Od powrotu do ekstraklasy w 2008 roku Śląsk jeszcze nigdy po rundzie jesiennej nie był w ligowej tabeli tak nisko, czyli na 13. miejscu. Czeka was ciężka wiosna, zwłaszcza, że po reformie rozgrywek celem minimum jest znalezienie się w czołowej ósemce po sezonie zasadniczym...Sebastian Mila: Był kiedyś taki sezon, jeszcze za czasów trenera Ryszarda Tarasiewicza, kiedy na trzy kolejki przed końcem groził nam spadek. Musieliśmy wygrać z Piastem Gliwice oraz Odrą Wodzisław, a mieliśmy jeszcze mecz z Arką Gdynia. Później przyszły sukcesy, a teraz znowu znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Nie zamierzam jednak ubolewać i narzekać. Każdy zespół dopada kiedyś kryzys i teraz dopadł nas. Wierzę, a nawet jestem pewien, że wiosną będziemy grali już na naszym normalnym, czyli wysokim poziomie. To jednak nie oznacza, że znajdziemy się znowu na podium. Myśli pan, że może Śląska zabraknąć w pierwszej ósemce? - Będzie bardzo ciężko. Nie ukrywam, że trochę wymknęło się to nam spod kontroli. Nie tylko mamy mniej meczów do rozegrania, to jeszcze czekają nas pojedynki z takimi zespołami, jak Lech Poznań czy Legia Warszawa. Pozostaje wierzyć, że będzie dobrze i prosić, by kibice trzymali za nas kciuki. Dlaczego tak się dzieje, że po dobrym okresie każdy zespół musi dopaść kryzys? - Nie ma na to odpowiedzi, bo gdyby była, drużyny nie przeżywałyby dużych wahań formy. Nie ma złotego środka, chyba, że takim jest posiadanie zespołu złożonego z 20 najlepszych piłkarzy świata. Ale nie wiem, czy to by coś dało. Taki jest futbol i dlatego m.in. jest piękny. Nawet grupa wybitnych graczy nie da gwarancji ciągłych sukcesów. Ze Śląska odeszło ostatnio dużo zawodników i to na pewno miało wpływ na naszą postawę. Podobnie jak zawirowania w klubie związane ze sprawami właścicielskimi. Nie żałuje pan, że w czerwcu przedłużył umowę ze Śląskiem? - Absolutnie nie, choć też miałem trudny okres. Początek sezonu był bardzo obiecujący, ale później zaczęły mi doskwierać różne problemy, a na sam koniec przytrafiła się kontuzja kolana. Ta runda była dla mnie przegrana, jeżeli chodzi o zdrowie. Gdybym był w pełni sił, na pewno moja dyspozycja byłaby lepsza. Teraz jednak wierzę, że po dobrze przepracowanej zimie, będzie to lepiej wyglądać. Jak pan ocenia reformę ekstraklasy - podział punktów na pół i ligi na dwie grupy? - Myślę, że z oceną musimy poczekać do zakończenia sezonu. Z perspektywy Śląska reforma jest ciekawa, bo nas ratuje. Normalnie nie mielibyśmy już żadnych szans na zajęcie miejsca dającego prawo gry w europejskich pucharach, a teraz jeszcze takie mamy. Będzie trudno, ale to możliwe. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć jednak na pytanie, czy to jest sprawiedliwe. My się cieszymy, bo pozostajemy w grze. Jest ktoś w stanie przeszkodzić Legii Warszawa w zdobyciu mistrzostwa? - Wydaje mi się, że ciężko komukolwiek będzie zagrozić Legii. To świetnie zarządzany klub. Nie oszczędza, a wręcz przeciwnie, cały czas inwestuje w zespół. Idzie pełną parą naprzód. Jeżeli ktoś ma wygrać ligę, to niech to będzie Legia, bo jest się od kogo uczyć. Poza tym z polskich klubów ma chyba w tej chwili największe szanse zaistnieć w Europie, co może pomóc całej naszej piłce. Pozostałe zespoły mogą bić się o srebro i brąz. Tak krótkiego okresu przygotowawczego w zimie jeszcze chyba w naszej lidze nie było. Może to odegrać jakąś rolę w rundzie wiosennej? - Czeka nas specyficzna zima, bo runda wiosenna nigdy wcześniej nie ruszała już w połowie lutego. Dlatego przygotowania powinny być inne niż zwykle. Jeżeli mocno się przyłoży, to później można nie zdążyć zregenerować sił przed startem ligi. Trzeba będzie uważać i trenerzy muszą to wszystko ogarnąć. Dla wszystkich to pewna nowość. Mnie akurat podoba się, bo okres przygotowawczy jest krótki i intensywny. Długie przygotowania były bez sensu i marnowaliśmy tylko czas. Trenowaliśmy na zmrożonych boiskach i kartofliskach, a to się mija z celem. Rozmawiał Mariusz Wiśniewski