Łukasz Trałka to były piłkarz Lecha Poznań z lat 2012-2019, a obecnie jeden z liderów rewelacji ligi, Warty Poznań. Zdobył zwycięskiego gola w wygranym 1-0 meczu z Zagłębiem Lubin. Dzięki m.in. jego postawie Warta jest w tabeli Ekstraklasy na miejscu jedenastym, przed Lechem Poznań. To ogromna sensacja.Radosław Nawrot, Interia.pl: Pokasłujesz. Chory? Łukasz Trałka, Warta Poznań: Zdrowy, zdrowy, ale w tym wieku wiesz jak jest z płucami po treningu (śmiech) Sam zacząłeś z tym wiekiem, więc pociągnę temat. Masz 36 lat, a przeglądamy właśnie twoje statystyki z ostatnich meczów, z których wynika, że złapałeś jakiś szczyt formy. - Rozwijam się, rozwijam. Jesteś obiecującym piłkarzem na przyszłość? - No wiesz, menedżerowie patrzą, wysłannicy dużych klubów zagranicznych patrzą, to muszę się starać, żeby jeszcze wyjechać. Żartuję, rzecz jasna. Po prostu dobrze się czuję i fajnie mi się gra. Jest mi wesoło, bo moja gra przekłada się na punkty dla zespołu. A z nami wiesz jak jest, w Warcie - nieważne kto, nieważne jak, czy przodem, czy tyłem, czy w kanadyjskiej czy nie w kanadyjskiej, ważne żeby te punkty były. Musimy wykorzystywać okazje, to kluczowa sprawa. Kiedy więc to zrobię i siedzi, to jest radość. Ogromna. Kiedy oglądam twoją radość po golu strzelonym Zagłębiu Lubin, przypomina mi się mecz Lecha z Juventusem Turyn z 2010 roku. Wtedy Alessandro Del Piero był chyba w twoim wieku, w swojej karierze nastrzelał tych bramek sporo, a gdy trafił do siatki Lecha, cieszył się jak dziecko. - Kiedy patrzę na takiego gola jak z Zagłębiem na drugi dzień, z boku, to mam wrażenie, że takie sytuacje dają mi nadzieję i przekonanie, że mogę dalej grać w piłkę. To jest prawdziwa radość. Czuję się jakbym strzelił bramkę w debiucie. Myślałem, że gdy w tym wieku zdobędę gola, to podniosę tylko rączkę i pójdę na środek. A tu nie. Może człowiek do prawdziwej, głębokiej radości też musi dojrzeć? - Być może tak jest. Ale miałeś już przecież kończyć karierę, tylko ci Warta nieoczekiwanie awansowała do Ekstraklasy! - Ten awans miał duże znaczenie. Gdybyśmy zostali w pierwszej lidze, to zapewne ciężko by mi było grać dalej. Zresztą nawet po awansie decyzje o tym, że gram nadal podjąłem trzy dni przed pierwszym meczem. W niedzielę był mecz, a w czwartek doszedłem do wniosku, że tak, chcę grać. I powiem ci, że z perspektywy czasu była to najlepsza decyzja, bo pół roku minęło mi bardzo szybko, dalej sprawia mi to radość i gdy teraz mnie ktoś spyta, co będzie w czerwcu, to wiadomo że szykuję się powoli do końca kariery, ale nie dam sobie ręki odciąć, że za dwa i pół miesiąca znów nie postanowię grać dalej. Poważnie? - Tak. Nie wiem tego, ale z mojej perspektywy to jeszcze sporo czasu, więc na razie cieszę się chwilą. Furtki jednak do dalszej gry nie zamykam. Niesamowite jest to, co mówisz, bo sam byłem i marzłem w Sosnowcu, widziałem was w tych meczach w śniegu i mrozie. Zastanawiałem się wtedy, czy nie zadajesz sobie pytanie: po co mi to było? - Właśnie nie, chociaż warunki rzeczywiście by takim pytaniom sprzyjały. Czyli chce ci się jeszcze