Artem Putiwcew na co dzień mieszka w Polsce, lecz w Ukrainie została jego rodzina. W obliczu wojny wypowiedzianej Ukrainie przez Władimira Putina i Rosję piłkarz bardzo martwi się o swoich bliskich. Krewni zawodnika Bruk-Betu Termaliki Nieciecza mieszkają w Charkowie, czyli na północnym wschodzie kraju, niedaleko granicy z Rosją. To właśnie to miasto stało się jednym z kierunków rosyjskiej zbrojnej inwazji. PZPN rozczarowany stanowiskiem FIFA w sprawie Rosji. Jest reakcja Artem Putiwcew o wojnie wypowiedzianej Ukrainie przez Rosję. "Wygląda to dramatycznie" Rodzice Putiwcewa są w Charkowie i na bieżąco zdają mu relację, co dzieje się w mieście. Piłkarz przekazał ich słowa w rozmowie z "Faktem". "Gadam z rodzicami, kolegami. Sytuacja jest bardzo ciężka. Wygląda to dramatycznie" - powiedział. Przyznał, że na wśród znanych mu Ukraińców "mało kto spodziewał się, że dojdzie do działań na taką skalę". "Nie wyobrażano sobie czegoś podobnego. Większość osób myślała, że działania z ostatnich dni tak naprawdę były straszeniem Ukrainy. Sam nie wierzyłem, że może wydarzyć się coś takiego, jak strzały rakietowe i ataki na terenie całego kraju" - wyjaśnił. Ulgę Artemowi przynosi jedynie fakt, że na kilka dni przez wybuchem wojny do niego, do Polski, dołączyły żona i córka. "Bardzo mnie to cieszy, że nie muszę się o nie martwić" - podsumował. Witalij Kliczko z bronią w ręku staje w obronie Kijowa. "Nie mam wyjścia"