Zobacz relację tekstową z meczu Warta Poznań - Lech PoznańBardzo zmieniła się sytuacja obu ekip w porównaniu z pierwszymi derbami Poznania w tym sezonie Ekstraklasy. Wtedy, we wrześniu warciarze skazywani byli na pożarcie z Lechem, kroczącym po sukcesy w europejskich pucharach. Przegrali tylko 0-1 i postawiła się dużemu sąsiadowi. Teraz, przed rewanżem Warta znajdowała się wyżej w tabeli od targanego wielkim kryzysem Lecha. A mecz derbowy tylko wykazał, że to nie jest dzieło przypadku. Lech pozorował atak, Warta się broniła Tak źle grający Lech nie stanowił bowiem dla Warty aż tak wielkiego zagrożenia jak pół roku wcześniej. Owszem, to on stworzył groźniejsze akcje (jeszcze więcej potencjalnie groźnych akcji nie zawiązał pod bramką rywali), z uderzeniem głową szturmującego bramkę gospodarzy Antonio Miliciem na czele. Jednakże cały warciany rząd trybuny VIP grodziskiego stadionu poderwał się z krzykiem w doliczonym czasie pierwszej połowy, kiedy to Maciej Żurawski był bliski zdobycia gola po rzucie rożnym. Bardzo bliski.Loża VIP wyglądała ciekawiej niż mecz, zwłaszcza, że ze strony Lecha zasiadł na niej nie tylko obecny właściciel Piotr Rutkowski, ale i poprzedni - Jacek Rutkowski. Kibicre Lecha dobrze pamiętają, że gdy on się pojawiał wcześniej, kolejni trenerzy Kolejorza mieli się czego obawiać. Lech zawodzi na oczach Rutkowskich Powodów do zadowolenia rodzina Rutkowskich nie miała, bo Lech grał naprawdę źle. Lał wodę na młyn Warty. Ta umiejętnie się broniła, dorzucała do tego wysoki pressing na graczach Kolejorza i w efekcie utrzymała do przerwy remis 0-0. I to mimo tego, że kontuzjowany Michał Kopczyński musiał opuścić boisko, a obrona Zielonych była zdziesiątkowana - brakowało nie tylko Bartosza Kieliby, ale i Roberta Ivanova. Taki remis Warta utrzymuje często, by zaatakować albo wykorzystać błąd rywala po przerwie.I tak zrobiła, ale mało kto się spodziewał, że wystarczy jej na to 20 sekund. Po akcji Makany Baku do siatki trafił znów ten niesamowity Mateusz Kuzimski, który rok temu o tej porze grał w drugiej lidze. Sensacja stała się faktem, ale czy na pewno była to taka sensacja? Lech Poznań zdobywa gola Woda na młyn Warty popłynęła jeszcze silniej, bo teraz mogła ona rozbijać ataki coraz bardziej zirytowanego Lecha. Robiła to łatwo, przeciwnicy nie byli w stanie oddać groźnego, celnego strzału. Na boisko weszli więc nowi gracze ofensywni - Michał Skóraś i Nika Kwekweskiri. Był przy piłce, miał pięciokrotnie więcej rogów, ale bił głową w mur. Trener Żuraw sypał więc kolejnymi zawodnikami, ale nic nie potrafił zdziałać. Wpuszczenie na boisko drugiego napastnika spowodowało nieco zamieszania, a rezerwowy Wasyl Krawieć dograł piłkę tak, że po przedłużeniu Pedro Tiby padł wreszcie gola dla Kolejorza. A strzelił go głową ten nowy islandzki reprezentant USA - Aron Johannsson, trafiający w każdym spotkaniu, w którym gra. Teraz to Lech był bliższy zwycięstwa i to w takich okolicznościach, jak we wrześniu - z decydującym golem w końcówce. Do ofensywy wszedł nawet obrońca Bartosz Salamon, który zmienił wyczerpanego gracza z Ameryki. I to on był bliski strzelenia tego zwycięskiego gola w potwornym zamieszaniu pod bramką Warty. Ostatecznie jednak piłkę wcisnął do siatki Pedro Tiby i Kolejorz derby wygrał. Wygrał po ogromnej dramaturgii, która przebiła tę z wrześniowego meczu. Warta Poznań - Lech Poznań 1-2 (0-0) Bramki: 1-0 Kuzimski (46.), 1-1 Johannsson (80.), 1-2 Tiba (90+4.)WARTA: Lis - Grzesik, Kupczak, Ławniczak, Kiełb - Baku (86. Janicki), Kopczyński (45. Czyżycki), Trałka, Żurawski, Jakóbowski - Kuzimski (72. Jaroch)LECH: van der Hart - Czerwiński, Rogne, Milić, Puchacz Ż (75. Krawieć Ż) - Sykora, Karlström, Tiba, Ramirez (75. Szymczak), Kamiński - Johannsson (89. Salamon)Sędzia: Przybył