Maciej Słomiński, Interia: Przed pierwszym meczem po restarcie PKO Ekstraklasy słowo "niewiadoma" było odmieniane przez wszystkie przypadki. Spotkanie z Rakowem Częstochowa (1-1) za wami, jesteś trochę mądrzejszy? Michał Chrapek, pomocnik Śląska Wrocław: - Przed startem ligi zawsze gra się trzy czy pięć meczów kontrolnych, tutaj tego nie było. Tego brakowało mi najbardziej, by zmierzyć się z rywalami z innych drużyn. Na treningach była agresja, była walka, ale brakowało realnego przeciwnika. Naturalnym jest, że człowiek przyzwyczaja się do otoczenia i kolejne mecze w tych nietypowych warunkach będą lepsze. Mecz z Rakowem był na niezłym poziomie pod kątem gry defensywnej, w ofensywie wiele brakowało do ideału. Trafiłeś do siatki z rzutu karnego w doliczonym czasie gry. Może paradoksalnie to, że nie było kibiców i związanej z nimi presji ułatwiło twoje zadanie? - Każdy piłkarz woli grać z kibicami. To był dla nas ważny moment, decydujący o zdobyciu punktu. To tylko jedno "oczko", ale sytuacja w tabeli jest taka, że może być ono na wagę złota. W pierwszym ligowym meczu w bieżącym roku rzut karny wykonywał Krzysztof Mączyński. W spotkaniu z Rakowem był na boisku, ale wyrwałeś mu piłkę i skierowałeś ją do siatki? - Nikt nikomu niczego nie wyrywał. Mamy ustaloną kolejność wykonywania rzutów karnych - Krzysiek jest pierwszy, ja drugi. Sam do mnie podszedł i dał piłkę, żebym to ja strzelał. Już w pomeczowym wywiadzie mówiłem, że bardzo doceniam takie zachowanie. W tym meczu nie szło mi najlepiej, dzięki temu uderzeniu mogłem się zrehabilitować. W barwach Wisły Kraków zdobyłeś ligową markę i jako 22-letni zawodnik wyjechałeś na Sycylię, do Catanii, do ligi włoskiej. Byłeś tam tylko rok, po czym wróciłeś do Polski. Czego zabrakło, żebyś na stałe zagościł w Serie B, a w dalszej perspektywie w Serie A? - Nie do końca czuję, że sobie nie poradziłem. W pierwszym roku może nie podbiłem tej ligi przebojem, ale rozegrałem sporo meczów, poznałem nową kulturę piłkarską, adaptowałem się. Kontrakt miałem na cztery lata. Mocno nastawiałem się na drugi sezon, ale Catania kombinowała z meczami i została karnie zdegradowana. Gdy wróciłem po wakacjach, poproszono nas grzecznie o przejście do szatni drugiej drużyny. Musiałem stamtąd uciekać.