Gdy w miniony piątek Franz Smuda udał się do szpitala, na zabieg czyszczenia kolana, na uroczystej kolacji przed finałem Pucharu Polski niektórzy kolportowali wiadomość: "Smudzie wdarł się do nogi gronkowiec, grozi mu amputacja kończyny". Okazało się to być niesmacznym żartem, co sprawdziliśmy u źródła. - Kto to powiedział, niech odszczeka. Mojej nodze nie groziła żadna amputacja. Jestem po zabiegu czyszczenia kolana, który się udał. Jeszcze chodzę o kulach, by nie przeciążać kończyny, ale zamierzam jeszcze długo trenować. Skończę tak jak Aragones, który w zaawansowanym wieku zdobył mistrzostwo Europy, a później jeszcze związał się trzyletnim kontraktem z Fenerbahce. Nikt mnie nie będzie do trumny za życia chował - dowodzi Franz. Zapytany o to, komu obecnie kibicuje w Ekstraklasie, Smuda bez wahania wskazał na Bruk-Bet Termalicę. - Wbrew wiatrowi w oczy, jaki wieje ostatnio Bruk-Betowi Termalice ja z całego serca kibicuję właścicielom klubu państwu Witkowskim. W polskiej piłce takich ludzi, którzy poświęcają się dla klubu można szukać ze świeczką - uważa. - Coraz mniej jest w polskiej piłce zamożnych pasjonatów, którzy w kluby pakują masę własnych pieniędzy. Dzięki ich zapałowi może kiedyś doczekamy się reprezentanta Polski z Niecieczy. Chciałbym, aby tak się stało. Dla dobra całej naszej piłki - podkreśla Smuda. Zachwala też bazę treningową, jaką mają w Niecieczy. Zadowolony jest też z tej, jaką ma na Łodziance jego Widzew, z płytami naturalnymi, hybrydową i sztuczną najnowszej generacji. Gdy Franz leżał w szpitalu na czyszczeniu kolana, jego podopieczni nieoczekiwanie przegrali z Ursusem Warszawa i ich droga po awans wydłużyła się. - Nie ma paniki, w sobotę gramy u siebie z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Nasi rywale w walce o awans też będą gubili punkty, bo spotkania z dołem tabeli mają już za sobą - uważa Smuda. Jest zaskoczony zaciętością rywalizacji w III lidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym. - Dużo łatwiej pracuje się w Ekstraklasie, bo tam masz zawodników o dobrej technice, a tu trzeba budować i to w dużym tempie. Cały czas muszą grać też dwa młodzieżowcy i to po 90 minut, ale nie narzekamy, tylko radzimy sobie w takich warunkach, jakie są - dodaje trener Widzewa. - Rywale w III lidze są nieobliczalni. Ułożysz drużynę na mecz, wychodzisz na boisko i szybko się okazuje, że musisz układać od nowa, bo twój zespół stara się grać w piłkę, a oni z buta do przodu - podkreśla Franciszek Smuda, który cieszy się z obecności w składzie starego wyjadacza Roberta Demjana. - Gdyby nie on, to byłoby ciężko - twierdzi. MiBi