marznąć? - No chce. Nawet nie narzekałem na to zimno za bardzo, zresztą nie wiem czy nasze boisko w Grodzisku nie jest najlepiej przygotowane w lidze. Klimat jest surowy, ale mnie trzyma klimat w szatni, ta ekipa. Jest fajnie, serio. Klimat w szatni jest, bo grasz w specyficznym zespole, który z tego słynie. Warta Poznań to jakiś fenomen! - To mnie kręci, bo każdy nas skreślał i chyba wszyscy uważali, że ciężko będzie nam złapać choćby kilka punktów. Tu nie chodzi o to, byśmy teraz wszystkim udowadniali, że się mylili, nie w tym rzecz. Chodzi o takie drobne sprawy. My nie gramy jakiegoś wybitnie ofensywnego futbolu, nie mamy dużo sytuacji bramkowych i tak dalej. My musimy czerpać radość z czego innego, np. z tego, że umiemy się wybronić, że mamy jedną sytuację i uda się ją wykorzystać, bo więcej nie będzie. Gramy futbol dla oka może niezbyt atrakcyjny, ale dający sporo frajdy. Do tego ta szatnia, taka niemal cała polska, w starym stylu. To klimat takich szatni, jakie były 20 lat temu. Wydawało mi się, że już ich nie ma, przeminęły, ale tu ją spotkałem. Bardzo mi to pasuje. A te emocjonalne przemowy trenera Piotra Tworka? To jeszcze działa na piłkarza o takim stażu jak ty? - Ja już nie potrzebuję motywacji z zewnątrz ani bodźców, potrafię sam się przygotować, ale jeżeli chodzi o przygotowanie drużyny, to bardzo pomaga. Trener Tworek ma taki dar, że uderza w dobre tony. On jak coś powie, a mówi to wzniośle, to od razu trafia do drużyny. Przez to jest mega dobrym motywatorem. To też taki styl prowadzenia zespołu, który zanika. A tu pozostał szkoleniowiec, który w to sobie ma. Świetna cecha, podoba mi się. Da się zauważyć, że Warta wychodzi na mecze na patosie i patetycznie też gra. - Tak jest. Pamiętaj, że u wielu naszych piłkarzy samo wyjście na mecz w Ekstraklasie jest dużym wydarzeniem, bo większość w niej nie grała. Przeżywają to. Szkoda, że kibiców nie ma i nie można tej Ekstraklasy odczuć w pełni, zobaczyć różnicę w porównaniu z pierwszą ligą także na trybunach. Namiastką były derby z Lechem, które oglądało mnóstwo ludzi. A propos, przeczytałem twoją wypowiedź, by się nie podniecać tym, że Warta jest w tabeli przed Lechem, bo on zaraz odpali. To nie tylko kurtuazja? Nie czujecie się lepsi od Lecha? - No gdzie, przecież nie mamy pola, żeby z Lechem naprawdę konkurować. Żadnego. Ani jeśli chodzi o organizację, ani kibiców, ani o zasoby sportowe. Przecież wiadomo, że Lech ma naprawdę wielu wybitnych piłkarzy. Teraz jest jak jest, ale wnioskuję, że Lech za mecz, dwa, trzy zapali i pójdzie w górę. Przecież wszyscy czujemy, że tak będzie, bo przerabialiśmy takie historie wiele razy. My rywalizujemy z zespołami walczącymi o utrzymanie, a Lecha w tej grupie na pewno nie będzie. W całej tej sytuacji, w której Warta się znalazła i tym dobrym flow, trzeba zachować balans. Nie możemy teraz wpadać w jakąś euforię i sadzić się, a po przegranej leżeć na ziemi i załamywać. Głowę trzeba trzymać prosto w każdej sytuacji, do ostatniej kolejki. Jako człowiek z zewnątrz jak diagnozujesz problemy Lecha? One były i za