Do niecodziennej sytuacji doszło w końcówce sobotniego meczu Stali Mielec z Lechią Gdańsk. Przy remisie 3-3 goście dążyli do wygranej, zgoła inny cel miał napastnik gospodarzy, Fabian Piasecki. Za wszelką cenę chciał wywalczyć żółtą kartkę. Tak, to nie błąd pisarski. Otóż kolejne spotkanie mielczanie rozegrają ze Śląskiem Wrocław, z którego wypożyczony jest Piasecki. Występ napastnika przeciw macierzystej drużynie kosztowałby Stal sporo pieniędzy, dlatego jego udział był wykluczony. Gospodarze postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - jeśli snajper nie może zagrać, to niech przy okazji odcierpi karę za cztery żółte kartki. Ostatecznie udało się, po którymś z przewinień sędzia Tomasz Kwiatkowski zlitował się i pokazał zawodnikowi żółtą kartkę - Piasecki we Wrocławiu nie zagra, bo i tak zagrać nie mógł. To był jeden z kilku sukcesów Stali tego dnia - najważniejsze, że udało się zremisować z Lechią 3-3 mimo dwubramkowej straty. Ligowa dramaturgia! Stal Mielec remisuje z Lechią Gdańsk 3-3 Biało-Zieloni już trzeci raz (na 15 spotkań ogółem) tracą w Ekstraklasie dwubramkowe prowadzenie - poprzednio stało się tak w meczach z Radomiakiem i Wisłą Kraków - oba zakończyły się remisami 2-2. To sześć straconych punktów. Z drugiej strony lechiści w doliczonym czasie gry zapewnili sobie zwycięstwo z Wartą Poznań (2-0) i Zagłębiem Lubin (2-1) oraz remis ze Śląskiem Wrocław (1-1). Czyli pięć punktów do przodu. Jan Kaczmarek musiał słuchać podszeptów ligowych wyjadaczy, gdy śpiewał, że "bilans musi wyjść na zero". Gołym okiem widać, że ekipa innego Kaczmarka (Tomasza) to zupełnie inna drużyna niż poprzedniego trenera Piotra Stokowca. Nie chodzi li tylko o liczbę punktów po 15 spotkaniach, chociaż ona też jest ważna - Lechia Gdańsk ma 30 punktów, w poprzednim sezonie na tym etapie miała punktów 19. Starczy porównać mecze ze Stalą w Mielcu - w poprzednich rozgrywkach Lechia wygrała 1-0 po bodaj jedynej składnej akcji gości w meczu, poza nią trwało ostrzeliwanie bramki Dusana Kuciaka. Teraz padł remis 3-3, wynik gorszy, ale postronnego kibica mecz o wiele lepszy do oglądania. Każdemu zostawiam odpowiedź, którą Lechię Gdańsk woli. Inna jest też Stal Mielec, w poprzednich rozgrywkach desperacko broniąca się przed spadkiem, teraz groźna dla najlepszych drużyna środka tabeli. Stal Mielec. Fabian Piasecki nie zagra ze Śląskiem Wrocław Starczy przytoczyć los wspomnianego na wstępie Fabiana Piaseckiego. Śląsk Wrocław oddał go bez specjalnego żalu, chociaż napastnik strzelał bramki w europejskich pucharach, zdobył też niezwykle efektownego gola na wagę punktu z Piastem w Gliwicach. Pod koniec okna transferowego został wypożyczony do Mielca, gdzie właściwie z miejsca zaczął trafiać do siatki. Do tej pory strzelił trzy bramki i stanowi niezwykle ważne ogniwo gry Stali. Po meczu trener Lechii Gdańsk przyznał, że jego drużyna miała spore problemy z zapanowaniem nad długimi piłkami, która drużyna trenera Adama Majewskiego zagrywała do Piaseckiego. Po 15 kolejkach mielczanie mają 21 punktów, tyle samo co Śląsk Wrocław, który w bezpośrednim meczu (sobota, godz. 15) meczu nie będzie mógł skorzystać z najlepszego strzelca w lidze - Erik Exposito ma dziewięć goli, tak jak Piasecki, otrzymał w weekend czwartą żółtą kartkę. Trudno oprzeć się wrażeniu, ze w tej sytuacji trener Jacek Magiera chętnie skorzystałby z będącego w dobrej formie Piaseckiego, zamiast Caye Quintany, który na razie zawodzi. Bieżący sezon Ekstraklasy jest wyjątkowo ciekawy. Nie brak zaskakujących zwrotów akcji i emocjonujących meczów jak ten sobotni w Mielcu. To było dobre widowisko, na boisku i na trybunach. Gorący doping, ponad cztery tysięcy widzów niósł gospodarzy. Gdy z nieliczną, gdańską delegacją stawiliśmy się na mieleckim obiekcie na ponad godzinę przed meczem, uprzejmy ochroniarz wyjaśnił, że jeszcze nie wpuszczają, sugerując byśmy rozejrzeli się po Mielcu. Byliśmy w barze u Kevina Aistona (strażak z programu "Europa da się lubić", na co dzień wierny fan Chelsea, o czym świadczą liczne tatuaże) na "fish and chips" i co tu jeszcze robić? Miasto nie przytłacza atrakcjami, ale być może właśnie dlatego Stal jest powodem do dumy dla mieszkańców, czynnikiem który ich jednoczy. Dla mieszkańców Podkarpacia piłka nożna jest wyjątkowa ważna. Po drodze do Mielca wstąpiliśmy na derby między Wisłoką Dębica, a Siarką Tarnobrzeg. Niezły poziom spotkania, na trybunach iście sylwestrowy pokaz pirotechniczny, mimo że to zaledwie III liga. Serce rosło widząc całe rodziny w biało-niebieskich barwach zmierzające na mielecki stadion mimo listopadowej pogody. Tłum na stadionie, tłumy przy stoisku ze stadionową "giętą", serwowaną w przystępnej cenie na dobrym, ligowym poziomie, ciekawy (darmowy!) program meczu. Ile klubów w lidze takie wydaje? Ekstraklasa potrzebuje takich ośrodków jak Mielec. Mnie w trakcie meczu przyszło do głowy porównanie z francuskim Lens - mieście postindustrialnym, niezbyt popularnym turystycznie, ale tak jak Mielec z klubem, z bogatą historią, który po latach chudych wrócił na należne miejsce. W tak emocjonujący dzień meczowy znika gdzieś w niepamięci hasło "Organizacyjnie - Stal Mielec". W sobotę wszystko wydawało się być na swoim miejscu, chociaż mogły dziwić dość desperackie nawoływania spikera o zasilenie zrzutki, gdyż "nasz klub jest wciąż w trudnej sytuacji". Zastanawiający sposób podreperowania klubowych finansów, choć może w tych czasach nie ma złych sposobów? Reasumując - ściskam kciuki, by polskiemu RC Lens wiodło się jak najlepiej i by nie udawał kogoś kim nie jest. I tu kamyczek do ogródka spikera - nigdzie w Ekstraklasie nie spotkałem się z takim sposobem prezentacji wyniku. Otóż po kontaktowej bramce dla Stali, gdy było 2-3 (tam był jeszcze "trash talk" między Kuciakiem, a strzelcem - Grzegorzem Tomasiewiczem), spiker wywołał liczbę bramek miejscowych: "dwa!". A dla gości? "zero!", mimo że mieli "trzy". Oczywiście to drobiazg, zawsze mógł zaintonować jak w stolicy, gdzie przy liczbie bramek gości krzyczą brzydki wyraz. Ale czy to jest dobry wzór do naśladowania? Maciej Słomiński