynny. Najpierw nikomu nie przyszło do głowy upamiętnienie ofiar obozu, potem postanowiono, że stadion - jak gdyby nigdy nic - znów ma służyć sportowcom. Ponowne otwarcie, mocno przebudowanego obiektu, odbyło się w lipcu 1954 roku. Wówczas stadion dostał imię 22 lipca, na cześć komunistycznego święta upamiętniającego Manifest PKWN. 20 lat później doszło do kolejnej przebudowy, po której powstał wjazd na płytę boiska od strony trybuny wschodniej, wykorzystywany przy okazji Wyścigu Pokoju. W tym kształcie stadion stopniowo zaczął niszczeć - po 1989 roku zmieniła się tylko nazwa na stadion im. Edmunda Szyca, założyciela Warty Poznań - aż stał się dzisiejszą zarośniętą roślinnością ruiną służącą koczującym bezdomnym. Od 30 września 1983 r. w pobliżu stadionu znajduje się Pomnik Ofiar Obozu Pracy dla Żydów w Poznaniu, a od 2014 r. też Skwer Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Władze Poznania zdają sobie jednak sprawę, że tak jak należy coś zrobić z ruinami stadionu, dziś zarośniętym drzewami miejscem koczowania bezdomnych, tak trzeba też odświeżyć pamięć o ofiarach obozu. Dlatego też, w ogłaszanym właśnie konkursie na projekt zagospodarowania dawnej sportowej areny, jednym z wymogów będzie przedstawienie pomysłu na symboliczne uhonorowanie więźniów ze stadionu. Bartosz Nosal Za pomoc przy pisaniu tekstu dziękuję Muzeum Martyrologicznemu w Żabikowie oraz Zbigniewowi Pakule z "Miasteczka Poznań".