Najważniejszym wydarzeniem w Śląsku w przerwie między sezonami była sprzedaż pakietu większościowego akcji, które należały do miasta Wrocław. Do przetargu przystąpiły cztery podmioty, a w finałowej batalii znalazło się Konsorcjum Spółek z liderem Wratislavia-Biodiesel S.A. Grzegorza Ślaka oraz Amerykanin Dean Johnson. Gmina uznała ofertę tego pierwszego za pewniejszą i zdecydowała się sprzedać mu 54,5 proc. akcji piłkarskiego Śląska za trzy miliony złotych. Do wtorku umowa między biznesmenem a miastem nie została jednak podpisana i nie jest jasne, kiedy, a nawet czy w ogóle, to nastąpi. Ślak postawił twarde warunki w sprawie zmiany umowy wynajmu stadionu, na co nie chce przystać spółka zarządzająca obiektem. Pat trwa i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak się zakończy. Na Oporowskiej wierzą, że nawet jeżeli cała sprawa się przeciągnie, to jednak zakończy się pomyślnie. Dla Śląska to "być albo nie być". - Nowy, prywatny właściciel to bez wątpienia szansa dla klubu i wspaniała wiadomość dla naszych kibiców. Nowe otwarcie stwarza perspektywę przede wszystkim biznesowego rozwoju. Zmiany właścicielskie nie miały jednak bezpośredniego wpływu na zespół. Wraz ze sztabem szkoleniowym realizowaliśmy nasz plan, aby drużyna mogła być optymalnie przygotowana do nadchodzącego sezonu - powiedział prezes Śląska Michał Bobowiec. Gorąco od rozmów było bowiem nie tylko w gabinetach włodarzy miasta, ale także kierownictwa klubu, bo po sezonie zespół kierowany przez trenera Jana Urbana przestał praktycznie istnieć. Z powodu wygaśnięcia kontraktu lub wypożyczenia, transferu czy rozwiązania umowy za porozumieniem stron odeszło aż 13 piłkarzy. Tuż przed wznowieniem treningów szkoleniowiec wrocławian miałby problem ze skompletowaniem jedenastki. Największą stratą było odejście Ryoty Morioki (Waasland Beveren), któremu jeszcze w trakcie poprzednich rozgrywek włodarze klubu obiecali, że dadzą zgodę na transfer. Później starali się Japończyka mimo wszystko namówić na pozostanie, ale ten nie chciał dłużej grać w polskiej Ekstraklasie i przeniósł się do Belgii. Zaskoczeniem był brak porozumienia w sprawie nowego kontraktu z Kamilem Bilińskim (Wisła Płock), po którego odejściu trener Urban nie miał ani jednego napastnika w kadrze. Tuż przed rozpoczęciem nowego sezonu sytuacja w napadzie Śląska jest niewiele lepsza, bo z zawodników, którzy mogliby grać w ataku jest tylko sprowadzony z Apollonu Limassol Arkadiusz Piech. Poza tym do klubu trafili: Jakub Kosecki (SV Sandhausen), Michał Chrapek (Lechia Gdańsk), Dorde Cotra (KGHM Zagłębie Lubin), Serb Dragoljub Srnić (FK Cukaricki Belgrad), Łotysz Igors Tarasovs (Giresunspor Kulubu), bramkarz Jakub Słowik (Pogoń Szczecin) oraz Oktawian Skrzecz (FC Schalke II). Poza tym z wypożyczeni wrócili Lasza Dwali i reprezentant młodzieżówki bramkarz Jakub Wrąbel. Mimo sporych ruchów personalnych wrocławski zespół nadal posiada duże luki i włodarze klubu doskonale zdają sobie z tego sprawę. - Jesteśmy przekonani, że nowi piłkarze podniosą poziom sportowy. Trener Urban dysponuje obecnie mocną, lecz dość wąską kadrą. Dlatego też należy spodziewać się kolejnych wzmocnień - potwierdził Bobowiec. W najbliższych tygodniach do Śląska może trafić od trzech do nawet sześciu nowych zawodników. Drużyna ma być na tyle silna, aby po dwóch sezonach walki o utrzymanie tym razem mogła być się o wyższe miejsca w ligowej tabeli. - Podstawowym celem musi być awans do grupy mistrzowskiej. Jesteśmy jednak ambitni i zależy nam, aby postawić później kolejny krok i znaleźć się w pierwszej czwórce na koniec sezonu - przyznał prezes Śląska. W dwóch pierwszych kolejkach wrocławianie zagrają na wyjeździe. Pierwszy raz w starciu o punkty zespół trenera Urbana zaprezentuje się własnym kibicom dopiero 28 lipca. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa: sprawdź terminarz sezonu 2017/18!</a>