twoich czasów, a my już powoli nie mamy siły na Kolejorza. A Warta radzi sobie z presją. Przecież trener Tworek mówi, że cały czas gracie z nożem na gardle. - Od lat, można powiedzieć. Ale to jest taka presja związana z tym, co to utrzymanie oznacza dla klubu. Te środki za Ekstraklasę są bardzo potrzebne, żeby Warta żyła, akademia się rozwijała itd. W Lechu jest inaczej. Tam takich problemów nie ma, jest presja związana ze zdobyciem czegoś, włożenia do gabloty. To trochę inna sprawa. Ja nie chcę się za bardzo wymądrzać w sprawach Lecha, ale każdy zespół w sezonie ma jakieś tąpnięcie, kryzys i słabszy okres. Tylko w Lechu gdy taki okres się trafi, to w tym czasie przegrywa się szansę na mistrzostwo. W Lechu nie jest tak, że trwa to 2-3 mecze i wychodzimy z kłopotów, bo sezon jest długi i tak wszystko jest przecież do odrobienia, tylko gdy jest problem i wszystko leci w dół, to aż pod ziemię. I potem ciężko się wydostać. Gdy wychodzisz z dołka, szanse są pogrzebane. Czyli w Lechu wszystko jest na większą skalę, łącznie z kryzysem? - Tak, łącznie z nim. A kryzys to nic takiego w sporcie, normalna sprawa, tylko że trzeba w jego wypadku jak najszybciej wyjść na prostą. Żeby nie pogłębiać, a Lech pogłębia. Poza tym akurat w przypadku tego sezonu, gdy kryzys nadszedł, kołdra była mocno za krótka. Brakowało zawodników, lepiło się więc zespół już jakością nieco inną. Od twego odejścia z Lecha minęło półtora roku. Jak to teraz oceniasz? Wszystko było w porządku? - Teraz mogę to na chłodno ocenić i jest naprawdę wszystko ok. Przecież ja rozumiem, że nie zostałem pożegnany przez kibiców transparentami czy przyśpiewkami, bo w końcu sezon był fatalny. Nie ma co się oszukiwać, to był sezon taki jak ten. I ja rozumiem, że klimat nie sprzyjał wylewnym pożegnaniom. Byłem zadowolony z tego, jak pożegnała mnie szatnia czy władze klubu, to było godne. Zatem jestem zadowolony z tego, jak to odejście wyglądało. Zadry brak. A te obecne dyskusje "czy Łukasz Trałka przydałby się dzisiaj Lechowi" cię cieszą? - Wiem, że są. Żyję w Poznaniu, spotykam się z ludźmi, to wiem. To jest miłe, pewnie że tak, ale czy naprawdę byłbym potrzebny tej szatni? Pojęcia nie mam. Może w innej roli, może nie ciągnąłbym już wózka, ale może gdybym się od czasu do czasu pojawił na boisku, to bym nie zaszkodził. Co chcesz robić po zakończeniu kariery? Zacząłeś się zajmować mediami. Będziesz ekspertem medialnym? - To jeden z kierunków. Mam też z tyłu głowy też pomysł, by jakoś pracować w strukturach klubu. Którego? - A to jest dobre pytanie. Zapytania mam różne, nawet o to, bym jeszcze gdzieś pograł. Byłeś mistrzem Polski z Lechem Poznań. Jak to się robi? Co było wtedy, czego nie ma teraz? - Nie siedzę teraz w szatni Lecha, nie wiem jak tam jest i jak się tam żyje. Nie chcę być więc żadnym podpowiadaczem i zastanawiać się nad tym, co bym zrobił, gdybym tam był. Nie ma mnie tam, a ja lubię być za coś odpowiedzialny, mieć jakiś cel i coś do wykonania. Wtedy się wypowiem, powiem co uważam i co robić. A gdy nie jestem, to wolę nie. Rozmawiał Radosław Nawrot