W ubiegłym sezonie Robak dwunastokrotnie był zmieniany przez Bjelicę w trakcie II połowy, bądź nawet w przerwie. Zmiany irytowały go coraz bardziej, aż popadł w konflikt z trenerem.Co ciekawe, w końcowych minutach wczorajszej konfrontacji szkoleniowiec Śląska Jan Urban również zdjął ambitnego napastnika. Uczynił to jednak w taki sposób, że schodzącemu Robakowi pojawił się uśmiech na twarzy.Przed kamerami Canal+Sport piłkarz zdradził, co szepnął mu na ucho zdejmujący go trener. - Jan Urban powiedział mi, że to piękne momenty, kiedy zawodnik schodzi w końcówce, a wszyscy kibice wstają, żeby mu podziękować za grę. Ja też im dziękuję, bo wspierali nas przez pełne 90 minut. Przy okazji chciałem też podziękować kibicom Lecha, bo nie było kiedy się z nimi pożegnać, dlatego podszedłem pod ich trybunę i to zrobiłem - opowiadał Robak. W piątek napastnik wrocławian nie miał okazji nawet do kurtuazyjnego do spotkania z Nenadem Bjelicą.- Chciałem się z trenerem Bjelicą przywitać, bo tak wypada, ale przed meczem nie spotkaliśmy się, a później trener był coraz dalej ode mnie - rozkładał ręce Robak. Marcin miał na myśli fakt, że szkoleniowiec gości został wyrzucony na trybuny przez sędziego Pawła Gila. Co ciekawe, arbiter oddalił Bjelicę za sekwencję zdarzeń, którą zapoczątkowały protesty po faulu właśnie Robaka na Rafale Janickim. Chorwat domagał się pokazania drugiej żółtej kartki napastnikowi Śląska, który już wcześniej nabił śliwę pod okiem obrońcy Lecha. - Janicki starał się wyprzedzać mnie w przyjęciu piłki, więc reagowałem szeroko rozstawionymi rękoma i faktycznie raz go trafiłem przypadkowo. Później starałem się unikać tego błędu - opowiadał Robak. Cierpliwość sędziego Gila do Bjelicy skończyła się, gdy ten nakrzyczał na arbitra technicznego w 44. min, po kontrowersyjnym faulu Christiana Gytkjaera na Igorsie Tarasovsie. Pyskówka Bjelicy miała miejsce zaledwie minutę po tym, jak główny go uspokajał. Co ciekawe, swego siódmego gola w sezonie, a trzeciego z rzędu z karnego, Robak strzelił swemu dawnemu druhowi Matuszowi Putnockiemu. Stopień znajomości obu piłkarzy, którzy dzieli pokój podczas zgrupowań Lecha, a także zostawali na ćwiczenie karnych i rzutów wolnych po treningach, spowodował, że ta "jedenastka" była wyjątkowo interesująca. - Marcin nigdy nie strzela w tą samą stronę, tylko dobrze zmienia kierunki. Starałem się go wyczuć, ale tym razem się niestety nie udało - powiedział Putnocky. - Skoncentrowałem się wyjątkowo przed tym karnym. Matusz wiedział, że częściej strzelam w prawą stronę patrząc od strony bramkarza, a jednak rzucił się w lewy róg - mówił z ulgą Robak. MB