W ubiegłym roku Termalica broniła się przed spadkiem, w obecnych rozgrywkach, w sporej mierze dzięki pracy Michniewicza, mimo wiosennego kryzysu, w jakim znalazł się zespół, raczej jej to nie groziło. Jesienią "Słonie" były rewelacją rozgrywek i zachowują miano niepobitej drużyny przez naszą eksportową ekipę - Legię Warszawa. Były drużyną dobrze zorganizowaną, zdyscyplinowaną taktycznie. Karuzela z trenerami to chleb powszedni nie tylko w polskiej, ale także zagranicznej piłce. Sęk w tym, że dotychczas właściciele klubu z Niecieczy należeli do elity roztropnych, cierpliwych zarządców polskiej piłki klubowej. Maleńką wioskę rozsławili poprzez firmę i futbol, z którym weszli na salony. W odróżnieniu od zdecydowanej większości zawodowych ośrodków piłkarskich wydają na drużynę tyle pieniędzy, ile mają, a nie tyle, ile chcieliby mieć. Co więcej, są jedynymi przedsiębiorcami, którzy z prywatnych środków zbudowali ładną arenę. Jakże to inne działanie od pozostałych klubów, którym miasta budują areny, a one niekoniecznie są skłonne do płacenia za wynajem. W Niecieczy wszystko działało w pełni profesjonalne, treningi monitorowały drony, aż cmokała nad tym brytyjska prasa. Wtem trach, cały profesjonalny wizerunek rozsypuje się niczym domek z kart, po jednej porażce. Leci głowa trenera, za rządzenie drużyną bierze się szwagier prezesa, a doradza mu dotychczasowy asystent Michniewicza. Rysy na nieskazitelnym wizerunku Bruk-Bet Termaliki pojawiały się już miesiąc temu. Jeszcze delikatne, z pozoru niegroźne, ale jednak widoczne. Oto za plecami trenera i dyrektora sportowego ściągnięto słowackiego Martina Mikovicza, którego dotąd nikt nie znał oprócz rodzonej matki. Michniewicz zostawia "Słoni" ze słabą passą, bez zwycięstwa w 2017 roku, ale jednak na miejscu siódmym, czyli w pierwszej "ósemce". W analogicznym okresie ubiegłego sezonu Termalica miała o siedem punktów mniej i była pod kreską, dzielącą ligę na grupę mistrzowską i spadkową. Na siódmym miejscu w tych rozgrywkach niecieczanie znaleźli się po raz pierwszy za kadencji Michniewicza. Wcześniej zajmowali pozycje od drugiej do piątej. Rozmawiałem z kolegami po fachu i zwłaszcza ci, którzy na stałe zajmują się drużyną z Niecieczy, zgadzali się z moją tezą: miejsce w czubie tabeli Termaliki to wynik ponad stan, a zespół przypomina skład miału i papy. Jest solidnie, tanio, wszystko pod ręką, lecz bez fajerwerków. Wyjątek stanowi Brazylijczyk Guilherme, a po kontuzji Vlastimira Jovanovicia nie ma uznanej firmy, która by go zastąpiła. Długo przyglądałem się Wiśle Kraków Bogusława Cupiała i nie pamiętam żadnego transferu, który by został przeprowadzony w ten sposób, co w Niecieczy sprowadzenie Mikovicza. Co więcej, przy zakupie Nigeryjczyka Kalu Uche Cupiał zażądał pisemnych gwarancji od ówczesnego trenera Franza Smudy, że ze skrzydłowego będzie pożytek. A gdy Kalu długo nie mógł pokazać potencjału, prezes Cupiał zwykłe pół-żartem, pół-serio żądać zwrotu pieniędzy od autorów transakcji. Później jednak, za kadencji Henryka Kasperczaka Uche wyrósł na jednego z najlepszych obcokrajowców w historii Ekstraklasy i Wisła zarobiła na nim krocie (1,5 mln euro). Właściciele Bruk-Betu Termaliki nie nauczyli się nawet na błędach Pogoni Szczecin, która odprawiła Michniewicza, bo nie awansował do pucharów i styl gry był mało efektowny. Dziś "Portowcy" mają duże kłopoty z awansem do czołowej "ósemki". Po trenerskiej roszadzie w Niecieczy można wnioskować, że podobne staną się udziałem Bruk-Betu Termaliki. I pomyśleć, że jest aż dziewięć klubów, w większości zamożniejszych od "Słoni", które chciałyby mieć taki dorobek punktowy. Zanosi się też na ciekawy spór prawny między Bruk-Betem Termalicą a Michniewiczem. Kontrakt gwarantował trenerowi automatyczne przedłużenie umowy o rok, czyli do końca czerwca 2018 roku, jeśli awansuje z zespołem do pierwszej "ósemki". Michniewicz zadanie wykonał, zostawił zespół na siódmym miejscu, a co już zmajstrują jego następcy, na czele ze szwagrem prezesa, to już nie jego problem. Michał Białoński Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy Ranking Ekstraklasy - kliknij!